Krzysztof Varga - Chłopaki nie płaczą.pdf
(
656 KB
)
Pobierz
Lampa i Iskra Boża
Warszawa 1996
®®®
Siedzimy na tarasie willi Szamana na Mokotowie. Jest dokładnie połowa
czerwca. Pachnie jaśmin i kiełbaski z grilla. Szaman, Kudłaty, Matka,
Antoni, Dżaba, zaraz pojawi się Mister, później przychodzą Hipolity. Nie
ma z nami Kaczora, którego z domu nie wypuszczają żona i teściowa,
Grześka, który uczy się do egzaminu na aplikację adwokacką, Lewego,
który tyje, Milczącego, który czeka na swoje pierwsze dziecko (przez
chwilę pojawia się Ryba, który lada moment będzie ojcem bliźniaków, żona
już w szpitalu, on od dwóch dni pijany). No, nie ma jeszcze oczywiście
Ojca, który właśnie porzucił swoją kolejną pracę, tym razem w modnym i
przede wszystkim dobrze płacącym piśmie dla kobiet. Nie ma Małego,
który mimo że przyjechał z Anglii ponad pół roku temu, to czas wolny po
pracy Asystenta Dyrektora Do Spraw Finansowych w Jakiejś Dużej Firmie
Konsultingowej bierze kwasy i chodzi tylko na techno party. Na stole sześć
butelek białego wytrawnego wina, musztarda francuska (z Dijon
oczywiście, najlepsza na świecie) musztarda angielska, majonez, ser biały,
ser rokpol, pomidory z bazylią (dzieło Antoniego). Pomiędzy talerzami
bezprzewodowy telefon. W każdej chwili może być potrzebny. Gdy
zadzwoni Ania i Szaman będzie musiał ukryć się w pokoju i zeznawać, a
ona opowie mu o swoich fobiach (boi się widliszków i wiertarek
elektrycznych) albo gdy już Kudłaty najedzony kiełbaskami, po kilku
drinkach wyjmie kalendarzyk z magicznymi numerami i zacznie dzwonić
do wszystkich swoich zaprzeszłych miłości, pięciominutowych
narzeczonych, nieskonsumowanych kochanek, przyjaciółek od serca,
sąsiadek, sekretarek z pracy, tancerek z Go – Go. Matka z zabandażowaną
nogą. Patrz bracie, popękały mi chrząstki w stopie, kurwa, jak ja teraz będę
chodził, nie mówiąc już o tańczeniu. I rzeczywiście, kilka godzin później
Matka wykonując skomplikowaną figurę retoryczno – taneczną w salonie,
między kominkiem a szafą gdańską, pada z jękiem, doczołguje się do
krzesła (arcydzieło tapicerki) i jęcząc obmacuje swoją lewą stopę. Matka
łysiejący, a przecież swoje blond włosy ukochał najbardziej, rzadka kozia
bródka, jasny dżinsowy komplecik. Antoni dystyngowany, na czarno, z
elegancją i szwajcarską precyzją palący papierosy, z tym uroczym
francuskim akcentem, Dżaba z nerwowym oczopląsem, z nogą na nogę,
wbity w ogrodowy fotel, co chwilę proponujący Matce, żeby pojechać do
Runia na imprezę. Szaman elokwentny, coraz bardziej pijany, za kilka
godzin przestanie kontrolować sytuację, na razie trzyma się dobrze,
prowadzi z Antonim francuską konwersację. Kudłaty już zaczyna gmerać
sobie we włosach.
Niech Antoni przyniesie chleba, mówi Dżaba, chrupiąc kiełbaskę
umaczaną w musztardzie z Dijon, wsuwając sobie w usta plasterek
pomidora z bazylią, sięgając po kieliszek z winem. Zaraz dam jeszcze coś
do jedzenia, mówi Szaman widząc że grill pustoszeje.
Lepiej byś dał telefon do jakiegoś dobrego burdelu, mówi Kudłaty.
Podobno najlepszy jest na Mickiewicza. Matka prosi o pled. Jeszcze nie
chce woreczków z gorącym piaskiem na kolana.
Wreszcie Szaman z Kudłatym sprowadzają jakąś kobietę, przyjaciółkę
byłej kochanki Kudłatego, która, jak zeznaje sam Kudłaty, okazała się
kurwą. Panna zajeżdza w przeciągu dwudziestu minut, ale nie może wyjść z
taksówki, bo chłopcy się kłócą, kto ma zapłacić. O, masz rude włosy,
mówię do niej, lubię rude włosy. Nie rude, tylko burgundowe – panna na to.
A do Kudłatego: masz straszne zmarszczki. Gdzie, gdzie, Kudłuś maca się
nerwowo po twarzy. Na dupie, odpowiada inteligentnie panna o
burgundowych włosach. Ta panna jedzie glebą, mówi Hipolit. To prawda,
ale cóż. Za dwie godziny i tak będzie obiektem adoracji na przemian
Szamana i Dżaby.
♂♂♂
Zaczynasz lubić mieszczańskie życie, mówi z przekąsem Grażyna, gdy
następnego dnia podaję jej przez balkon dziesięć grubych powieści (paru
Amerykanów i Marquez) na wakacje. Grażyna z Jasiem pożyczonym
samochodem jadą do słodkiej Francji. Grażyna chce zwiedzać zabytki i
obcować z kulturą europejską, tudzież pokazać się tu i tam, Jasio chce
przywieźć calvados. Grill to symbol starzenia się i popadania w
mieszczaństwo, w dodatku w złym niemieckim stylu, kontynuuje Grażyna,
która zna się na tym co wypada a co nie. Jaśmin, róże, białe wino.
Starzejesz się Dziubas, mówi a ja stoję boso na zimnej terakocie, w
przybrudzonym szlafroku (ha, ha Dziubas w szlafroku, nie mogę), i tępo
wpatruję się w dzielącą nas barierkę. Trzy tygodnie we Francji. To byłoby
miłe. U Szamana na tarasie zadecydowaliśmy, że jak zwykle, by dopełnić
obrządku pojedziemy w lipcu do Chłapowa. Hipolit ma jeszcze
zeszłoroczny karnet do wesołego miasteczka. Dnie i wieczory będziemy
spędzać na plaży, noce w knajpie w ośrodku sportowym w Cetniewie, rano
wracać wzdłuż morza, idąc ciężko, po kostki w wodzie. Wszystko jest
przewidywalne.
Siedzę przed komputerem, wbijam wzrok w monitor, czasami wystukam
na klawiaturze źle skonstruowane zdanie, na dodatek pozbawione sensu.
Słucham The Smiths, płyt sprzed dziesięciu lat, jest sentymentalne,
mieszczańskie niedzielne południe.
Telewizor obiecuje familijne seriale i programy krajoznawcze.
Powinienem załatwić parę spraw. Zmieniam kasety. „Hatful of Hollow”
zamieniam na „Meat Is Murder”, choć wczoraj zjadłem około dziesięciu
kiełbasek. No cóż, jestem hipokrytą. Mam jeszcze „Queen Is Dead”,
„Louder Than Bombs”, „Strangeways Here We Come”. „Rank”, właściwie
mam wszystko, nie wspominając o solowych płytach Mozera. Morrissey
jest taki angielski, powiedziała w radiu Siouxsie Sioux, zamknięty w sobie,
nie otwiera się na innych ludzi, jest niesamowitym indywidualistą.
Wielka Siouxsie. Ich wczesne płyty: „Scream”, „JuJu”, „Hyaena”.
Plik z chomika:
uzavrano
Inne pliki z tego folderu:
Krzysztof Varga - Chłopaki nie płaczą.mobi
(401 KB)
Krzysztof Varga - Chłopaki nie płaczą.pdf
(656 KB)
Inne foldery tego chomika:
K. Kaźmierczak
K.A. Tucker
K.L. Slater
Kai Strittmatter
Kaja Platowska
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin