Bainville J. Dzieje Francji.txt

(999 KB) Pobierz
JACQUES BAINYILLE
DZIEJE FRANCJI
WARSZAWA 1946

PRZEDMOWA
„Dzieje Francji" J. Bainuille’ a, złożone i wydrukowane niemal w całości przed wrześniem igjg r., dziś dopiero ukazać się mogą na półkach księgarskich. Cały nakład, przechowany został z wielkim ryzykiem przez cały czas wojny i okupacji w drukarni W. L. Anczyc i Sp. w Krakowie.
Książka Baimńlle'a daleko odbiega od tego typu opracowań historycznych, jakiego moglibyśmy się w chwili obecnej spodziewać. Stawia sobie Bainuille wielce trudne zadanie, pragnąc czytelnikowi przedstawić dzieje Francji w sposób rozumowy, pokazać „jak się wydarzenia odbywały, jakie wywoływały skutki, dlaczego w danym momencie powzięto taką a nie inną decyzję". Trudno nie przyklasnąć zamiarowi znakomitego historyka, ale trudno również nie stwierdzić, że — niestety — zamiaru tego spełnić nie potrafił.
Bainuille wolę miał jak najlepszą, stara się być bezstronny, poznał gruntownie chronologiczny bieg wydarzeń politycznych we Francji i u jej sąsiadów, ale prawdziwych dziejów Francji napisać nie umiał. Zawiniła tu błędna metoda naukowa, jaką zastosował. Historia to dla niego: psychologia ? polityka, czy może raczej „upsychologizowana" polityka. Nie ma on natomiast żadnego zainteresowania dla dziejów gospodarczych i społecznych swego kraju, a w konsekwencji nie może on zrozumieć żadnego z wielkich ruchów masowych. jakich świadkiem była Francja na przestrzeni wieków, nie dociera do genezy opisywanych .wydarzeń, rozumowanie jego jest powierzchowne, nie zgłębiające nigdy żadnego z tych zjawisk, które przywykliśmy uważać za najważniejsze w historii Francji.
Stwierdzenie to powtarzać możemy wielokrotnie przy każdym rozdziale i czasem drażnić nawet może bardziej wyrobionego czytelnika banalne przedstawienie feudalizmu, absolutne niezrozumienie istotnego podłoża krucjat, sekt i rewolucji średniowiecznych, czy choćby krańcowa naiwność w tłumaczeniu przyczyn wielkiej rewolucji francuskiej. Przedstawienie zaś dziejów tego wielkiego zjawiska nie tylko francuskiej, ale i światowej historii, jest na poziomie, który nawet nasze ubogie piśmiennictwo naukowe porzuciło od dziesiątków lat.
Bainwille rozkochany w t. zw. warstwach średnich, uważający je za główną siłę swego kraju, nie rozumie, że właśnie wielka rewolucja francuska była ich rewolucją. Bur-żuazyjny konserwatyzm społeczny i obawa współczesnych ruchów ludowych spychają go w przedstawieniu dziejów przełomu XVIII i XIX w. na stanowisko ówczesnej konserwy, a więc na stanowisko antyburżuazyjne. Baimńlle nie pojmuje tej niekonsekwencji i z nienawiścią najbardziej otwartą, a nie z zapowiedzianą w przedmowie bezstronnością, traktuje wielkich wodzów rewolucji, nie dostrzega wielkiego dzieła Konwentu i Komitetu Ocalenia Publicznego, Marat jest dlań potworem, a hebertyści tylko szumowinami.
Takich przykładów możnaby przytaczać dziesiątki, ale wtedy krótki wstęp przemieniłby się w tom polemiczny, jakiego napisać nie zamierzamy. Powslaje w tych warunkach pytanie dlaczego wydawca zdecydował się wykorzystać leżący na składzie nakład? Pośrednią odpowiedź daje nam sam Bainuille. „Jest w dziejach naszego kraju — powiada — pewien rytm, wedle którego co kilka wieków wracają zagadnienia i sytuacje podobne". W innym zaś miejscu dodaje, jakby w uzupełnieniu przytoczonego wyżej zdania: „W roku lyii rozpoczęła się walka między Francją a Domem Austriackim, w istocie między Francją a Niemcami, — walka, która przeciągnęła się do naszych dni i może wciąż jeszcze
2
nie jest zakończona". Rok 1939 miał potwierdzić słuszność ostatnich słów.
W sposób mistrzowski potrafił Bainuille uwypuklić te wszystkie momenty historii Francji, z których widać najwyraźniej, jak — mimo zmieniające się w ciągu wieków ustroje gospodarcze, społeczne i polityczne — ciągnie się wciąż konflikt ludów prawego i lewego brzegu Renu, jak wojny fran-cusko-niemieckie czy francusko-angielskie w olbrzymim stopniu tłumaczą elementarne pojęcia z geografii.
I geografia nie jest jednak rzeczą niezmienną. Mówiąc o stosunku Anglii do Francji w XIII wieku, rzuca Bainuille efektowne spostrzeżenie: „W czasach, gdy świat był daleko ciaśniejszy niż teraz, prowincje francuskie odgrywały dla niej rolę kolonii. Wtedy Anglicy uważali posiadanie Bor-deaux za rzecz równie naturalną, jak dziś posiadanie Bombaju".
Zmieniła się geografia, zmieniły się międzypaństwowe stosunki. Tam wszędzie jednak, gdzie tych podstawowych zmian nie było, politykę międzypaństwową cechować muszą te wciąż podobne do siebie konflikty, których cykliczność chciałby widzieć Bainuille. Brak zrozumienia gospodarczej podstawy tych konfliktów nie pozwala Bainuille’owi zrozumieć dobrze ich genezy i wewnętrznej treści, natomiast ich formę zewnętrzną uchwycić potrafi z całkowitym mistrzostwem.
Dlatego też mógł Bainuille zarówno w przedstawianym polskiemu czytelnikowi zarysie dziejów Francji, jak w szeregu rozpraw specjalnych ująć należycie współczesny podstawowy czynnik zagranicznej polityki swego kraju — problem niemiecki. Dlatego to właśnie mógł ostrej krytyce poddać politykę swego państwa wobec jego wschodniego sąsiada, dlatego mógł pokój wersalski traktować tylko jako niekorzystny dla Francji rozejm.
3
W okresie niedawno minionej wojny najbardziej lewicowi politycy sięgali do prac konserwatysty Bainville’a, poświęconych historii współczesnej, stwierdzając jego trzeźwą analizę i zdolność przewidywania wypadków. Mimo swe poglądy społeczne stanął Baimńlle w jaskrawej sprzeczności z własną klasą społeczną, co niepomna jego przestróg zeszła na manowce kollaboracji z wrogiem. I tak musiało być, bo zamiłowany w przeszłości swej ojczyzny historyk przepojony był głębokim patriotyzmem, coraz bardziej obcym warstwom, z którymi psychicznie był związany. To jeszcze jeden powód więcej, by ci, co w Bainville’u widzą naukowego przeciwnika, odnosili się doń krytycznie, ale z szacunkiem dla jego niewątpliwych zdobyczy.
Henryk Jabłoński.
Warszawa, październik 1946.
OD AUTORA
Za łaskawym pozwoleniem czytelników chciałbym zacząć niniejszą pracę od pewnego wyznania osobistego. Za czasów szkolnych nie lubiłem historii. Nudziła mnie. Gdy później zasmakowałem w niej, uprzytomniłem sobie, że odstręczał mnie system opowiadania, gdzie fakty następowały po sobie w szeregu mechanicznym. Nie wyjaśniono mi przecież nigdy, lub też usiłowano wyjaśnić w sposób stereotypowy i niedostateczny, dlaczego narody prowadziły wojny i urządzały rewolucje, dlaczego ludzie się bili, zabijali i znowu się ze sobą godzili. Historia sprawiała wrażenie tkaniny snutej z niedokończonych dramatów, jakiejś walki chaotycznej, w której rozumem niczego nie było można rozeznać.
Czyż rzeczywiście trzeba uczyć dzieci historii, nie dbając o to, by ją zrozumiały, przeładowując ich pamięć szeregiem dat i wydarzeń? Jest to w najwyższym stopniu wątpliwe. Gdyby chciało się zabić zainteresowanie, byłby to sposób najlepszy. Ale niebawem, i to bardzo szybko, nadchodzi okres wieku, gdy odczuwamy potrzebę jakiejś nici przewodniej, gdy zaczynamy przypuszczać, że ludzie dawnych czasów byli podobni do ludzi dzisiejszych i że czynami ich kierowały motywy podobne naszym. Szukamy tedy wy tłumaczenia wszystkiego, co ci ludzie zrobili, a co w opowiadaniu wyłącznie chronologicznym wydaje się niepowiązane i suche.
Tej właśnie potrzebie umysłu starałem się odpowiedzieć, pisząc historię Francji. Przede wszystkim chciałem zaspokoić tę potrzebę dla siebie samego, uwydatniając z możliwie największą jasnością przyczyny i skutki.
Nie porwałem się na dzieło oryginalne, bowiem można historię wyjaśnić, ale nie podobna jej wznowić. Również nie
5
podtrzymywałem żadnej tezy. Usiłowałem pokazać, jak się wydarzenia odbywały, jakie wywołały skutki, dlaczego w danym momencie powzięto taką a nie inną decyzję. Przy końcu tej analizy dochodzi się do odkrycia, że nie jest rzeczą łatwą prowadzić narody, że również nie łatwe jest zbudowanie i zachowanie takiego państwa, jak państwro francuskie, a w ostatecznym tego odkrycia wyniku nabiera się wielkiej pobłażliwości dla rządzących.
Być może, że uczucie to jest gwarancją naszej bezstronności. Ale jakże mielibyśmy brać rzeczy inaczej, skoro zadaniem naszym jest przedstawienie we wzajemnym związku wydarzeń naszej historii? Ocenić ją możemy jedynie podług jej wyników. A gdy porównamy nasz stan obecny z tym, który był udziałem naszych przodków, musimy sobie powiedzieć, że naród francuski winien czuć się szczęśliwym, gdy żyje wśród pokoju i porządku, gdy nie staje się ofiarą napaści i spustoszeń, gdy udaje mu się uniknąć niszczących kampanii wojennych i nie mniej strasznych wojen domowych, których mu los nie oszczędził na przestrzeni wieków.
Takie ujęcie historii jest proste. Jest to punkt widzenia zdrowego rozsądku. Czemu mamy sądzić życie kraju podług innych prawideł niż życie rodziny? Wprawdzie pisać historię można z bardzo różnych punktów widzenia, wydaje nam się jednak, że nasz punkt widzenia uzyska zgodę ogólną.
Elementy do takiej książki znajdują się wszędzie. Pytanie tylko, czy jest możliwe w granicach pięciuset stron opowiedzieć w sposób mniej więcej kompletny dwa tysiące lat historii Francji. Śmiało odpowiemy: tak. Istotą zadania historyka jest skracać się. Gdyby się nie skracał, — a spostrzeżenie to nie jest nowością, — potrzebaby tyle czasu na opowiedzenie historii, ile było potrzeba na jej przebieg. Atoli każde pokolenie ma naturalną dążność do przypisywania większej wagi okresowi współczesnemu, niż czasom bardziej odległym. Znak to, że mnóstwo wspomnień gubi się po drodze. Po czte
6
rech czy pięciu stuleciach spostrzega się już tylko same wierzchołki wydarzeń i wydaje się, że lata dawniej płynęły o wiele szybciej niż te, które tylko co minęły. Staraliśmy się utrzymać sprawiedliwy stosunek epok między sobą, a z najnowszej epoki, której historia dotyka naszych czasów, chcieliśmy wydobyć główne linie, które, być może, przys...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin