Dla cioci Diane i wuja Normana Reiterów
oraz
cioci Ilene i wuja Marty’ego Kronbergów
z miłością i wdzięcznością
Well now everything dies, baby that’s a fact.
But maybe everything that dies, someday comes back.
Bruce Springsteen, Atlantic City
1.
Czasem, w chwili gdy Ray Levine robił zdjęcie i błyskał flesz jego aparatu, widział krew. Wiedział oczywiście, że widzi ją tylko oczami wyobraźni, ale czasem, tak jak teraz, obraz był tak realny, że musiał odjąć aparat od oka i uważnie obejrzeć ziemię przed sobą. Wspomnienie tamtej okropnej chwili – momentu, który całkowicie zmienił życie Raya, przeobrażając go z człowieka z przyszłością i aspiracjami w przegranego faceta, którego tu widzicie – nigdy nie nawiedzało go w snach ani wtedy, gdy siedział sam w ciemnościach. Przygnębiające wizje czekały, aż będzie zupełnie przytomny, wśród ludzi, zajęty tym, co niektórzy mogli sarkastycznie nazywać dokumentowaniem.
Na szczęście te obrazy znikły teraz, gdy Ray metodycznie robił zdjęcia chłopcu po bar micwie.
– Spójrz tu, Ira! – zawołał zza obiektywu. – U kogo się ubierasz? Czy to prawda, że Jen i Angelina wciąż o ciebie walczą?
Ktoś kopnął Raya w łydkę. Ktoś inny go popchnął. Ray nadal robił zdjęcia Irze.
– Gdzie odbędzie się przyjęcie, Ira? Której szczęściarze przypadnie pierwszy taniec?
Ira Edelstein zmarszczył brwi i zasłonił twarz przed obiektywem aparatu. Ray niezrażony rzucił się naprzód, pstrykając zdjęcia pod różnymi kątami.
– Zejdź z drogi! – zawołał ktoś.
Znów ktoś go popchnął. Ray usiłował złapać równowagę.
Pstryk, pstryk, pstryk.
– Przeklęci paparazzi! – krzyknął Ira. – Czy nie dacie mi chwili spokoju?
Ray przewrócił oczami. Nie cofnął się. Przez obiektyw aparatu znów zobaczył ten krwawy obraz. Próbował odepchnąć go od siebie, ale nie zdołał. Przyciskał palcem spust migawki. Ira – Chłopak po Bar Micwie – poruszał się teraz jak w świetle stroboskopu.
– Pasożyty! – wrzasnął.
Ray zadał sobie pytanie, czy można upaść niżej.
Kolejny kopniak w łydkę przyniósł mu odpowiedź: nie.
„Ochroniarz” Iry – ogromny facet z ogoloną głową, niejaki Fester – odepchnął Raya przedramieniem grubości dębowego pniaka. ...
renfri73