DZ06 Kraina jaskin A5.doc

(4106 KB) Pobierz
Kraina jaskiń




Jean M. Auel

Kraina jaskiń

Cykl: Dzieci Ziemi Tom 6

 

 

Przekład: Ewa Helińska, Michał Jakuszewski

Tytuł oryginału: Earth's Children: The Land of Painted Caves

Wydanie oryginalne 2011

Wydanie polskie 2011

 

 

Ayla jest żoną i matką. Mieszka wśród Zelandoni, pobratymców Jondalara. Nie zapomniała jednak zwyczajów ludu, w którym się wychowała. Szkoli się na duchową przywódczynię, lecz jej poświęcenie dla tego powołania szkodzi związkowi z Jondalarem. Podczas podróży Ayli zagraża nie tylko epidemia prehistorycznej ospy wietrznej czy trzęsienia ziemi, ale także banda wędrownych gwałcicieli i dzikie zwierzęta. Jej śmierci pragnie też myśliwy imieniem Balderan, a Marona chce zdobyć serce Jondalara. Czy w obliczu takich zagrożeń Ayla i Jandalar uświadomią sobie, jak wiele dla siebie znaczą?


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tę książkę dedykuję RAEANN,

pierworodnej, ale najmniej jak dotąd chwalonej,

choć na zawsze ukochanej, oraz

FRANKOWI,

który zawsze stoi u jej boku, a także AMELII

i BRET, ALECII i EMORY,

Cudownej młodzieży.

Nic, tylko was kochać


Rozdział 1.

Grupa wędrowców podążała ścieżką, biegnącą między czystym, migoczącym nurtem Rzeki Traw a poznaczonym czarnymi pasmami białym klifem z piaskowca. Zmierzali ku prawemu brzegowi. Wąska dróżka rozwidlała się przed nimi, zakręcając ku brodowi, gdzie nurt rozlewał się szeroko na płyciźnie, pieniąc się wokół wystających z wody skał.

Nagle młoda kobieta idąca na czele grupy zatrzymała się i otworzyła szeroko oczy. Stała bez ruchu, wpatrując się w coś przed sobą.

- Patrzcie! Tam! - syknęła przepełnionym strachem szeptem. - To lwy!

Joharran, również podążający na czele grupy, uniósł rękę, sygnalizując, by reszta się zatrzymała. Tuż przed rozwidleniem drogi, w trawie buszowały płowe lwy jaskiniowe. Trawa stanowiła tak skuteczny kamuflaż, że gdyby nie ostry wzrok Thefony, ludzie musieliby podejść bliżej, aby dostrzec drapieżniki. Młoda kobieta z Trzeciej Jaskini miała niezwykle dobry wzrok. Choć była jeszcze młoda, już doceniono jej umiejętność wyraźnego wyłapywania jednym tylko spojrzeniem dalekich obiektów. Wcześnie dostrzeżono u niej wrodzony talent i rozpoczęto szkolenie; była wtedy jeszcze małą dziewczynką. Teraz stanowiła ich najlepszą czujkę.

Ayla i Jondalar, idący na tyłach i prowadzący trzy konie, podnieśli wzrok, chcąc zobaczyć, co opóźniło marsz.

- Ciekawe, dlaczego się zatrzymaliśmy - odezwał się Jondalar, a jego czoło zmarszczyło się w znajomym wyrazie zafrasowania.

Ayla uważnie obserwowała wodza i otaczających go ludzi. Instynktownie otoczyła ramieniem ciepłe zawiniątko, niesione przy piersi w miękkiej skórzanej chuście. Jonayla niedawno została nakarmiona i spała, ale poruszyła się lekko pod matczynym dotykiem. Ayla miała niesamowitą umiejętność czytania z ruchu ciała, dzięki czemu potrafiła odgadnąć, co się dzieje. Nauczyła się tego za młodu, gdy żyła z Klanem. Wiedziała, że Joharran niepokoił się, a Thefona była wprost przerażona.

Ayla miała również niesamowicie ostry wzrok. Słyszała dźwięki powyżej zakresu dostępnego zwykłym ludziom i odczuwała głębokie tony poniżej. Wyróżniał ją ostry zmysł smaku i zapachu, ale ponieważ nigdy się z nikim nie porównywała, nie zdawała sobie sprawy z niezwykłości swojej percepcji. Urodziła się z niesłychaną czułością wszystkich zmysłów, co bez wątpienia pomogło jej przetrwać, gdy w wieku pięciu lat straciła rodziców. Sama siebie wyszkoliła, rozwijając naturalne umiejętności, latami studiując zachowanie zwierząt, głównie drapieżników, i ucząc się sztuki polowania.

Wszyscy zamarli w bezruchu, a ona rozpoznała nikłe, ale znajome pomruki lwów. Wyłapała niesiony wietrzykiem charakterystyczny zapach i zauważyła, że kilkoro ludzi patrzy przed siebie. Nagle wyraźnie dostrzegła dzikie koty, które dotąd skrywała trawa. Widziała dwa lwiątka i trzy lub cztery dorosłe lwy jaskiniowe. Ruszyła przed siebie, sięgając jedną dłonią po miotacz oszczepów, przypięty w pętli przy pasie, a drugą po włócznię, spoczywającą w pochwie na plecach.

- Dokąd idziesz? - spytał Jondalar.

Zatrzymała się.

- Przed nami są lwy - odparła bez tchu.

Jondalar wreszcie również je zauważył i natychmiast sięgnął po broń.

- Zostań tu z Jonaylą. Ja tam pójdę.

Ayla zerknęła w dół na śpiące niemowlę, a potem podniosła na niego wzrok.

- Jondalarze, świetnie radzisz sobie z miotaczem, ale tam są co najmniej dwa lwiątka i trzy dorosłe lwy. Być może jest ich nawet więcej. Jeśli lwy uznają, że młode znalazły się w niebezpieczeństwie i zdecydują się na atak, będziesz potrzebował pomocy. Wiesz przecież, że świetnie rzucam.

Znów zmarszczył brwi, rozmyślając. Potem skinął głową.

- Dobrze... Ale stój za mną. - Kątem oka dostrzegł ruch i zerknął za siebie. - Co jest z tymi końmi?

- Wiedzą, że w pobliżu znalazły się lwy. Przyjrzyj się im.

Wszystkie trzy konie, łącznie ze źrebakiem, wpatrywały się przed siebie, najwyraźniej świadome bliskości wielkich kotów. Jondalar znów zmarszczył brwi.

- Nic się z nimi nie stanie? Zwłaszcza z małą Siwą?

- Wiedzą, że mają nie wchodzić w drogę lwom, ale nie widzę Wilka - odparła Ayla. - Gwizdnę na niego.

- Nie musisz - rzekł Jondalar, wskazując palcem w innym kierunku. - On też musiał coś wyczuć. Patrz, biegnie do nas.

Ayla obróciła się i ujrzała pędzącego do niej wilka. Zwierzę było wspaniałe, większe od swoich pobratymców, ale rana po walce z innymi wilkami sprawiła, że miał oklapnięte ucho, co nadawało mu zawadiacki wygląd. Kobieta wykonała szczególny gest, którego zazwyczaj używała podczas wspólnych polowań. Wilk wiedział, że ma zostać w pobliżu i zwracać na nią szczególną uwagę. Para mijała ludzi przed sobą, spiesznie podążając do czoła grupy, próbując nie wywołać niepotrzebnego zamieszania i jak najmniej rzucać się w oczy.

- Cieszę się, że cię widzę - powiedział cicho Joharran na widok brata i Ayli, którzy cicho pojawili się w towarzystwie wilka, dzierżąc w dłoniach miotacze oszczepów.

- Czy wiesz, ile ich jest? - spytała Ayla.

- Więcej, niż myślałam - odparła Thefona, próbując sprawiać wrażenie spokojnej i nie pokazać, jak bardzo się boi. - Kiedy je zobaczyłam po raz pierwszy, uznałam, że może jest ich trzy lub cztery, ale krążą wśród traw. Teraz sądzę, że może ich być dziesięć lub więcej. To duże stado.

- Są też pewne siebie - stwierdził Joharran.

- Skąd wiesz? - zapytała Thefona.

- Ignorują nas.

Jondalar zdawał sobie sprawę z tego, jak wielką wiedzę posiada jego partnerka na temat wielkich kotów.

- Ayla zna lwy jaskiniowe - rzekł. - Może powinniśmy zapytać ją, co sądzi na ich temat.

- Joharran ma rację. Wiedzą, że tu jesteśmy. Wiedzą też, ile ich jest w stadzie i ilu jest nas - stwierdziła Ayla, a potem dodała: - Być może uważają, że jesteśmy stadem jakichś zwierząt, koni lub turów. Mogą myśleć, że uda im się odseparować słabszego członka stada. Chyba są nowe w tej okolicy.

- Dlaczego tak uważasz? - zapytał Joharran. Zawsze zdumiewała go rozległa wiedza Ayli na temat czworonożnych myśliwych, ale z jakiegoś powodu w takich momentach mocniej uświadamiał sobie, z jak dziwnym akcentem mówiła kobieta.

- Nie znają nas, dlatego są takie pewne siebie - ciągnęła Ayla. - Gdyby były stadem żyjącym w pobliżu ludzi, ktoś by zapewne już na nie zapolował, a co za tym idzie, nie byłyby takie beztroskie.

- Cóż, może powinniśmy przysporzyć im nieco trosk - mruknął Jondalar.

Joharran zmarszczył brwi w sposób tak podobny do swojego wyższego, choć młodszego brata, że Ayla miała ochotę się uśmiechnąć. Tylko że sytuacja akurat nie była zbyt wesoła.

- Może mądrzej byłoby je ominąć - zasugerował ciemnowłosy wódz.

- Nie sądzę - zaprotestowała Ayla, spuszczając głowę. Wciąż trudno jej przychodziło publiczne sprzeciwienie się mężczyźnie, zwłaszcza wodzowi. Choć wiedziała, że wśród Zelandonich było to zachowanie w pełni akceptowalne - w końcu czasami przywódcami były kobiety, wliczając w to matkę Joharrana i Jondalara - ale nie było to tolerowane wśród Klanu, ludzi, którzy ją wychowali.

- Czemu nie? - zapytał Joharran.

- Te lwy znalazły się zbyt blisko siedziby Trzeciej Jaskini - odparła cicho. - Zawsze wokół nas będą się kręciły lwy, ale jeśli poczują się swobodnie, mogą uznać, że warto tutaj wracać na odpoczynek, a każdy człowiek, zwłaszcza dzieci lub starsi, stanie się w ich oczach zdobyczą. Mogą stanowić zagrożenie dla ludzi mieszkających przy Skale Dwóch Rzek i innych Jaskiń w pobliżu, łącznie z Dziewiątą.

Joharran głęboko zaczerpnął tchu, a potem spojrzał na jasnowłosego brata.

- Twoja kobieta ma rację, Jondalarze, tak jak i ty. Może nadszedł czas, by lwy dowiedziały się, że nikt nie pozwoli im zadomowić się w pobliżu naszych siedzib.

- To będzie świetna okazja do użycia miotaczy oszczepów. Zapolujemy na nie z bezpieczniejszej odległości. Paru myśliwych ćwiczyło już rzucanie - rzekł Jondalar. Właśnie ze względu na takie sytuacje chciał wrócić do domu i zaprezentować wszystkim wynalezioną przez siebie broń. - Może nawet nie zabijemy żadnego z lwów, po prostu zranimy parę osobników i damy im nauczkę, aby trzymały się od nas z daleka.

- Jondalarze... - szepnęła Ayla. Chciała wyrazić sprzeciw albo przynajmniej dać mu do myślenia. Znów wbiła wzrok w ziemię, a następnie spojrzała wprost na niego. Nie bała się wypowiedzieć przed nim swojego zdania, ale chciała przemówić z szacunkiem. - To prawda, że miotacz oszczepów jest bardzo dobrą bronią. Dzięki niemu można rzucać oszczepem ze znacznie większej odległości niż w przypadku miotania z ręki. Dzięki temu jest bezpieczniej. Ale bezpieczniej nie znaczy bezpiecznie. Ranne zwierzę staje się nieprzewidywalne, a jeśli ma siłę i szybkość lwa jaskiniowego, zranionego i bardzo cierpiącego, jest zdolne do wszystkiego. Jeśli zdecydujesz się na użycie tej broni przeciw lwom, nie powinna służyć tylko temu, by je zranić. Powinna zabijać.

- Ma rację, Jondalarze - stwierdził Joharran.

Jondalar popatrzył na brata, a potem uśmiechnął się z zakłopotaniem.

- Tak, rzeczywiście ją ma, ale choć są takie niebezpieczne, nie cierpię zabijać tych zwierząt, jeśli nie muszę. Są piękne i zwinne. Poruszają się z takim wdziękiem. Nie mają w sobie strachu. Ich siła dodaje im pewności siebie. - Zerknął na Aylę z błyskiem dumy i miłości w oku. - Zawsze uważałem, że totem Lwa Jaskiniowego będzie odpowiedni dla mojej kobiety. - Zmieszał się tym pokazem silnych uczuć, które do niej żywił. Na jego policzkach pojawił się cień rumieńca. - Ale naprawdę uważam, że nadszedł czas, aby oszczepnicy z miotaczami wkroczyli do akcji.

Joharran zauważył, że większość wędrowców zbliżyła się do nich.

- Ilu z nas umie się tym posługiwać? - spytał brata.

- Hm, ty, ja i, oczywiście, Ayla - odrzekł Jondalar, patrząc na grupę. - Rushemar sporo ćwiczył i zaczął naprawdę nieźle rzucać. Solaban był zajęty wykonywaniem rączek do narzędzi z kości słoniowej dla paru osób i nie praktykował zbyt wiele, ale wie co nieco o rzucaniu.

- Joharranie, parę razy próbowałam rzucać oszczepem za pomocą miotacza. Nie mam własnego i nie szło mi zbyt dobrze - przyznała Thefona - ale umiem ciskać bronią z ręki.

- Dziękuję, Thefono, za przypomnienie - odparł Joharran. - Prawie wszyscy umieją posługiwać się oszczepem bez miotacza, łącznie z kobietami. Nie wolno nam o tym zapomnieć. - Potem skierował swoje słowa do całej grupy. - Musimy pokazać tym lwom, że nie jest to dla nich dobre miejsce. Ktokolwiek chce im stawić czoło, z oszczepem w ręku lub w miotaczu, niech do mnie podejdzie.

Ayla zaczęła rozwiązywać chustę.

- Folaro, zaopiekujesz się Jonaylą? - zapytała, podchodząc do młodszej siostry Jondalara. - Chyba że wolisz zostać i zapolować na skalne lwy.

- Wypuszczałam się już na polowania, ale nigdy nie radziłam sobie zbyt dobrze z oszczepem i chyba niewiele lepiej będę sobie radzić z miotaczem - powiedziała Folara. - Wezmę Jonaylę. - Niemowlę rozbudziło się, a kiedy młoda kobieta wyciągnęła po nie ręce, ochoczo przeniosło się w jej ramiona.

- Pomogę jej - zaproponowała Proleva. Kobieta Joharrana także miała niemowlę w chuście, zaledwie parę dni starsze od Jonayli, a u boku rozbrykanego chłopca, prawdopodobnie sześcioletniego, który także mógł się przydać. - Chyba powinniśmy zabrać stąd wszystkie dzieci, może za wystającą skałę albo nawet do Trzeciej Jaskini.

- To bardzo dobry pomysł - pochwalił Joharran. - Myśliwi zostają, reszta wraca, ale idźcie powoli. Żadnych gwałtownych ruchów. Chcemy, żeby lwy skalne myślały, że po prostu rozchodzimy się po całym terenie, jak stado turów. Kiedy już się rozdzielimy, każda z grup niech się trzyma razem. Prawdopodobnie ruszą za tym z nas, kto się oddzieli od grupy.

Ayla obróciła się i zauważyła wiele lwich pysków, wpatrujących się z niepokojem w ludzi. Obserwowała, jak zwierzęta przemieszczają się, i zaczęła dostrzegać kilka wyróżniających je charakterystycznych cech. Patrzyła, jak duża samica obraca się - nie, to był samiec, zdała sobie sprawę, gdy dostrzegła od tyłu męskie organy. Przez chwilę zapomniała, że samce tutaj nie miały grzyw. Samce lwów skalnych w pobliżu doliny na wschodzie, łącznie z tym, którego dobrze poznała, miały szczątkową grzywę na karku. To duże stado, pomyślała, więcej niż dwie garście liczących słów, a może i trzy, jeśli uwzględnić lwiątka.

Gdy się wpatrywała w stado, masywny lew znikł w trawie. Zdumiewające, jak doskonale długie, wąskie źdźbła maskowały tak wielkie zwierzęta.

Chociaż kości i zęby lwów jaskiniowych - uwielbiających zakładać legowiska w grotach, w których kości zachowały się przez długie lata - wyglądały identycznie jak w przypadku ich potomków, którzy mieli zamieszkiwać kontynent na dalekim południu, zwierzęta te były o ponad połowę, a niektóre dwa razy większe od lwów z przyszłości. Zimą otulało je grube futro o bladym, niemalże białym kolorze, stanowiące wspaniały kamuflaż na tle śniegu. Letnia szata, choć także jasna, przybierała brązowawy odcień. Niektóre koty wciąż liniały, co nadawało im obszarpany, plamisty wygląd.

Ayla patrzyła, jak składająca się głównie z kobiet i dzieci grupa oddziela się od myśliwych i podąża z powrotem do klifu. Towarzyszyło im kilku młodych mężczyzn i kobiet z oszczepami. Joharran polecił im strzec grupy. Potem zauważyła, że konie są szczególnie nerwowe, i uznała, że powinna je uspokoić. Dała znak Wilkowi, aby szedł za nią.

Whinney wyglądała na zadowoloną z ich widoku. Klacz nie bała się wielkiego drapieżnika. Była świadkiem, jak z malutkiej futrzanej kulki wyrasta na dorosłego wilka, i pomagała go wychować. Ayla jednak się martwiła. Chciała, aby konie schowały się za kamienną ścianą razem z kobietami i dziećmi. Potrafiła wydawać Whinney rozkazy słowami i sygnałami, ale nie była pewna, co ma zrobić, żeby klacz szła z pozostałą grupą ludzi, a nie za nią.

Zawodnik zarżał. Wyglądał na niezwykle pobudzonego. Powitała kasztanowego ogiera z uczuciem, a także poklepała i podrapała siwego źrebaka, a potem przytuliła się do krzepkiego karku płowożółtej klaczy, będącej jej jedyną przyjaciółką w ciągu pierwszych samotnych lat po opuszczeniu Klanu.

Whinney przytuliła się do kobiety, oparłszy łeb na jej ramieniu w znajomym geście wzajemnego wsparcia. Ayla przemawiała do niej, łącząc gesty Klanu i słowa, uzupełniane odgłosami zwierząt, które naśladowała - w specjalnym języku, który opracowała z Whinney, gdy ta była jeszcze źrebakiem, i zanim Jondalar nauczył kobietę mówić w jego języku. Ayla powiedziała zwierzęciu, aby szło z Folarą i Prolevą. Nie wiedziała, czy klacz w pełni zrozumiała jej intencje, ale była zadowolona, gdy koń wrócił do klifu w towarzystwie matek.

Kiedy Zawodnik ujrzał, że klacz odchodzi, stał się jeszcze bardziej nerwowy i niespokojny. Nawet mimo tego, że był już dorosły, przyzwyczaił się do podążania za swoją matką. Jednakże tym razem nie poszedł w jej ślady. Drobił w miejscu nogami, podrzucał głową i rżał. Usłyszawszy go, Jondalar podszedł bliżej. Koń wyciągnął pysk do zbliżającego się mężczyzny. Jondalar zastanawiał się, czy ogier, mając dwie klacze w swoim niewielkim stadzie, wreszcie poczuł budzący się instynkt obrońcy. Porozmawiał z ogierem, głaszcząc i drapiąc go w ulubionych miejscach. Potem rzekł, aby poszedł za Whinney, i klepnął go w zad. W końcu zwierzę zaczęło biec we właściwym kierunku.

Ayla i Jondalar wrócili do myśliwych. Joharran i dwaj najbliżsi przyjaciele, a jednocześnie doradcy, Solaban i Rushemar, stali razem pośrodku niewielkiej grupki, która pozostała na miejscu. Teraz wydawała się jeszcze mniejsza.

- Omawialiśmy najlepszy sposób zapolowania na nie - powiedział Joharran, kiedy para do nich dołączyła. - Nie jestem pewien, jaką zastosować strategię. Spróbować je otoczyć? Czy zapędzić w określonym kierunku? Powiem ci, że wiem, jak polować na mięso: jelenie, bizony czy tury, a nawet mamuty. Dzięki pomocy innych myśliwych zabiłem lwa, a może i dwa, które zbytnio zbliżyły się do obozu, ale zwykle nie poluję na nie, a już na pewno nie na całe stado.

- Skoro Ayla zna się na lwach - stwierdziła Thefona - zapytajmy ją o to.

Spojrzeli na kobietę. Większość z nich słyszała o rannym lwiątku, które wychowywała. Kiedy Jondalar opowiedział im, że lew robił to, co mu kazała, zupełnie jak teraz wilk, uwierzyli mu.

- Co sądzisz, Aylo? - spytał Joharran.

- Czy widzisz, jak lwy nas obserwują? W taki sam sposób, w jaki my patrzymy na nie. Uważają, że są myśliwymi. Mogą się zdziwić, jeśli dla odmiany staną się ściganą zwierzyną - odparła Ayla i zamilkła na chwilę. - Myślę, że powinniśmy trzymać się razem w grupie i iść ku nim, krzycząc albo głośno rozmawiając. Zobaczymy, czy się wycofają. Tak czy owak, trzymajcie oszczepy w gotowości, na wypadek, gdyby zaatakowały.

- Mamy po prostu na nie iść? - spytał Rushemar, marszcząc brwi.

- To może się sprawdzić - stwierdził Solaban. - Trzymajmy się razem i pilnujmy nawzajem.

- To dobry plan, Joharranie - rzekł Jondalar.

- Pewnie tak dobry, jak każdy inny. Podoba mi się pomysł, aby się trzymać w grupie i pilnować swoich sąsiadów - powiedział wódz.

- Ja pójdę na czele - zaoferował się Jondalar. Już umieścił w miotaczu gotowy do wyrzucenia oszczep. - Będę mógł szybko zareagować.

- Z pewnością, ale przybliżmy się trochę. Będziemy mogli pewniej wycelować - rzekł Joharran.

- Oczywiście. A Ayla będzie mnie wspierać zza pleców, jeśli zdarzy się coś nieprzewidywalnego.

- Dobrze zatem. Wszyscy potrzebujemy partnera do ubezpieczania tych, którzy będą rzucać pierwsi. To na wypadek, gdyby chybili, a lwy rzuciły się do ataku. Partnerzy mogą zdecydować, kto będzie rzucał najpierw, ale będzie mniej zamieszania, jeśli poczekamy na sygnał.

- Jaki sygnał? - spytał Rushemar.

Joharran milczał przez chwilę, a potem powiedział:

- Obserwujcie Jondalara. Czekajcie, aż on rzuci. To może być nasz sygnał.

- Ja będę twoim partnerem, Joharranie. - Rushemar zgłosił się na ochotnika.

Wódz skinął głową.

- Potrzebuję partnera - stwierdził Morizan. Był synem kobiety Manvelara, jak sobie przypomniała Ayla. - Nie jestem pewien, czy dobrze rzucam z miotacza, chociaż ćwiczyłem.

- Ja mogę być twoim partnerem.

Ayla obróciła się na dźwięk kobiecego głosu. Ujrzała rudowłosą przyjaciółkę Folary, Galeyę.

Jondalar także się odwrócił. To dobry sposób, aby zbliżyć się do syna kobiety wodza, pomyślał i zerknął na Aylę, zastanawiając się, czy i ona zrozumiała sytuację.

- Mogę być partnerem Thefony, jeśli się zgodzi - powiedział Solaban - skoro tak jak i ona będę trzymał oszczep w ręce, nie w miotaczu.

Młoda kobieta uśmiechnęła się do niego, ucieszona, że u boku będzie miała dojrzalszego i bardziej doświadczonego myśliwego.

- Ćwiczyłem rzucanie z miotacza - rzekł Palidar. Był przyjacielem Tivonana, ucznia Willamara, Mistrza Handlu.

- Możemy być partnerami, Palidarze - stwierdził Tivonan, po czym zaznaczył, że potrafi rzucać oszczepem jedynie z ręki.

- Ja także niezbyt często ćwiczyłem rzucanie z miotacza - odparł Palidar. Ayla uśmiechnęła się do dwóch młodzieńców. Tivonan, uczeń Willamara, bez wątpienia stanie się następnym Mistrzem Handlu Dziewiątej Jaskini. Jego przyjaciel, Palidar, wrócił z Tivonanem, gdy wyprawił się z odwiedzinami do jego Jaskini podczas krótkiej handlowej misji. To Palidar odnalazł miejsce, gdzie Wilk wplątał się w straszną walkę z innymi wilkami, i zabrał tam Aylę. Uważała go za dobrego przyjaciela.

- Niewiele udało mi się zdziałać z miotaczem, ale umiem trzymać oszczep w dłoni - oznajmiła Mejera, akolitka Zelandoni z Trzeciej. Kobieta towarzyszyła im za pierwszym razem, gdy Ayla udała się do Głębi Skał Źródła szukać siły życiowej młodszego brata Jondalara. Próbowali jej wtedy pomóc odnaleźć drogę do świata duchów.

- Wszyscy już wybrali sobie partnera, więc zostaliśmy tylko my dwoje. Nie tylko nie ćwiczyłem rzucania oszczepów z miotacza, ale też niewiele widziałem, jak się go używa rzekła Jalodana, kuzynka Morizana, syna siostry Manvelara, który odwiedzał Trzecią Jaskinię. Planował wyprawić się z nimi na Spotkanie Letnie i połączyć z ludem swojej Jaskini.

Na tym skończył się dobór partnerów. Dwanaścioro kobiet i mężczyzn zamierzało zapolować na podobną ilość lwów, zwierząt biegających z większą szybkością, o potężniejszej sile i większej brutalności, polujących na słabsze istoty. Ayla zaczynała odczuwać wątpliwości. Dreszcz strachu sprawił, że zadrżała. Roztarła ramiona i poczuła gęsią skórkę.

Jak kruche istoty, takie jak ludzie, mogą nawet pomyśleć o zaatakowaniu stada lwów? Dostrzegła innego drapieżnika, doskonale jej znanego. Dała mu sygnał, by pozostał u jej boku.

-...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin