Czornyj Max - Komisarz Eryk Deryło 02 - Ofiara.pdf

(1383 KB) Pobierz
Pamięci mojego kochanego Dziadka,
Józefa Hartanowicza
Gdy przyzwyczaimy się lekceważyć jedno z praw natury,
prawdziwą rozkosz dać nam może tylko przekraczanie ich
wszystkich po kolei...
Markiz de Sade
Oto wy wszyscy, którzy rozniecacie ogień, którzy zapalacie
strzały ogniste, idźcie w płomienie waszego ognia, wśród
strzał ognistych, któreście zapalili.
Z mojej ręki przyjdzie to na was: będziecie powaleni w
boleściach.
Księga Izajasza 50, 11
1
Z fascynacją popatrzył na nagiego mężczyznę przykutego do rury
ciepłowniczej. Skrępował go tak, aby był wyprostowany. Dumnie idący na
śmierć. Prawdziwy święty.
Jeszcze raz sprawdził węzły i kajdanki. Musiały wytrzymać nie tylko
szarpanie udręczonego ciała. Musiały wytrzymać o wiele więcej. Nie mogły
ich rozerwać nawet konwulsje umierającego.
– Co ja ci zrobiłem?
Nie zwrócił najmniejszej uwagi na ruch napuchniętych, wysuszonych
warg skrępowanego mężczyzny. Był zbyt skupiony. Jego myśli prowadziły
własny dialog, nie zważając na nic innego.
– Jezus Maria, wypuść mnie!
Ofiara nie była w stanie się poruszyć. Wszystkie węzły trzymały
doskonale. Kawał solidnej roboty. Przyjrzał się jeszcze raz, czy nie pojawiły
się żadne obtarcia na skórze. Ta powinna być doskonała. Bez skazy.
Uśmiechnął się i nucąc
Te Deum laudamus,
wyszedł z pomieszczenia.
Idąc korytarzem, słyszał, jak uwięziony mężczyzna szarpie się i krzyczy.
Podobało mu się, że walczy o życie. Gdyby się zamknął i skupił na
modlitwie, zepsułby całą zabawę. Zresztą to było niemożliwe. Tak
zachowywali się jedynie buddyjscy szaleńcy, a nie katoliccy męczennicy.
Wystarczy porównać tego mnicha z Sajgonu, który dokonał samospalenia, i
chrześcijańskich jeńców Państwa Islamskiego. Kto bardziej cenił życie? Kto
bardziej na nie zasługiwał?
Kiedy wrócił, żałosna ofiara popatrzyła z przerażeniem w jego stronę.
– Co to jest? Co chcesz zrobić?!
Doszedł do
Tu Patris sempiternus es Filius
i z ulgą postawił na ziemi dwa
wielkie wiadra. Oba wypełnione były wodą. Przeniesienie ich o kilkanaście
metrów kosztowało go mnóstwo wysiłku. Głośno odsapnął, uważnie
obserwując skrępowanego.
– Jak niosłem, to trochę przestygła. – Uśmiechnął się. – Mam nadzieję, że
mi wybaczysz.
Nie zważając na rozpaczliwy krzyk, podniósł wiadro i się zamachnął.
Musiał uważać, aby metalowy uchwyt nie wyśliznął mu się z dłoni.
Wrząca woda chlusnęła na tors mężczyzny i rozbryzgnęła się wokół. Jej
strumienie błyskawicznie ściekły po ciele i parując, rozlały się na podłoże.
Nigdy nie słyszał takiego wrzasku. Świdrującego, przeszywającego uszy i
powracającego jęczącym echem. Mimo więzów mężczyzna drżał. Jego twarz
wykrzywiła się w wyrazie bezgranicznego cierpienia, żyły nabrzmiały, a
skóra natychmiast się zaczerwieniła.
Sięgnął po drugie wiadro.
Tym razem musiał wziąć większy zamach. Pochylił się i napinając
mięśnie, przytrzymał kubeł na wysokości ramion. Gorąca zawartość
obryzgała twarz skrępowanego. Nie miał jak się wywinąć, nie miał czym się
zasłonić, przesłona zaciśniętych powiek była tylko całunem dla
niespodziewanego. Jego krzyk zamienił się w bełkotliwe łkanie. Wokół nosa
Zgłoś jeśli naruszono regulamin