SL01 Podroz Mrocznego Ksiezyca A5.pdf

(4645 KB) Pobierz
Sean McMullen
Podróż „Mrocznego Księżyca”
Saga Lunaświatów Tom 1
Przełożyła: Agnieszka Sylwanowicz
Tytuł oryginału: Voyage of the Shadowmoon
Wydanie oryginalne 2002
Wydanie polskie 2006
„Mroczny Księżyc” to niewielki szkuner, którego pasażerowie i
załoga mają wiele do ukrycia. Żeglują wzdłuż wybrzeża, udają
kupców i zbierają informacje. Kiedy jednak widzą przerażającą
potęgę Srebrzyśmierci, nieokiełznanej broni niosącej straszliwą
zagładę, uświadamiają sobie, że muszą działać.
Spis treści
Prolog..............................................................................................................................................................................4
Rozdział 1. Podróż do Zantriasu.....................................................................................................................................8
Rozdział 2. Podróż na Helion.......................................................................................................................................75
Rozdział 3. Podróż do Torei.......................................................................................................................................143
Rozdział 4. Podróż do Larmentelu..............................................................................................................................206
Rozdział 5. Podróż do Acremy...................................................................................................................................290
Rozdział 6. Podróż do Scalticaru Północnego............................................................................................................356
Rozdział 7. Podróż do Zatoki Sierpa..........................................................................................................................414
Rozdział 8. Przerwa w podróży..................................................................................................................................490
Rozdział 9. Podróż ku otchłani...................................................................................................................................562
Rozdział 10. Podróż do Diomedy...............................................................................................................................650
Epilog..........................................................................................................................................................................699
-2-
Trish, mojej ulubionej osobistej bibliotekarce
-3-
Prolog.
Do nabrzeża przybijał dalekomorski statek handlowy. Na niebie
wisiał Miral, ogromny, zielony, poprzecinany pasami krąg,
otoczony trzema migotliwymi, też zielonymi pierścieniami. Gdy
tylko statek dotknął kamiennej kei, marynarze gorączkowo rzucili
trap. Przy grotmaszcie czekał szczupły, niewysoki człowiek w
płaszczu sięgającym mu do pół łydki, z niewielkim pakunkiem na
ramieniu; gdy tylko przestąpił reling i zszedł ze statku, cała załoga
odczuła ulgę, jakby w upalny wieczór owionęła ją chłodna bryza.
- Stawiałem czoło sztormom, katastrofom na morzu, bitwom,
paru morskim potworom i przeżyłem nawet uroczystą kolację z
wszystkimi pięcioma parami teściów, ale nigdy nie byłem tak
przerażony, jak podczas tego rejsu - wyznał kapitan sternikowi,
przyglądając się z pokładu rufowego krzątaninie załogi.
- I co teraz, panie kapitanie? - zapytał sternik, przywiązując
rudel.
- Wyładujemy towar, załadujemy następny i wypłyniemy z
porannym odpływem. Mamy siedem godzin. Zdążymy.
- Po dwóch miesiącach na morzu? Ludzie będą chcieli wyjść na
brzeg i pohulać.
- Uważasz, że któryś z nich zechce znaleźć się na brzegu w tym
samym porcie co to? - warknął kapitan, wskazując ciemną postać
oddalającą się po kamiennej kei.
- Ach tak, słuszna uwaga.
- W świetle Mirala nie rzuca cienia, ale światło lampy mu go
daje - zauważył nagle kapitan.
- Bardziej mnie niepokoi to, że podczas podróży zniknęło ośmiu
naszych pasażerów. Teraz pozostali chcą wracać prosto do
Acremy, nie wychodząc nawet na brzeg.
-4-
- Zaoszczędzi to nam kłopotu szukania pasażerów - stwierdził
kapitan i oddalił się, by pokierować rozładunkiem.
***
Nocne niebo było pogodne. Blisko Mirala wisiały trzy
lunaświaty: pomarańczowy Dalsh, błękitna Belvia i biały Lupan.
Kolor Verrala od tysiącleci stanowił przedmiot dyskusji, lecz
większość uczonych przychylała się do opinii, że jest zielony. Dla
mieszkańców Verrala Miral stanowił źródło magii, tak jak słońce
dawało życie. Wiedzieli, że bez światła słonecznego giną rośliny,
zatem słońce było bezsprzecznie źródłem życia. Doświadczenia
mające wykazać, że źródłem magicznego eteru jest Miral, okazały
się nieco trudniejsze; w gruncie rzeczy tylko jedno dało
jakikolwiek wynik. Czarnoksiężnicy zauważyli, że kiedy na niebie
nie ma Mirala, jedyny wampir na całym Verralu śpi jak zabity.
Niestety, wampir uciekł, zanim można było przeprowadzić dalsze
doświadczenia, i w tym celu ścigały go od wieków całe pokolenia
czarnoksiężników. Sporo innych ludzi ścigało go tylko po to, by
spróbować zakończyć jego niemartwe życie, lecz w ciągu siedmiu
stuleci ukrywania się zdolność przetrwania wampira dorównała
ostrości jego kłów. Teraz przybył do Torei.
- Cały kontynent rojący się od złodziei, łajdaków, bandytów,
oszustów, handlarzy niewolników i minstreli śpiewających
fałszywie długie, nudne ballady - szepnął do siebie Laron,
zatrzymując się na końcu kei. - Są moi! Wszyscy są moi!
W tawernie pod otwartym niebem starszy czarotwórca
wyczarował z czystego eteru ku rozrywce pijących małą, skąpo
odzianą tancerkę. Obok niego oswojony smokon kupca winnego
palił kłębuszkami ognia przelatujące ćmy i chwytał je, zanim
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin