Katarzyna Gacek - Magdalena Borowska 3 - Śmierć na Zanzibarze.pdf

(1379 KB) Pobierz
Zosi i Ryszardowi.
To była podróż mojego życia, dziękuję!
PROLOG
K
olejka
WKD o szóstej dwadzieścia z Warszawy była prawie pusta.
W pierwszym wagonie oprócz mężczyzny jechało zaledwie kilku zaspanych
pasażerów.
On jednak nie mógł sobie pozwolić nawet na chwilę nieuwagi. Na
każdej stacji przyglądał się czujnie wsiadającym, analizował ich wygląd
i zachowanie. Gdyby ktoś wydał mu się podejrzany, natychmiast opuściłby
pociąg.
Im dalej od Warszawy, tym stawał się spokojniejszy. Wyglądało na to,
że uda mu się dojechać do celu bez komplikacji. Nikt go nie śledził. Jego
plan awaryjny sprawdzał się całkiem dobrze. Jeszcze tylko ostatni etap
i będzie bezpieczny.
Za Podkową Leśną tory się rozdzieliły. Kolejka przetoczyła się przez
zwrotnicę i ruszyła w kierunku Grodziska. Po kolejnym kwadransie podróży
zagajniki młodych brzóz za oknem ustąpiły miejsca jednorodzinnym
domom, a miejsce ścieżek zajęły asfaltowe jezdnie, na których co
kilkadziesiąt metrów puchły pagórki spowalniaczy. Mężczyzna znał ten
krajobraz bardzo dobrze. Wiedział, że pociąg za chwilę zwolni i przy wtórze
przeraźliwego pisku hamulców zatrzyma się na stacji Grodzisk Mazowiecki
Radońska, ostatniej na tej linii.
Podniósł się ze swojego miejsca i stanął przy drzwiach jako pierwszy,
a kiedy tylko się otworzyły, wyszedł na peron. Zapach, który uderzył go
w nozdrza, również był znajomy. Woń wilgotnej ziemi i zwiędłych kwiatów,
unosząca się nad pobliskim cmentarzem, mieszała się z zapachem benzyny
i oleju silnikowego, warzyw i zwierząt, dochodzącym od strony placu
targowego, na którym handlowali rolnicy z sąsiednich wsi.
Mężczyzna odruchowo spojrzał na zegarek. Była dopiero siódma, ale
na targowisku trwał intensywny ruch. Nawet z tej odległości widział
stragany pełne towaru i kręcących się między nimi ludzi. A więc jest środa,
uświadomił sobie, zaskoczony, jak wydarzenia ostatnich dni skutecznie
wybiły go z orbity czasu. Targ w Grodzisku zawsze odbywał się w środy.
Prawie wszyscy pasażerowie, którzy wysiedli z kolejki razem
z mężczyzną, skierowali się w stronę targowiska, on jednak nie zamierzał
dzisiaj nic kupować. Zresztą nawet gdyby chciał, i tak by nie mógł – ostatnie
osiem złotych wydał na bilet kolejki. To był zresztą jeden z powodów, dla
których wybrał właśnie WKD, a nie kolej mazowiecką. Koleją również
można było dojechać z Warszawy do Grodziska, ale tam bilet kosztował
jedenaście złotych. Aż tyle pieniędzy nie miał.
Skręcił w lewo, minął budynek dworca i szybkim krokiem ruszył ulicą
Radońską, którą tak dobrze znał. Szedł lekko zgarbiony, chowając głowę
w ramionach, a oczy – pod daszkiem wyblakłej od słońca czapki z logo
klubu golfowego. Od kilku dni się z nią nie rozstawał, dawała mu złudzenie
anonimowości.
Był niewyspany, zziębnięty i głodny, ale liczył, że ta podróż zmieni
jego sytuację.
Dziesięć minut później zatrzymał się przed szeroką bramą zbudowaną
z fantazyjnie powyginanych metalowych prętów. Obserwował przez chwilę
znajdujący się po drugiej stronie ogrodzenia teren: szeroki podjazd z żółtych
płyt piaskowca, klomby i żywopłoty utrzymane tak idealnie, że wyglądały
jak sztuczne, krótko przystrzyżony trawnik pokryty szronem. Po chwili
przeniósł wzrok na dom, piętrową willę w kolorze rdzy o ostentacyjnie
turkusowych okiennicach. Mężczyzna pamiętał ten budynek sprzed lat,
otynkowany na biało, i musiał przyznać, że nowy kolor elewacji dawał
bardzo ciekawy efekt. Znowu spojrzał na zegarek, potem odetchnął głęboko
i nacisnął dzwonek domofonu.
Za pierwszym razem nie było żadnej reakcji. Za drugim też nie.
Po trzecim dzwonku zarejestrował lekki ruch w oknie, zupełnie jakby
ktoś delikatnie odsunął firankę i zaraz ją opuścił.
– Kto tam? – z głośnika na słupku furtki dobiegło ostrożne pytanie.
– Dzień dobry – odpowiedział, a potem podał swoje imię i nazwisko
i przesunął się tak, żeby być widocznym dla osoby za oknem. – Wpuści
mnie pani?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin