Szukam meza szukam zony A5.pdf

(2675 KB) Pobierz
Chris Manby
Szukam męża, szukam żony
Przekład Irena Kołodziej
Tytuł oryginalny: Getting Personal
Wydanie oryginalne 2002
Wydanie polskie 2003
Inteligentni, atrakcyjni i nie wiadomo dlaczego wciąż bez pary.
Troje przyjaciół z Londynu marzy, by znaleźć tego lata
prawdziwą miłość...
Czy każdy facet, jakiego pozna twoja najlepsza przyjaciółka,
musi być draniem?
Czy każda dziewczyna, z jaką umówi się twój najlepszy
przyjaciel, musi być gęsią?
Czy każda twoja randka musi być niewypałem?
Ruby, Lou i Martin postanawiają napisać ogłoszenia
matrymonialne. Dla siebie nawzajem.
Idealne rozwiązanie? Raczej najprostsza droga do katastrofy...
-2-
Ta książka jest dla Harrisona Arnolda.
Wiesz, Harry, dawno temu, przed laty twoja ciocia była całkiem
do rzeczy!
-3-
Prolog.
Czy ja kiedykolwiek będę czyimś Niezgrabiaszkiem?
To pytanie tliło się w głowie Ruby Taylor, gdy patrzyła, jak
świeżo upieczona pani Foreman pakuje swemu nowiutkiemu
małżonkowi do ust kawał czekoladowego weselnego tortu. Jeśli to
prawda, myślała Ruby, że na każdego gdzieś tam czeka jego
połówka jabłka, to jej koleżanka ze studiów, Zuzanna (czule
zwana przez męża Niezgrabiaszkiem) i Winky (zwany przez
wszystkich Winkym - naprawdę tak się nazywał) niewątpliwie
byli tego dowodem.
Ruby uciekłaby z wrzaskiem od faceta, który nawet w najgorszy
mróz miał na koszuli plamy potu i uważał, że wspominanie w
weselnym przemówieniu o pomrukach, jakie wydaje w łóżku jego
dopiero co poślubiona małżonka, jest zabawne. No, ale dla
Zuzanny, która nawet w sukni prosto od Jimmy'ego Choosa
człapała wzdłuż nawy tak, jakby miała na nogach gumowce,
Winky Foreman był ideałem. Niczym jang dla jing. Sól dla
pieprzu. Śmierdziuszek dla Niezgrabiaszka. Najwyraźniej.
To, jak dotąd, czwarte wesele, w którym Ruby brała w tym roku
udział, a przecież nie był to jeszcze nawet czerwiec. Najpierw
Jane i łan. Kościół anglikański i kanapki w Gloucestershire.
Potem Mark i Jacqui. Urząd Stanu Cywilnego i pizza w South
Ken. Potem Peter i Katherine.
Elegancja w Rutland. A teraz Winky i Zuzanna. Pełno
objawowy zespół prostactwa rodem z wyższych sfer w
Shropshire. Fraki, różowa markiza, pompowanie żołądków o
świcie.
Lou Capshaw i Martin Ashcroft, którzy często wydawali się
Ruby jedynymi istotami bez pary na całym bożym świecie,
siedzieli wraz z nią przy stole „dla gości różnych”. Na każdym
-4-
weselu jest taki stół - zazwyczaj upchnięty gdzieś przy drzwiach
kuchennych - przewidziany dla singlów, wdowców, znajomych z
wakacji i upierdliwych ciociobabć ze strony panny młodej.
Zabijali czas, grając w weselne disco bingo (wypisuje się tytuły
dziesięciu piosenek, które człowiek spodziewa się usłyszeć na
weselnym przyjęciu, a potem odfajkowuje kolejne pozycje, jeśli
dana melodia zostanie zagrana).
Martin prowadził. Zuzanna i Winky zaczęli tańczyć w rytm
Damy w czerwieni,
dzięki czemu jednym rzutem wyszedł na
czoło. Potem zagrano
Piosenkę ptaszka
(dla maluchów),
Splamioną miłość
(dla zgorzkniałych) i
Głowa do góry, nie jest
tak źle
(przede wszystkim dla panny młodej).
- No dobra. To która strona zacznie walkę na żywność? - spytała
leniwie Lou.
Już teraz Zuzanna miała na twarzy więcej tortu niż makijażu.
- Panny młodej - zdecydował Martin.
- Pana młodego - powiedziała Lou. I miała rację. Niemal w tej
samej chwili od stołu typków grających z Winkym w tym samym
klubie rugby, nadleciał pocisk w postaci nadziewanej babeczki.
Chłopcy już dawno temu zmienili swoje stare, pamiętające
szkolne czasy krawaty w bandanki i wyglądali niczym Indianie, a
teraz przypuszczali szturm na druhny w brutalnej inscenizacji
Ostatniej bitwy generała Custera.
- Idziemy do toalety? - zwróciła się Ruby do Lou.
Zuzanna mogła się nie przejmować lukrem na swojej markowej
jedwabnej sukni ślubnej, ale Ruby troszczyła się nieco bardziej o
swoją jedyną prawdziwą Donnę Karan.
- Czy oni nie pasują do siebie po prostu idealnie? - wybełkotała
dziewczyna w kolejce do przenośnej kabiny, która spełniała tego
popołudnia rolę damskiej toalety.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin