Bly R. Żelazny Jan.rtf

(1228 KB) Pobierz

Robert Bly

Żelazny Jan

RZECZ O MĘŻCZYZNACH

Tłumaczył
Jacek Tittenbrun

ZYSK I S-KA

WYDAWNICTWO


2017

ISBN 978-83-8116-117-6


 

SPIS TREŚCI

WSTĘP / 7

I.      Poduszka i klucz /li

W poszukiwaniu Żelaznego Jana / 16

Utrata złotej piłki / 19

Co robi chłopiec? / 27

Odejście na ramionach Dzikusa / 29

Odległy ojciec / 39

II.      Pierwszy złoty włos / 49

Opowieść: dzień pierwszy w stawie / 51

Opowieść: dzień drugi / 72

Opowieść: dzień trzeci / 78

Wyjście w świat / 84

III.      Droga w dół, droga popiołów i smutku / 87

Co się dzieje? / 89

Prostoduszność / 97

Odrętwienie / 103

Opowieść: podjęcie pracy w kuchni / 105

Katabasis / 106

Wejście na drogę popiołów / 120

Nauka odczuwania dreszczy / 127

Przejście z domu matki do domu ojca / 130

IV.     Głód króla jako drugiego ojca / 139

Zaburzenia synostwa / 139

Zbyt mało ojca / 140

Niedowierzanie starszym mężczyznom / 143

Usposobienie bez nauk / 146

Ojciec pogrążony w ciemnościach / 147

Opowieść: odwiedziny u Króla / 153

Król w swoich trzech królestwach / 160

Święty Król / 160

Król ziemski / 162

Król wewnętrzny / 165

Podwójny strumień wewnątrz Świętego Króla / 170

Podwójny strumień wewnątrz ojca / 171

Pragnienie mieszkania wraz z Królem / 176

Mężczyzna jako istota oddzielona / 179

V.      Spotkanie z kobietą w ogrodzie Z 185

Kobiecość macierzyńska a kobiecość intymna / 185

Opowieść: poznanie córki Króla / 186

Wejście do ogrodu / 191

Kobieta o Złotych Włosach, czyli komedia omyłek / 202

Hermes i kobieta bóg / 212

VI.      Wskrzesić wewnętrznych wojowników / 217

Wojownicy wewnętrzni / 217

Wojownik zewnętrzny, czyli zdyscyplinowany / 221

Wojownik Nieśmiertelny, czyli Święty / 225

Opowieść: scena bitewna / 232

Zdobycie czworonożnego konia / 238

Wojowniczość w nauczaniu, literaturze i nauce / 241

Pelazgijski mit stworzenia / 243

Wojowniczość w związkach między mężczyzną a kobietą / 246

Żelazo kontra miedź Z 249

Podtrzymywanie napięcia między przeciwieństwami / 254

Życie z przeciwieństwami / 257

Podziw dla wyboru Parysa / 258

Od miedzi do żelaza Z 262

VII.      Jazda na czerwonym, białym i czarnym koniu Z 267

Klasyczny model inicjacji / 269

Opowieść: festyn złotych jabłek / 282

Złote jabłka / 285

Przestrzeń progowa / 286


Jazda na czerwonym, białym i czarnym koniu / 294

Porządek Wielkiej Matki / 297

Porządek alchemików / 298

Porządek męski / 299

VIII.      Rana z rąk ludzi króla / 307

Rana w genitalia / 307

Rana, która okulawia / 309

Rana od kłów dzika, która zabija Adonisa / 311

Rana od kłów dzika, która już nie zabija / 316

Rana jako męskie łono / 320

Rana jako oddanie się mężczyzny w pieczę boga smutku / 322

Opowieść: prośba o rękę / 324

Dzikus i jego właściwości / 328

Wewnątrzpsychiczny kolektyw / 335

Opowieść: uroczystość weselna / 341

EPILOG

Dzikus w dawnej religii, literaturze i folklorze / 349

Era łowiecka / 349

Era rolnicza / 352

Dzikus w dawnej literaturze / 355

Dzikus w europejskim średniowieczu / 357

Strach Europejczyków przed Dzikusem / 361

ANEKS

Żelazny Jan / 365

WSTĘP

Zyjemy dziś w ważnym i przełomowym momencie; stało się bowiem jasne, że wzory męskości przekazywane przez kulturę masową utraciły swoją nośność; mężczyzna nie może już się na nich opierać. Osiągając wiek trzydziestu pięciu lat, wie, że wzorce idealnego mężczyzny, twardego mężczyzny, prawdzi­wego mężczyzny, jakie wyniósł ze szkoły średniej, są bezuży­teczne w realnym życiu.

Ludowe baśnie i bajki przechodziły niczym woda przez grubą warstwę gleby, z pokolenia na pokolenie, i możemy ufać zawartym w nich prawdom bardziej niż, powiedzmy, tym wy­myślonym przez Hansa Christiana Andersena. Motywy prze­kazywane przez dawne opowieści — klucza wykradanego spod poduszki matki, podnoszonego z ziemi złotego pióra z płoną­cej piersi Żar-Ptaka, Dzikusa spotykanego pod powierzchnią jeziora, śladów czyjejś krwi w lesie, które okazują się w końcu śladami Boga — przenikają w nas z wolna, by potem, już zado­mowione, rozwijać się w naszym wnętrzu.

Nie gdzie indziej jak w dawnych mitach słyszymy, na przy­kład, o zeusowej energii, tej pozytywnej przywódczej energii mężczyzn, która zdaniem kultury masowej nie istnieje. Król Artur poucza nas o roli, jaką odgrywa męski mentor w życiu młodych mężczyzn; z opowieści o Żelaznym Janie dowiadu­jemy się o doniosłości przejścia z królestwa matki do króle­


#

stwa ojca. Wszystkie opowieści inicjacyjne przekazują nam, jak ważne jest, by umieć oderwać się od naszych rodziców i znaleźć „drugiego ojca” czy „drugiego króla”.

Istnieje inicjacja męska, inicjacja żeńska i inicjacja czło­wiecza. W tej książce mówię wyłącznie o tej pierwszej. Pragnę podkreślić, że celem mojej książki nie jest zwracanie mężczyzn przeciwko kobietom czy restytucja męskiej dominacji, przez wieki narzędzia ucisku kobiet i tłumienia kobiecych wartości. Nie rzucam w książce wyzwania ruchowi feministycznemu. Ruch ten oraz ruch opisywany przeze mnie są ze sobą zwią­zane, ale żyją one odmiennymi rytmami. Frustracja mężczyzn narastała, począwszy od rewolucji przemysłowej, osiągając dziś taki poziom, którego nie można już ignorować.

Ciemna strona męskiej natury jest wszystkim znana. Na konto mężczyzn trzeba zapisać szaleńczą eksploatację zasobów przyrody, dyskryminację i poniżanie kobiet, niepohamowaną namiętność do plemiennych wojen. Dziedzictwo genetyczne ma swój udział w tych obsesjach, a na równi z nimi kultura i środowisko. Nasze ułomne mitologie nie znajdują miejsca dla głębi męskich uczuć, lokują mężczyzn raczej w niebiańskich niż ziemskich rejonach, uczą posłuszeństwa dla niewłaściwych sił, czynią mężczyzn wiecznymi chłopcami i wikłają tak męż­czyzn, jak i kobiety w systemy ekonomicznego panowania wy­kluczające zarówno matriarchat, jak i patriarchat.

Książka ta powinna przemawiać przede wszystkim do mężczyzn heteroseksualnych, choć nie znaczy to, że homosek­sualiści nie znajdą w niej niczego dla siebie. Termin „homosek­sualista” wszedł w użycie dopiero w XVIII wieku; poprzednio mężczyźni mający upodobanie do własnej płci byli traktowani po prostu jako część szerszej zbiorowości mężczyzn.

Mówię w tej książce o Dzikusie, którego należy odróżniać od barbarzyńcy. Barbarzyńca wyrządza wielkie szkody duszy, przyrodzie i gatunkowi ludzkiemu; można by powiedzieć, że choć barbarzyńca jest ranny, woli nie badać swoich ran. Dzi­kus, który zbadał swoje rany, przypomina raczej kapłana zen, szamana czy trapera niż barbarzyńcę.

Jak zbudować gniazdo na bezlistnym drzewie, gdzie od­latywać na zimę, jak wykonywać taniec godowy — cała ta wiedza zmagazynowana jest w zwojach mózgowych ptaka w postaci instynktów. Istoty ludzkie natomiast, wiedząc, jak znacznej elastyczności wymagać od nich będzie reagowanie na nowe sytuacje, postanowiły przechować tego rodzaju wiedzę poza systemem instynktów, a mianowicie w opowieściach. Tak więc opowieści — baśnie, legendy, mity, historie domowego ogniska — tworzą rezerwuar nowych sposobów reagowania, do których można sięgnąć w razie wyczerpania możliwości sposobów tradycyjnych i obiegowych.

Wśród wielkich badaczy owego rezerwuaru z ostatnich stuleci można wymienić Georga Groddecka, Gurdżijewa, Car­la Junga, Heinricha Zimmera, Josepha Campbella i Georgesa Dumezila. Moją pierwszą nauczycielką odcyfrowywania baśni była Marie-Louise von Franz. Wzoruję się na niej, starając się być tak wierny sensowi męskich opowieści, jak ona była wier­na opowieściom żeńskim w swoich licznych książkach.

Książka czerpie swe inspiracje z dzieła całego zastępu lu­dzi, z których wielu zajmowało się tymi zagadnieniami dłu­go przede mną. Na pierwszym miejscu należy tu wymienić Alexandra Mitscherlicha, niemieckiego analityka zmarłego w 1982 roku. Zaciągnąłem poważny dług intelektualny u swo­ich współpracowników z ostatnich ośmiu lat, wśród których byli: Michael Meade, James Hillman, Terry Dobson, Robert Moore, John Stokes i inni. Dziękuję Keithowi Thompsonowi za jego zainteresowanie problemem; rozdział pierwszy stanowi zmodyfikowaną wersję wywiadu, jaki przeprowadził ze mną. Dziękuję także mojemu wydawcy Williamowi Patrickowi za jego zapał i intuicję.

Jestem również wdzięczny wielu ludziom, którzy zawierzyli mi na tyle, by mnie wysłuchać, i uczynili zaszczyt, opowiadając swoje historie, albo też po prostu wyśpiewali je, wytańczyli czy wypłakali. Choć w niniejszej książce ujmuję ścieżkę inicjacji jako złożoną z ośmiu stadiów, inni mogą uznawać za właściwą inną kolejność lub samą treść tych stadiów. Pokonujemy drogę, idąc. Antonio Machado napisał:

Zważ, podróżniku, bo nie znajdziesz drogi, a jedynie ślady wiatru na morzu[1].

Robert Bly


ROZDZIAŁ I

Poduszka i klucz

Mówi się wiele o „Amerykaninie”, jakby istniała niezmienna osobowość w dziesięcioleciach czy choćby jednej dekadzie.

Dzisiejsi mężczyźni bardzo się różnią od Saturnowego[2] farmera, jaki przybył do Nowej Anglii w 1630 roku, człowieka o starczej mentalności, chlubiącego się swą introwersją, gotowe­go przesiedzieć trzy nabożeństwa w nieogrzewanym kościele. Na Południu ukształtował się typ ekspansywnego, matkocen- trycznego zawadiaki, a żaden z tych dwóch typów „Ameryka­nów” nie przypominał ani zachłannego przedsiębiorcy kole­jowego, jaki pojawił się później na północnym wschodzie, ani zuchowatych osadników prących na zachód, których dewizą było: „Obędę się bez tego”.

Nawet ograniczając się do naszych czasów, przyjmowany powszechnie model podlega radykalnym zmianom. Przykła­dowo, w latach pięćdziesiątych pojawił się pewien ogólny wzór osobowości, który stał się modelem męskości dla wielu.

Ów mężczyzna lat pięćdziesiątych wstawał do pracy wcześ­nie, porządnie pracował, utrzymywał żonę i dzieci i był zwo-


#

lennikiem dyscypliny. Prezydent Reagan jest jakby zmumifi­kowaną personifikacją uporu i wytrwałości cechujących ten typ osobowości. Mężczyzna tego typu nie miał zbyt wysokie­go mniemania o duchowym wnętrzu kobiet, ale potrafił doce­nić ich walory cielesne. Jego pogląd na kulturę w ogóle i kultu­rową rolę Ameryki był chłopięcy i optymistyczny. Na pierwszy rzut oka przedstawiał on sobą silny, pozytywny charakter, ale wdzięk osobisty i pozerstwo ukrywały (i ukrywają nadal) po­czucie osamotnienia, deprywacji i bierności. Jeśli nie ma wro­ga — nie jest on pewny, czy naprawdę żyje.

Od mężczyzny lat pięćdziesiątych oczekiwano, że bę­dzie lubił piłkę nożną, że będzie agresywny, że będzie zawsze brał stronę Stanów Zjednoczonych, że nigdy nie zapłacze i że w każdej sytuacji będzie można na niego liczyć. W tym obra­zie mężczyzny brakowało jednak przestrzeni wrażliwości czy przestrzeni intymności. Osobowość była zbyt statyczna. Psy­chice brakowało współczucia, czego wyrazem była uporczywa kontynuacja wojny wietnamskiej; podobnie jak później brak czegoś, co można by nazwać „tęsknotą do ogrodu”, w osobo­wości prezydenta Reagana tłumaczy jego nieczułość i bru­talność wobec bezsilnych ludzi w Salwadorze, ludzi starych w Ameryce oraz bezrobotnych, uczniów i biednych w ogóle.

Mężczyzna lat pięćdziesiątych miał wyraźne wyobrażenie tego, czym jest mężczyzna i jakie są jego obowiązki, lecz nie- pełność i jednostronność tego wyobrażenia były groźne.

W latach sześćdziesiątych pojawił się nowy typ mężczyzny. Marnotrawstwo i przemoc wojny wietnamskiej sprawiły, że mężczyźni zaczęli kwestionować swoją dotychczasową wiedzę na temat natury dojrzałego mężczyzny. Jeśli męskość oznacza Wietnam — czy chcą być męscy w takim sensie? W tym czasie ruch feministyczny skłonił mężczyzn do przyjrzenia się ko­bietom naprawdę, zmuszając ich do uświadomienia sobie nie­pokojów i cierpień, od których mężczyzna lat pięćdziesiątych usilnie starał się odwracać. Gdy mężczyźni zaczęli badać dzieje kobiet i kobiecą wrażliwość, niektórzy z nich ujrzeli kobiecą stronę własnej osobowości. Ta świadomość pogłębiała się i dziś większość mężczyzn ma ją w takim lub innym stopniu.

Jest w tym procesie coś wspaniałego — mam na myśli naprawdę doniosłe odkrywanie i kultywowanie przez męż­czyzn własnej „kobiecej” świadomości — a jednak nie potra­fię oprzeć się wrażeniu, że w takiej postawie jest również coś nieprawidłowego. W ciągu ostatnich dwudziestu lat mężczy­zna stał się bardziej wrażliwy i subtelny. Nie stał się jednak przez to bardziej wolny. Jest on miłym chłopcem, podobają­cym się nie tylko swojej matce, ale również młodej kobiecie, z którą żyje.

W latach siedemdziesiątych zacząłem dostrzegać w całym kraju zjawisko „miękkiego mężczyzny”. Nawet dzisiaj, kiedy przyglądam się swojej publiczności, często wydaje mi się, że połowa młodych mężczyzn należy do tej kategorii. Są to mili, wartościowi ludzie; podobają mi się — nie chcą szkodzić przy­rodzie czy wszczynać wojen, cała ich egzystencja i styl życia przepojone są łagodnością i umiarkowaniem.

A jednak wielu z tych mężczyzn nie jest szczęśliwych. Ła­two zauważyć, że brak im energii. Należą oni do kategorii ludzi chroniących życie, w odróżnieniu od dających życie. Stąd też, prawem kontrastu, mężczyźni ci często wiążą się z silnymi ko­bietami tryskającymi energią.

Mamy tu więc dobrze wychowanego młodego mężczyznę, górującego świadomością ekologiczną nad swoim ojcem, życz­liwie nastawionego wobec całego wszechświata, ale przy tym obdarzonego niewielką silą witalną.

Silne, dające życie kobiety, ukształtowane w latach sześć­dziesiątych albo dziedziczące dawniejszego ducha, odegrały ważną rolę w uformowaniu owego chroniącego życie, lecz nie- dającego życia mężczyzny.

Przypominam sobie z lat sześćdziesiątych nalepkę samo­chodową z napisem: KOBIETY MÓWIĄ „TAK” MĘŻCZY­ZNOM, KTÓRZY MÓWIĄ „NIE”. Uznajemy odwagę, której wymagała odmowa powołania do wojska, pójście do więzienia czy ucieczka do Kanady, podobnie zresztą jak odwagę, której wymagało przyjęcie karty poborowego i wyjazd do Wietnamu. Kobiety przed dwudziestoma laty dawały jednak wyraźnie do zrozumienia, że wolą wrażliwego, łagodniejszego mężczyznę.

Preferencja ta wpłynęła na ukształtowanie mężczyzn. Nie- wrażliwość u mężczyzny została utożsamiona z przemocą, a wrażliwość była nagradzana.

Wiele energicznych kobiet — zarówno wtedy, jak i w la­tach dziewięćdziesiątych — wybierało sobie, i nadal wybiera, na kochanków, i w pewien sposób chyba synów, „miękkich” mężczyzn. Nowy rozdział energii „jang” wśród partnerów nie nastąpił przypadkiem. Młodzi mężczyźni z różnych powodów pragnęli „twardszych” kobiet, a kobiety zaczęły pragnąć bar­dziej „miękkich” mężczyzn. Wydawało się przez pewien czas, że to zdrowy układ, ale żyjemy już w jego ramach wystarczają­co długo, by dostrzec, iż tak nie jest.

Po raz pierwszy dowiedziałem się o udręce „miękkich” mężczyzn w trakcie moich wykładów. W 1980 roku gmina Lama w Nowym Meksyku poprosiła mnie o poprowadzenie kursu tylko dla mężczyzn, pierwszego w ich życiu, w którym wzięło udział czterdziestu uczestników. Każdego dnia zajmo­waliśmy się jednym bogiem greckim i jedną dawną opowie­ścią, by potem późnymi popołudniami spotykać się na dys­kusjach. Gdy zabierali głos młodsi mężczyźni, nierzadko łzy przeszkadzały im mówić. Byłem zdumiony tym, jak wiele żalu i boleści tkwi w duszach tych młodych ludzi. Zgryzota ich wy­nikała po części z dystansu między nimi a ich ojcami, odczuwa­nego przez nich boleśnie, ale innym jej źródłem były problemy w ich małżeństwach czy związkach z kobietami. Nauczyli się wrażliwości, ale sama wrażliwość to za mało, by radzić sobie z kłopotami w małżeństwie. W każdym związku raz na jakiś czas potrzeba czegoś dzikiego; potrzebuje tego zarówno on, jak i ona. Jednak w momencie, w którym pojawiała się taka po­trzeba, młody mężczyzna często nie potrafił stanąć na wyso­kości zadania. ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin