Aleister CROWLEY - Joga magii.doc

(502 KB) Pobierz

 

Aleister CROWLEY " Joga "
tłum. Dariusz Misiuna

 

Życie , takie jakim je znamy , jest pełne cierpienia. Wystarczy wspomnieć tylko , że każdy człowiek otrzymał wyrok , lecz nie zna daty jego wykonania. Nikomu nie wydaje się to przyjemne. Podobnie, każdy robi wszystko co w jego mocy, by wyrok ten odroczyć, a gdyby był w stanie go odwrócić, poświęciłby wszystko, co tylko ma.

Stąd też praktycznie wszystkie religie i wszystkie filozofie zaczynają bez osłonek od obiecywania swoim zwolennikom nagrody w postaci nieśmiertelności.

Żadna religia nie upadła jak dotąd z nadmiaru obietnic. Obecny rozpad religii wiąże się z tym, że ludzie proszą o dowody. Prędzej wyrzekli by się znaczących korzyści materialnych, jakie dobrze zorganizowana religia przynosi Państwu, aniżeli zgodzili na oszustwo czy fałszerstwo, czy też jakikolwiek system, który, nawet jeśli nie jest winny, to w ostateczności nie jest w stanie dowieść swojej niewinności.

Gdy jest się po części bankrutem, najlepiej podejść na nowo do problemu bez z góry przyjętych założeń. Zacznijmy wątpić w każde stwierdzenie. Odnajdźmy sposób na poddawanie każdego stwierdzenia testowi eksperymentu. Czy istnieje choć ziarno prawdy w twierdzeniach rozmaitych religii ? Niechaj nam wolno będzie znaleźć odpowiedź na to pytanie.

Początkową trudność sprawia niezmierne bogactwo materiału do sprawdzenia. Krytyczne sprawdzenie wszystkich systemów byłoby niekończącym się zadaniem; lista świadectw jest zbyt długa. Teraz każda religia jest równie dobra i każda wymaga wiary. Odrzucimy więc to pytanie z braku możliwości potwierdzenia. Lepiej więc sprawdzić, czy nie istnieje jakaś kwestia, co do której wszystkie religie są zgodne: bo jeśli tak jest, może okazać się ona godna zbadania.

Nie należy jej z pewnością szukać w dogmatach. Nawet tak prosta idea jak przekonanie o wyższym i wieczystym bycie jest negowana przez jedną trzecią rasy ludzkiej. Legendy tyczące się cudów są pewnie uniwersalne, lecz z braku naocznych dowodów mijają się ze zdrowym rozsądkiem.

Więc co z początkiem religii? Jak to się stało, że tyle nieudowodnionych twierdzeń zostało przyjętych przez ludzi wszelkiego rodzaju ? Czyż to nie graniczy z cudem?

Istnieje jednak jeden rodzaj cudu, który z pewnością się wydarza, a jest nim działanie geniuszu. Nie znajdziemy jego analogii w przyrodzie. Nie do pomyślenia jest nawet jakiś "super-pies" przekształcający świat psów, podczas gdy w historii ludzkości zdarza się to z dużą regularnością. Dzisiaj mamy trzech "super-ludzi", będących ze sobą w niezgodzie. Co wspólnego odnajdziemy u Chrystusa, Buddy i Mahometa? Czy jest coś, co ich łączy?

Żaden punkt w doktrynie, żaden punkt w etyce, żadna teoria "życia po życiu", a jednak w historii ich życia odnajdziemy pewną tożsamość, mimo wielu różnic.

Budda urodził się księciem, a zmarł jako żebrak.

Mahomet urodził się żebrakiem, a zmarł jako książę.

Chrystus pozostał nieznany jeszcze wiele lat po swojej śmierci.

Wielkie żywoty każdego z nich spisane były przez dewotów i jest w nich coś wspólnego - przemilczenie. Nie wiemy nic o życiu Chrystusa między dwunastym a trzydziestym rokiem jego życia. Mahomet zniknął w jaskini. Budda po opuszczeniu swojego pałacu przez wiele lat przebywał na pustyni.

Każdy z nich, doskonale cichy podczas swojego zniknięcia, gdy wrócił, natychmiast zaczął nauczać nowego prawa.

Jest to zadziwiające i sprawia, że kusi nas sprawdzenie, czy również innym wielkim nauczycielom religii nie wydarzyło się coś podobnego.

Mojżesz wiódł spokojne życie, póki go nie wygnano z Egiptu. Skrył się wtedy w krainie Midian i nie wiadomo, co tam porabiał, a przecież natychmiast po powrocie postawił całe miejsce na głowie. Potem znowu zniknął na górze Synaj na kilka dni i powrócił z Tablicami Prawa w rękach.

Święty Paweł (znowu), po przygodach w drodze do Damaszku, udał się na Pustynię Arabską, gdzie przebywał przez wiele lat, a po powrocie obalił Cesarstwo Rzymskie. Nawet w legendach dzikich plemion znajdziemy podobny schemat. Ktoś, kto nie jest nikim szczególnym, udaje się na odosobnienie, by wrócić jako wielki uzdrowiciel; i nikt nie wie właściwie, co mu się przydarzyło.

We wszystkich mitach i bajkach pojawia się ten sam zbieg okoliczności. Nikt odchodzi, by wrócić jako Ktoś. Nie da się tego wyjaśnić w jakiś zwyczajny sposób.

Nie ma jakiejkolwiek poszlaki, która by kazała nam twierdzić, że ludzie ci byli od początku wyjątkowi. Mahomet z trudem dosiadał wielbłąda, gdy miał trzydzieści pięć lat, nie mówiąc już o jakimkolwiek talencie do czegoś innego. Święty Paweł posiadał trochę talentu, ale plasuje się na końcu tej piątki. Żaden z nich nie posiadał narzędzia władzy, takiego jak rząd czy pieniądze.

Mojżesz był znaczącą postacią w Egipcie, zanim go opuścił; wrócił jako obcy człowiek.

Chrystus nie był w Chinach i nie ożenił się z córką cesarza.

Mahomet nie dysponował liczebną i zdyscyplinowaną armią.

Budda nie zjednoczył organizacji religijnych.

Święty Paweł nie spiskował z ambitnym generałem.

Każdy z nich powrócił biedny; każdy z nich powrócił samotny.

Jaka była istota ich władzy? Co im się wydarzyło na odosobnieniu?

Historia nie pomoże nam rozwiązać tego problemu, bo historia milczy.

Posiadamy jedynie zapiski, jakie oni sporządzali.

Byłoby znaczące, gdybyśmy znaleźli w nich jakieś punkty wspólne.

Z poprzednio wymienionych wielkich nauczycieli jedynie Chrystus milczy; pozostała czwórka coś nam mówi; jedni więcej, inni mniej.

Budda szczegółowo omawia, co się z nim działo, i nie starcza nam tutaj miejsca na przytoczenie tego. Sens tego wszakże jest taki, że powierzono mu w opiece tajemną siłę świata.

O doświadczeniu świętego Pawła wiemy jedynie, że miał zwidy jakoby został porwany do Nieba i tam widział i słyszał rzeczy, o których nie ma prawa mówić.

Mahomet mówi dziwne rzeczy o tym, że odwiedził go anioł Gabriel, który przekazał mu słowa Boga.

Mojżesz powiada, że ujrzał Boga.

Pomimo iż wszystkie te stwierdzenia na pierwszy rzut oka wydają się odmienne, mają jednak coś wspólnego. Opisują doświadczenia, które jeszcze pięćdziesiąt lat temu zwane były ponadzmysłowymi, dzisiaj nazywa się je duchowymi, a za pięćdziesiąt lat nada im się właściwą nazwę dla fenomenu, jaki one opisują.

Teoretycy różnych religii nie mają problemu z ich wyjaśnianiem, ale różnią się między sobą.

Mahomet twierdzi, że Bóg istnieje i że naprawdę wysłał do niego anioła Gabriela, ale inni się z nim nie zgadzają. I jeśli chodzi o naturę tego przypadku, nie da się dostarczyć wiarygodnego dowodu.

Brak dowodów silnie jest odczuwany przez chrześcijaństwo (i w mniejszym stopniu przez islam), co sprawia, że jak na pniu produkowane są cuda, by wesprzeć jego chwiejną strukturę. Myśl nowożytna, odrzucając te cuda, przyswoiła teorie mówiące o epilepsji i szaleństwa. Tak jakby organizacja mogła powstać z dezorganizacji ! Nawet jeśli epilepsja była przyczyną tych wszystkich ruchów, które wyniosły cywilizację po cywilizacji ze stanu barbarzyństwa, to byłby to tylko argument na rzecz epilepsji.

Oczywiście, wielcy ludzie nigdy nie podlegają standardom maluczkich, a ten, którego misją jest obalenie świata, z trudem może uniknąć tytułu rewolucjonisty. Manie danego okresu zawsze dostarczają sposobności do nadużyć. Manią Kajfasza był judaizm, a faryzeusze powiedzieli mu, że Chrystus "bluźni". Piłat był lojalnym Rzymianinem; przed nim oskarżono Chrystusa o "bunt". Za czasów wszechwładzy papieża ważne było udowodnić wrogowi "herezję". Dziś, w czasach oligarchii medycznej staramy się dowieść "szaleństwa" naszych przeciwników i (w krajach purytańskich) atakujemy ich "moralność". Powinniśmy zatem porzucić wszelką retorykę i bez żadnych uprzedzeń dociec zjawisk, które przydarzyły się tym wielkim przywódcom ludzkości.

Nie trudno zauważyć, że oni sami niezbyt dobrze rozumieli to, co im się przytrafiło. Jedynie Budda wyjaśnia swój system dogłębnie i tylko on nie jest wśród nich dogmatykiem. Możemy przypuszczać, że inni sądzili, iż zbyt klarowne wyjaśnienia nie są wskazane dla ich następców; taką metodę na pewno przyjął święty Paweł.

Dlatego najlepszym dokumentem, jakim dysponujemy, jest system Buddy; lecz jest on tak złożony, że żadne krótkie wyjaśnienie nie będzie mogło nam służyć. W przypadku zaś innych, skoro nie mamy zapisków samych Mistrzów, musimy opierać się na zapiskach ich najbliższych uczniów.

Metody doradzane przez nich są zadziwiająco do siebie podobne. Rekomendują "cnoty" (rozmaitego rodzaju) , samotność, nie niepokojenie się, umiarkowanie w jedzeniu i na koniec praktykę, którą niektórzy z nich nazywają modlitwą, a inni medytacją. (Pierwsze cztery po dokładnym zbadaniu mogą się okazać jedynie warunkiem dla ostatniego.)

Kiedy poszukujemy znaczenia modlitwy i medytacji, odnajdujemy, że są one jednym. Bo czym jest stan modlitwy i medytacji ? Ograniczeniem umysłu do pojedynczego aktu, stanu lub myśli. Kiedy usiądziemy w spokoju i przeszukamy zawartość naszych myśli, odnajdziemy zasadniczą ich cechę, którą jest błądzenie i rozproszenie. Każdy, kto miał do czynienia z dziećmi i niewytrenowanymi umysłami, wie dobrze, że obce jest im skupienie uwagi, choćby nawet były bardzo inteligentne i obdarzone dobrą wolą.

A zatem my, obdarzeni wytrenowanymi umysłami, chcąc kontrolować te błądzące myśli, zrozumiemy, że możemy je wprowadzić w wąski kanał, połączone ze sobą w doskonale racjonalny sposób; lecz jeśli spróbujemy zatrzymać ten nurt, miast sukcesu, po prostu przerwiemy wał kanału. Umysł zostanie zalany i miast łańcucha myśli otrzymamy chaos pomieszanych wyobrażeń.

Działalność umysłowa jest tak wielka i tak zwyczajna, że aż trudno nam zrozumieć, jak ktoś mógł wpaść na pomysł, że jest ona słabością i przeszkodą. Może jest tak, gdyż podczas praktyk nabożnych ludzie zauważają, że ich myśli nachodzą na siebie. W każdym przypadku spokój i samokontrola wyżej są cenione od niepokoju. Darwin w swojej pracy podkreśla ten znaczący kontrast na przykładzie małpy w klatce.

Ogólnie mówiąc, im większe, mocniejsze i bardziej rozwinięte jest zwierzę, tym mniej się porusza, a jego ruchy są powolne i zasadne. Porównajcie bezustanną aktywność bakterii z rozsądną statecznością bobra; i z wyjątkiem niewielu zorganizowanych wspólnot zwierzęcych, takich jak pszczoły, najwyższą inteligencję wykazują te, które prowadzą samotny tryb życia. Jest to również prawda o czlowieku. Psychologowie zmuszeni zostali traktować stan umysłu tłumów tak, jakby był zupełnie jakościowo odmienny od stanu umysłu jednostek.

Uwalniając nasz umysł z zewnętrznych wpływów, czy to przypadkowych czy emocjonalnych, osiągamy moc widzenia jakiejś prawdy o rzeczach.

Kontynuujmy jednak naszą praktykę. Bądźmy panami naszych umysłów. Wkrótce odnajdziemy sprzyjające po temu warunki.

Nie będzie potrzeby wmawiać sobie, że wszystkie zewnętrzne wpływy są niekorzystne. Nowe twarze, nowe sceny będą nam przeszkadzać; nawet nowe nawyki, które przyjęliśmy po to, by kontrolować umysł, na samym początku będą nas niepokoić. Będziemy musieli porzucić nawyk obżerania się i jeść tylko wtedy, kiedy się jest głodnym, słuchając wewnętrznego głosu, kiedy mamy dość.

Ta sama reguła odnosi się do snu. Zdecydowaliśmy się kontrolować nasze umysły, a więc czas medytacji musi dominować nad pozostałymi czynnościami.

Musimy ustalić godziny praktyki. Ażeby sprawdzić nasz postęp, musimy mieć notes, długopis i zegarek, gdyż medytacji (tak jak wszystkie fizjologiczne sprawy) nie da się zmierzyć uczuciami. Będziemy zatem mierzyć, jak często podczas pierwszego kwadransa godziny umysł zbacza z idei, na której miał się skoncentrować. Będziemy tak praktykować dwa razy dziennie i z czasem zrozumiemy, jakie warunki są dla nas korzystne, a jakie nie. Kiedy będziemy tak długo praktykować, dość szybko nastąpi zniecierpliwienie i zrozumiemy, że musimy wprowadzić nowe elementy do naszej praktyki, które by mogły nam pomóc. Wciąż będą pojawiać się nowe problemy, z którymi będziemy musieli się uporać.

Na przykład, zapewne odnajdziemy swój niepokój. Żadna pozycja nie będzie dla nas przyjemna, mimo że wcześniej tego nie zauważyliśmy !

Problem ten rozwiąże praktyka asany, którą opiszemy później.

Myśli o zdarzeniach z codziennego życia będą nas dręczyć; musimy tak zaplanować nasz dzień, aby nic nie mogło się wydarzyć. Nasze myśli będą nam przywoływać nadzieje i lęki, miłości i nienawiści, ambicje, zazdrości i wiele innych emocji. Wszystko to musi zostać odcięte. Musimy nie mieć żadnych zainteresowań w życiu poza uspokojeniem naszego umysłu.

Jest to przedmiot zwyczajnych klasztornych ślubów ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Gdy nie masz żadnej własności, nie masz o co się troszczyć i niepokoić; nikt nie niepokoi się o czystość, ani też czystość nie może rozproszyć twojej uwagi; a gdy ślubujesz posłuszeństwo, nie martwisz się o to, co robisz : po prostu jesteś posłuszny.

Jest wiele innych przeszkód, które napotkasz na swojej drodze i z którymi musisz się uporać. Ale zbliżmy się na chwilę do chwili, kiedy jesteś bliski sukcesu.

Na samym początku twojej walki trudno ci będzie przezwyciężyć sen; i będziesz zbaczał z przedmiotu twej medytacji, nawet nie zauważając tego; lecz później, kiedy odczujesz, że "robisz to już dobrze", będziesz zszokowany tym, że całkiem zapomniałeś o sobie i o swoim otoczeniu. Powiesz : "Na Boga! Musiałem chyba spać!" lub "Po co ja w ogóle medytowałem?", a nawet "Co ja robiłem?", "Gdzie ja jestem?", "Kim jestem?". Może cię to zatrwożyć i trwoga ta się nie zmniejszy, kiedy odzyskasz pełną świadomość i zamyślisz się nad tym, że naprawdę zapomniałeś, kim jesteś i co robisz !

Jest to tylko jedna z wielu przygód, która może ci się przydarzyć; jedna z najbardziej typowych. Do tego czasu godziny medytacji wypełnią ci większość dnia i prawdopodobnie cały czas będziesz oczekiwał, że coś się wydarzy. Możesz się nawet przestraszyć ideą, że twój umysł może zniknąć; lecz nauczysz się rozpoznawać symptomy zmęczenia umysłowego i będziesz starał się ich unikać. Należy je bardzo dokładnie odróżnić od bezczynności !

Czasami będziesz odczuwał jakąś walkę między wolą a umysłem; kiedy indziej czuł będziesz, że są one w harmonii; ale istnieje też trzeci stan, który należy odróżnić od dwóch poprzednich. Jest to oznaka bliskiego sukcesu. Pojawia się wtedy, gdy umysł zmierza ku wybranemu przedmiotowi, nie tak jakby był posłuszny woli posiadacza umysłu, lecz jakby nic nim nie kierowało lub też jakby kierowały nim bezosobowe siły; jakby spadał mocą swojej wagi, a nie był spychany.

Prawie zawsze, kiedy ktoś staje się tego świadom , posępna odwieczna walka między kowbojską wolą a byczym umysłem zaczyna się od nowa.

Jak każdy proces fizjologiczny, świadomość tego oznacza zaburzenia i chorobę.

Rozpatrując naturę tej pracy nad kontrolą umysłu, student z trudnością zauważa fakt, że dwie sprawy są w nią włączone - osoba postrzegająca i rzecz widziana - osoba poznająca i rzecz poznawana; zaczyna uznawać je za warunek konieczny dla wszelkiej świadomości. Jesteśmy zbyt przyzwyczajeni, ażeby przyjąć, że istnieją sprawy o których nie dane było by nam sądzić. Przyjmujemy, na przykład, że nieświadomość jest tępa; a przecież nic nie jest bardziej pewne od organów cielesnych, które funkcjonują w ciszy. Najlepszy sen jest wtedy, gdy nie ma snów. Nawet podczas gier zręcznościowych naszym najlepszym osiągnięciom towarzyszy myśl "Nie wiem, jak to zrobiłem" i nie potrafimy ich powtórzyć. W chwili, kiedy zaczynamy myśleć świadomie o naszych czynach, stajemy się "nerwowi" i przegrywamy.

Faktycznie istnieją trzy główne klasy pociągnięć : złe pociągnięcia, które wiążemy ze zbłąkaną uwagą; dobre pociągnięcia, które wiążemy ze stałą uwagą; i doskonałe pociągnięcia, których nie rozumiemy, a które spowodowane są tym, że nawyk stałej uważności jest niezależny od woli, a więc może działać swobodnie w swej własnej harmonii.

To samo zjawisko odnosi się do powyższego jako dobra oznaka.

W końcu, pojawia się coś, czego natura będzie przedmiotem dalszej dyskusji. Na razie, wystarczy powiedzieć, że świadomość "ja" i "nie-ja", widzącego i rzeczy widzianej, poznającego i rzeczy poznawanej zostaje wymazana.

Pojawia się wtedy zazwyczaj intensywne światło, intensywny dźwięk i uczucie tak nieodpartej rozkoszy, że zasoby języka wciąż i wciąż się wyczerpują, kiedy próbujemy to opisać.

Jest to wybuch, który poraża umysł. Tak silny i przerażający, że ci , którzy go doświadczyli, znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie utraty wszelkiego zmysłu proporcji.

Dzięki temu światłu wszelkie inne zdarzenia w życiu jawią się jako ciemność. Ktokolwiek to przeżył, nie może tego zanalizować ani oszacować. Może jedynie powiedzieć, że w porównaniu z tym całe ludzkie życie jest zwykłym odpadkiem. Niestety wiele zeznań wykracza poza to oszczędne stwierdzenie, i żle. Ci, którzy tego doświadczyli argumentują, że "skoro jest to coś, co przekracza życie ziemskie, musi być czymś niebiańskim". Jedną z tendencji występujących w ich umysłach jest nadzieja osiągnięcia Nieba, ktorą wpoili w nich nauczyciele i rodzice, lub też którą sami sobie wytworzyli. Nie mając jakichkolwiek dowodów na to mówią "To jest To".

W Bhagawad-Gicie wizja tego stanu oczywiście przypisywana jest zjawie Wisznu, który był "lokalnym" bogiem tego okresu.

Anna Kingsford, która pławiła się w hebrajskim mistycyżmie i była feministką, przeżyła taką samą wizję. Lecz "boską" postać , którą ujrzała, nazywała raz "Adonai", raz "Marią".

Ta kobieta , mimo umysłu pełnego zgniłej miazgi i całkowitego braku pozycji społecznej, wykształcenia i charakteru moralnego , zrobiła w świecie religii o wiele więcej, aniżeli jakakolwiek inna osoba przez wiele pokoleń. Ona jedyna udostępniła teozofię, a gdyby nie teozofia, to powszechne zainteresowanie takimi sprawami nigdy by się nie pojawiło. To zainteresowanie ma się tak do Prawa Thelemy, jak modlitwy Jana Chrzciciela miały się do chrześcijaństwa.

Znajdujemy się teraz w miejscu, kiedy warto powiedzieć, co się przydarzyło Mahometowi. Tak czy inaczej ten fenomen pojawił się w jego umyśle. Będąc większym ignorantem od Anny Kingsford, choć na szczęście mając większe morale, powiązał swoje doświadczenie z historią "Zwiastowania", którą musiał chyba usłyszeć w dzieciństwie, i rzekł "Objawił mi się Gabriel". Lecz pomimo swej ignorancji, swego całkowitego fałszywego zrozumienia prawdy, moc wizji była taka, że był on w stanie wytrwać prześladowania i założył religię, do której dzisiaj należy jeden człowiek na ośmiu.

Historia chrześcijaństwa ujawnia dokładnie ten sam znaczący fakt. Jezus Chrystus wyrósł na bajkach Starego Testamentu i był zmuszony przypisywać swoje doświadczenia "Jehowie", chociaż jego szlachetny duch mógł nie mieć w ogóle nic wspólnego z monstrum, które zawsze nakazywało gwałtem dziewic i mordowani dzieciątek, a którego rytuały niegdyś i teraz celebrowane są ofiarą z człowieka.

Podobnie, wizje Joanny d'Arc były całkowicie chrześcijańskie. Ona, podobnie, jak wszyscy o których mówiliśmy wcześniej, czuła, że jakaś siła zmusza ją do robienia wielkich rzeczy. Oczywiście, można powiedzieć, że w takiej argumentacji istnieje pewien fałsz. Może jest prawdą, że wszyscy ci wielcy ludzie "widzieli Boga", ale nie oznacza to , że każdy, kto "ujrzy Boga", będzie robił wielkie rzeczy.

Jest to wystarczająca prawda. W istocie, większość ludzi, którzy twierdzą, że "widzieli Boga", i którzy bez wątpienia go widzieli tak, jak ci, o których wcześniej mówiliśmy, poza tym nic nie zrobili.

Lecz może ich milczenie nie jest oznaką ich słabości, lecz ich siły. Może ci "wielcy" ludzie są bankructwem ludzkości; może lepiej by było nic nie powiedzieć; może jedynie niezrównoważony umysł chciałby coś zmieniać lub wierzy w możliwość zmieniania czegoś. Są też tacy, którzy uznają życie w Niebie za nieznośne, jeśli istnieje choćby jedna istota, która nie może się tym cieszyć. Są też tacy, którzy wolą zawrócić z samego progu sali ślubnej , ażeby pomagać spóźnionym gościom.

Taka była postawa Gotamy Buddy. Z pewnością nie był on jedyny.

Znowu można by wskazać, że życie kontemplacyjne jest generalnie przeciwstawne życiu aktywnemu i że wymaga drobiazgowej równowagi uchronienie się przed tym, by jedno nie zdominowało drugiego.

Jak to zobaczymy później, "wizja Boga" lub "unia z Bogiem", czyli "samadhi", jakkolwiek to nazwiemy, posiada wiele rodzajów i wiele stopni, choć istnieje nieprzebyta otchłań między ostatnim z nich a największym ze wszystkich fenomenów zwyczajnej świadomości. Podsumowując, twierdzimy, że istnieje tajemne źródło energii, które wyjaśnia fenomen Geniuszu. Nie wierzymy w żadne ponadzmysłowe wyjaśnienia, lecz podkreślamy, że źródło to może zostać osiągnięte dzięki stosowaniu się do określonych reguł, a stopień sukcesu zależy od zdolności poszukującego, a nie łaski jakiejkolwiek Istoty Boskiej. Twierdzimy, że krytyczny fenomen, który determinuje sukces jest zdarzeniem w mózgu, pokrótce nazywanym zjednoczeniem podmiotu i przedmiotu. Proponujemy zastanowić się nad tym fenomenem, zanalizować jego naturę, dokładnie określić fizyczne, umysłowe i moralne warunki sprzyjające temu , ustalić jego przyczynę, a dzięki temu wytworzyć go w sobie, abyśmy mogli odpowiednio badać jego skutki.

 

ROZDZIAŁ I

Asana

 

Problem, który stoi przed nami, możemy wyrazić prosto. Człowiek pragnie kontrolować swój umysł, jak najdłużej myśleć na jeden temat bez zakłóceń.

Jak już wcześniej zaznaczyliśmy, pierwsza trudność wyłania się z ciała, które nie przestaje przypominać o swojej obecności, przyprawiając swoją ofiarę o swędzenie i inne niedogodności. Pragnie się przeciągać, drapać, kichać. Przypadłości te są tak częste, że Hindusi (na swój naukowy sposób) wymyślili praktykę, by je uspokoić.

Słowo "asana" oznacza postawę; lecz tak, jak to jest z innymi dyskusyjnymi słowami, jego właściwe znaczenie jest odmienne i różnie rozumiane przez rozmaitych autorów. Największym autorytetem w kwestiach jogi jest Patańdżali. Powiada on: "Asana jest tym, co trwałe i przyjemne". Można nazywać tak skutek praktyki zakończonej sukcesem. I znowu Sankhja powiada: "Postawa jest tym, co zrównoważone i łatwe". I znowu: "Każda zrównoważona i łatwa postawa jest asaną; nie ma innej reguły".

W pewnym sensie jest to prawda, każda bowiem postawa wcześniej czy później przestaje być przyjemna. Zrównoważenie i łatwość świadczą o najwyższym zaawansowaniu, co wykażemy później. Książki hinduskie, takie jak Sziwa Sandita przytaczają nieskończone możliwości postaw; wiele z nich, z pewnością większość, są nie do wykonania przez przeciętnego, dorosłego Europejczyka. Inni kładą nacisk na to, że głowa, szyja i kręgosłup winny być wyprostowane ze względu na obieg prany, czym się zajmiemy we właściwym miejscu. Pozycje przedstawione w Liber E (Equinox I i VII) stanowią najlepszy przewodnik.

Ostateczna asana praktykowana jest przez joginów , którzy pozostają w jednej pozycji bez poruszenia, z wyjątkiem spraw najwyższej wagi, przez całe życie. Nie powinno się ich krytykować nie zgłębiwszy wcześniej przedmiotu. Wiedzy takiej jak dotychczas nie przedstawiono.

Jednakże można by bezpiecznie stwierdzić, że skoro wielcy ludzie, o których wcześniej wspomnieliśmy, nie wykonywali przedtem tego typu praktyk, to dla ich następców nie są one wskazane. Przyjmijmy zatem wygodną pozycję i obserwujmy, co się dzieje. Istnieje rodzaj szczęśliwego środka między sztywnością a klarownością; muskuły mają nie być napięte, a jednak nie należy pozwolić, by były sflaczałe. Trudno jest odnaleźć właściwe do opisu słowo. "Związane" jest pewnie najlepszym. Korzystny jest pewien rodzaj czujności fizycznej. Pomyśl o tygrysie gotowym do skoku lub o wioślarzu czekającym na broń. Po pewnym czasie nastąpi spięcie i zmęczenie. Student musi teraz zacisnąć zęby i przejść przez to. Mniej wyraźne uczucia swędzenia ustąpią, jeśli się przestanie o nich myśleć, lecz spięcie i zmęczenie może narastać do końca praktyki. Na początku można próbować przez pół godziny do godziny. Uczeń nie powinien się przejmować , jeśli przebieg wychodzenia z asany obejmować będzie kilkanaście minut najgorszych męk.

Nielada wysiłku wymagać będzie postępowanie takie z dnia na dzień, jako że w większości przypadków niewygoda i ból zamiast maleć będą rosły.

Z drugiej zaś strony, jeśli uczeń nie zwraca na to uwagi, nie obserwuje swojego ciała, może zajść zjawisko przeciwne. Zacznie sobie folgować, nie zauważając, że tak się dzieje. Ażeby tego uniknąć, należy wybrać pozycję, która jest raczej trudna i niezgrabna, dzięki czemu nawet najdrobniejsze zmiany nie będą w stanie doprowadzić do folgowania sobie. W innym bowiem razie, w ciągu kilku pierwszych dni uczeń może sobie wyobrazić, że osiągnął właściwą pozycję. Albowiem wszystkie te praktyki wydają się bardzo łatwe, co sprawia, że uczeń dziwi się, o co tyle zamieszania, czy tylko po to, by udowodnić mu jego talent. Podobnie jest z człowiekiem, który nie będąc nigdy w klubie golfowym osiąga wynik frapujący doskonałego gracza w golfa.

Być może nagroda nie jest tak odległa; pewnego dnia zdarzy się, że ból nagle zniknie i zapomni się o obecności ciała. Wtedy to właśnie zrozumie się, że podczas całego poprzedniego życia ciało znajdowało się na granicy świadomości, a świadomość jest świadomością bólu. W tej właśnie chwili doznamy nieopisywalnego uczucia ulgi, że ta pozycja, która była tak bolesna, jest nie tylko samym ideałem wygody fizycznej, lecz że również wszystkie inne możliwe pozycje ciała są nieprzyjemne. Uczucie to oznacza sukces.

Nie będzie już więcej trudności w praktyce. Będzie się wchodziło w asanę z tym samym uczuciem, co zmęczony człowiek wchodzi do gorącej wanny. A kiedy się jest w tej pozycji, można zaufać ciału, że nie będzie wysyłało sygnałów, które zakłócą umysł.

Inne skutki tej praktyki opisywane są przez Hindusów, ale w tej chwili nie są one przedmiotem naszej uwagi. Pokonaliśmy pierwszą przeszkodę, pora więc na następne.

  

ROZDZIAŁ II

Pranajama i jej odpowiednik w mowie : mantrajoga

 

Związek między oddechem a umysłem będzie dogłębnie omówiony w rozdziale o Magicznym Mieczu, lecz warto już teraz przytoczyć kilka praktycznych szczegółów. Jeśli chodzi o różne znaczące teorie dotyczące metody i rezultatu, warto się odnieść do różnych hinduskich podręczników i do pism Czuang Tsy.

Ale w tym sceptycznym systemie, lepiej zająć się stwierdzeniami, które nie poddają się wątpieniu.

Ostateczna idea medytacji, dotycząca uspokojenia umysłu, może być traktowana jako wstęp do uspokojenia świadomości wszystkich funkcji ciała. O tym właśnie mówił rozdział o asanie. Można by jednak przytoczyć fakt, że niektórzy jogini praktykują ją aż do momentu zatrzymania bicia serca. Niezależnie od tego, czy jest to pożądane czy nie, nie wydaje się mieć znaczenia dla początkującego. Ważne jest, by oddech swój spowolnił i uczynił bardzo regularnym. Reguły tej praktyki opisane są w Liber CCVI.

Najlepszym sposobem na odliczanie oddechu, kiedy już się osiągnęło jakąś umiejętność, z zegarkiem jako świadkiem, jest powtarzanie mantr. Oddziaływanie mantry na myśli bardzo przypomina oddziaływanie Pranajamy na oddech. Myślenie zanika w powtarzającym się cyklu i jakakolwiek niepokojąca myśl jest wyrzucana siłą mantry tak, jak kawałki kitu odpadają z koła napędowego; a im szybciej obraca się koło, tym trudniej jest czemukolwiek do niego się przylepić.

Oto właściwy sposób praktykowania mantry. Wymawiaj ją głośno i przeciągle, jak najbardziej możesz, dziesięciokrotnie, potem zaś nie tak głośno i szybciej dziesięć razy więcej. Kontynuuj ten proces, póki nie zostanie nic poza szybkim ruchem warg; ruch ten powinien być kontynuowany z wrastającą szybkością i malejącą intensywnością aż umysłowy szemr całkowicie wchłonie ciało fizyczne. Do tego czasu uczeń jest całkowicie wyciszony, z mantrą obracającą się w jego mózgu. Powinien jednak rozwijać jej szybkość aż do granic możliwości, a potem przerwać praktykę poprzez odwrócenie powyżej opisanego procesu.

Każde zdanie może być stosowane jako mantra i przypuszczalnie to Hindusi mają rację myśląc, że każdy człowiek posiada najlepiej mu pasującą mantrę. Dla niektórych płynne mantry z Koranu mogą się wydawać zbyt łatwe, a potok myśli przejawia się swobodnie nie zakłócając ich. Niektórzy wymawiając mantry, medytują nad ich znaczeniem. Oznacza to, że uczeń może konstruować dla siebie mantrę, która będzie mu przedstawiać Wszechświat w dźwięku, tak jak pentakl robi to w formie. Zdarza się także, że mantra jest "dana", to znaczy słyszana w jakiś niewytłumaczalny sposób podczas medytacji. Niektórzy, na przykład, wykorzystują słowa : "I staram się widzieć we wszystkim wolę Boga". Innym, zaangażowanym w zabijanie myśli, przychodzą słowa "zepchnij to", jawnie odnoszące się do działania ośrodków zakazowych, które wykorzystywali. Trzymając się tego, osiągną "rezultat".

Idealna mantra powinna być rytmiczna; można by nawet powiedzieć muzyczna. Po to jednak, by utrzymywać uwagę, powinno się kłaść nacisk na poszczególne sylaby. Najlepsze mantry są średniej długości. Gdy mantra jest za długa, łatwo ją można zapomnieć, jeśli się nie praktykuje bardzo ciężko przez długi czas. Z drugiej zaś strony, mantra pojedynczych sylab, takich jak Aum, zbytnio szarpie. Idea rytmu zostaje zagubiona. Oto kilka użytecznych mantr :

1. "Aum"

2. "Aum tat sat aum". Mantra ta to czysty spondej.

3. "Aum mani padme hum"; dwa trocheje między dwiema cezurami.

4. "Aum siwaja wasi"; trzy trocheje. Zauważcie, że "si" oznacza spoczynek, absolutny lub męski aspekt Bóstwa; "wa" jest energią, manifestacją lub żeńską stroną Bóstwa. Dlatego mantra ta wyraża cały bieg Wszechświata, od Zera do końca i z powrotem do Zera.

5. "Allah". Sylaby tej mantry są równo zaakcentowane, z pewną przerwą między nimi, i często fakirzy łączą je z rytmicznym ruchem ciała do przodu i do tyłu.

6. "Hua allahu alazi lailaha illa Hua".

Oto przykłady niektórych dłuższych mantr :

7. Słynna Gajatri.

"Aum ! tat sawitur warenyam

Bhargo dewaśja dimahi

Dhijo jo na pratjodajat"

Skanduj ją jak trochaiczne tetrametry.

8. "Qol; Hua Allahu achad; Allahu Assamad; lam yalid walam yulad; walam yakun lahu kufwan achad".

9. A oto i najświętsza ze wszystkich możliwych mantr. Pochodzi ze Steli Objawienia.

"A ka dua

Tuf ur biu

Bi aa czefu

Dudu ner af an nuteru"

Tyle wystarczy do wyboru.

Istnieje wiele innych mantr. Sri Sabapaty Swami podaje poszczególne mantry dla poszczególnych czakr. Lecz niech uczeń sam wybierze sobie mantrę i osiągnie w niej mistrzostwo.

Nie zacząłeś nawet kierować mantrą, a ona bez przerwy krąży w tobie podczas snu. Jest to łatwiejsze, aniżeli się wydaje.

Niektóre szkoły doradzają mantrowanie za pomocą muzyki i tańców. Z pewnością wiele znaczących efektów osiąga się, jeśli chodzi o "magiczne" moce. Wątpliwe jest jednak, czy wielkie skutki duchowe są równie dostępne. Osoby pragnące je studiować powinnny zapamiętać, że Pustynia Sahary jest położona trzy dni drogi od Londynu, a bez wątpienia Sidi Aissaua z przyjemnością przyjmie nowych uczniów. Ta dyskusja o przybliżonej nauce mantra-jogi zaprowadziła nas daleko poza temat pranajamy.

Pranajama jest wysoce skuteczna w uspokajaniu emocji i zachcianek; i, czy to z powodu mechanicznej presji jaką wywiera, czy to dzięki wpływowi na przemianę materii w płucach, wydaje się korzystna dla zdrowia. Szczególnie, usuwa problemy związane z trawieniem. Oczyszcza zarówno ciało, jak i niższe funkcje umysłu i powinna być praktykowana nie krócej niż przez godzinę przez poważnego ucznia.

Cztery godziny wydają się lepsze, złoty człowieku; szesnaście to za dużo dla większości ludzi.

 

 ROZDZIAŁ III

Jama i nijama

 

Hindusi stawiają te dwie praktyki na czele swojego programu. Są to "wartości moralne" i "dobre uczynki", które mają sprzyjać uspokojeniu umysłu.

Jama obejmuje nie-zabijanie, prawdomówność, nie-kradzenie, wstrzemięźliwość i nie-branie żadnych darów.

W systemie buddyjskim, sila, "cnota", jest również nakazywana. Istnieje pięć jej form dla ludzi świeckich : Nie będziesz zabijał. Nie będziesz kradł. Nie będziesz kłamał. Nie będziesz popełniał cudzołóstwa. Nie będziesz pił odurzających napojów. Mnisi muszą przestrzegać znacznie więcej form.

Przykazania Mojżesza znane są wszystkim. Podobne do nich są przykazania dane przez Chrystusa w "Kazaniu na Górze".

Niektóre z nich są jedynie "cnotami" niewolnika, wymyślonymi przez pana po to, by go kontrolować. Prawdziwe znaczenie hinduskiej jamy jest takie, że łamiąc którąś z tych cnót, pobudzasz umysł.

Kolejni teologowie starali się wpłynąć na nauki Mistrzów, nadając mistyczne znaczenie tym cnotom. Kładli na nie nacisk dla własnego interesu, przemieniając je w purytanizm i formalizm. Dlatego też "nie zabijaj", co początkowo oznaczało "nie podniecaj się na widok skradającego się tygrysa" zostało zinterpretowane w ten sposób, że zbrodnią jest pić wodę , której się nie przecedziło, w obawie przed zabiciem jakichś małych zwierzątek.

Lecz ta nieustanna troska, ten lęk przed zabiciem czegokolwiek przez nieuwagę są w gruncie rzeczy znacznie gorsze od bezpośredniego konfliktu z niedźwiedziem grizzly. Gdy szczekanie psa zakłóca twoją medytację, najprościej jest zastrzelić psa i nie myśleć o tym więcej.

Podobna trudność z żonami zmusiła niektórych Mistrzów do zalecania celibatu. We wszystkich tych kwestiach należy zachować zdrowy rozsądek. Nie da się ustalić jakiejś reguły. "Nie-otrzymywanie darów", na przykład, jest raczej istotne dla Hindusa, który byłby dogłębnie zaniepokojony, gdyby ktoś mu dał orzech kokosowy. Lecz Europejczyk, odkąd chodzi w długich spodniach, bierze rzeczy tak, jak przychodzą.

Jedyny problem dotyczy wstrzemięźliwości, która jest skomplikowana przez wiele spraw, takich jak energia. Tyle że umysł każdego beznadziejnie uwikłany jest w ten przedmiot, który niektórzy ludzie mieszają z erotologią, inni zaś z socjologią. Nie będzie jasnego zrozumienia tej kwestii, póki będzie ona uznawana jedynie za dziedzinę atletyki.

Możemy zatem uwolnić się od jamy i nijamy dzięki takiej radzie : niechaj uczeń sam zadecyduje, jaka forma życia, jaki kod moralny najmniej podnieca jego umysł. Lecz, kiedy już to stwierdzi, niechaj się tego trzyma, unikając oportunizmu. I niechaj daleki będzie od przypisywania sobie zasługi za to, co czyni, czy też za to, czego się wyrzeka - jest to czysto praktyczny kod, nie mający w sobie żadnej wartości.

Czystość, która towarzyszy chirurgowi w pracy, przeszkodziłaby inżynierowi w robieniu czegokolwiek.

(Kwestie etyczne są odpowiednio omówione w Thien Tao w Konx Om Pax i powinny być tam studiowane. Zobacz także Liber XXX z A.A. Także w Liber CCXX, Księdze Prawa, powiedziane jest : "CZYŃ SWOJĄ WOLĘ NIECHAJ BĘDZIE CAŁYM PRAWEM". Zapamiętaj, że dla celów tej rozprawy cały przedmiot jamy i nijamy dotyczy życia tak, aby żadna emocja ani żadna namiętność nie zakłócała umysłu.)

 

ROZDZIAŁ IV

Pratjahara

 

Pratjahara jest pierwszym procesem w mentalnej części naszego zadania. Poprzednie praktyki, asana, pranajama, jama i nijama, dotyczyły czynności ciała, podczas gdy mantra związana jest z mową : pratjahara jest czysto umysłowa.

A czym jest pratjahara ? To słowo stosowane jest przez rozmaitych autorów w różnym znaczeniu. To samo słowo wykorzystuje się do opisu praktyki i rezultatu. Dla naszych obecnych celów oznacza ono raczej proces strategiczny aniżeli praktyczny. Jest retrospekcją, a więc rodzajem ogólnego badania zawartości umysłu, którą chcemy kontrolować : asana została osiągnięta, wszystkie nagłe przyczyny podniecenia zostały usunięte i wolno nam myśleć o tym, o czym myślimy.

Jest nam przeznaczone doświadczenie bardzo zbliżone do asany.. Na początku będziemy bardzo skłonni schlebiać sobie, że nasze myśli są bardzo spokojne; jest to błąd w obserwacji. Podobnie Europejczyk stojąc po raz pierwszy na skraju pustyni nic tam nie zobaczy, podczas gdy Arab może mu opowiedzieć rodzinną historię każdej z pięćdziesięciu osób, które widzi, ponieważ nauczył się jak patrzeć. Tak też i w praktyce myśli będą się mnożyć i coraz bardziej napierać.

Kiedy tylko dokładnie obserwowaliśmy ciało, wydawało się ono strasznie ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin