Pamięci mojej ukochanej teściowej
Nancy Armstrong
i dla uczczenia jej wnuków:
Thomasa, Katharine, McCalluma, Reilly’ego, Charlotte,
Doveya, Benjamina, Willa, Any, Eve, Mary,
Sam, Caleba i Annie
1.
Kiedy trafiła mnie pierwsza kula, pomyślałem o swojej córce.
A przynajmniej tak mi się wydaje. Bardzo szybko straciłem przytomność. I jeśli mam wyrażać się ściśle, to nawet nie pamiętam, że zostałem postrzelony. Wiem, że straciłem dużo krwi. Wiem też, że druga kula otarła się o czaszkę, chociaż w tym momencie zapewne byłem już nieprzytomny. Wiem również i to, że moje serce przestało bić. Mimo to chciałbym wierzyć, że umierając, myślałem o Tarze.
Nie widziałem jasnego światła ani tunelu. Albo widziałem, ale tego nie pamiętam.
Tara, moja córka, ma dopiero sześć miesięcy. Leżała w kołysce. Zastanawiam się, czy te strzały ją przestraszyły. Na pewno tak. Prawdopodobnie zaczęła płakać. Rozważałem, czy te znajome i głośne dźwięki zdołały jakoś przedrzeć się przez spowijający mnie opar, czy zarejestrowałem je jakąś cząstką świadomości. Jednak tego też nie zapamiętałem.
Natomiast dobrze pamiętam chwilę, gdy Tara przyszła na świat. Pamiętam, jak Monica – matka Tary – zebrała siły, żeby znów zacząć przeć. Pamiętam pojawiającą się główkę. Ja pierwszy ujrzałem córkę. Wiemy, że niektóre chwile w życiu są przełomowe. Wszyscy słyszeliśmy o nowych drogach i szansach, cyklach życiowych, zmianach pór roku. Jednak chwila, w której rodzi się twoje dziecko... tego nie da się opisać. Jakbyś przeszedł przez bramę między światami, przeniósł się za pomocą przekaźnika materii niczym w serialu Star Trek. Wszystko jest inne. Ty jesteś inny, jak pierwiastek, który pod wpływem działania doskonałego katalizatora przekształcił się w niezwykle złożony związek. Twój świat odchodzi w przeszłość, kurczy się do ciała o masie – przynajmniej w tym wypadku – dwóch kilogramów i osiemdziesięciu deko.
Dziwnie czuję się jako ojciec. Owszem, wiem że z zaledwie sześciomiesięcznym stażem jestem amatorem. Mój najlepszy przyjaciel, Lenny, ma czworo dzieci. Dziewczynkę i trzech chłopców. Marianne jest najstarsza z nich – ma dziesięć lat, a najmłodszy synek dopiero rok. Ze swym permanentnym uśmiechem znękanego, lecz szczęśliwego tatusia ...
renfri73