Smith Tom Rob_Farma (2014).rtf

(23605 KB) Pobierz
Smith Tom Rob_Farma (2014)



O książce

 

Daniel jest pewny, że jego rodzice Tilde i Chris po wyjeździe do Szwecji, skąd pochodzi matka, wiodą spokojne życie bogatych emerytów. Dwa telefony całkowicie burzą jego wyobrażenia. Od zatroskanego ojca, który informuje go, że matka jest w szpitalu psychiatrycznym. A zaraz potem od niej, z zapowiedzią, że przylatuje do Londynu.

Tilde zjawia się na lotnisku z torbą wypełnioną dowodami na działanie na południu Szwecji siatki pedofili, z któ jest związany Chris.

Daniel nigdy dotąd nie musiał wybierać między matką a ojcem. Teraz musi podjąć decyzję, któremu z nich uwierzyć.

A w co wolałby wierzyć?

Która prawda jest mniej straszna?


Dopóki nie odebrałem tego telefonu, to był zwyczajny dzień. Obładowany zakupami szedłem przez Bermondsey, podmiejską dzielnicą Londynu, na południe od Tamizy. Był duszny sierpniowy wieczór i słysząc dzwonek komórki, zastanawiałem się, czy go nie zignorować, bo chciałem jak najszybciej wrócić do domu i wziąć prysznic. Ostatecznie jednak gó wzięła ciekawość. Zwolniłem, wyjąłem komórkę z kieszeni i przycisnąłem ją do ucha na wyświetlaczu osiadły kropelki potu. Telefonowałj tato. Niedawno przenió się do Szwecji i fakt, że stamtąd dzwonił, był czymś niezwykłym; rzadko korzystał z komórki i połączenie z Londynem musiało go kosztować krocie. Tato płakał. Zatrzymałem się gwałtownie i upuściłem torbę z zakupami. Nigdy wcześniej nie słyszałem go płaczącego. W mojej obecności rodzice nigdy się nie kłócili i nie tracili nad sobą panowania. W naszym domu nie było głnych awantur i zalewania się łzami.

Tato? odezwałem się.

Twoja matka... Nie czuje się dobrze.

Mama zachorowała?

To takie smutne.

Smutne, bo jest chora? Na co jest chora? Na co zachorowała?

Tato nadal płakał. Mogłem tylko bezradnie czekać, aż znowu się odezwie.

Ma omamy... wyobraża sobie straszne, potworne rzeczy.

To, że mówił o omamach, a nie o jakiejś fizycznej dolegliwości, było tak dziwne i zaskakujące, że aż przykucnąłem. Oparłem dł o ciepłą, popękanąytę chodnika i obserwowałem struż czerwonego sosu, która wyciekała z upuszczonej torby z zakupami.

Od jak dawna? zapytałem w końcu.

Przez całe lato.

A zatem trwało to kilka miesięcy, a ja o niczym nie wiedziałem; tato, zgodnie z naszą rodzinną tradycją, wolał wszystko skrywać.

Byłem przekonany, że zdołam jej pomóc dodał, domyślając się, co myś. Może czekałem zbyt długo, ale symptomy narastały stopniowo... każdemu zdarzają się chwile rozdrażnienia i dziwne komentarze. Potem pojawiły się oskarżenia. Twierdzi, że są oparte na solidnych podstawach, mówi o dowodach rzeczowych i o podejrzanych, ale to wszystko bzdury i kłamstwa.

wił teraz głniej, odzyskał werwę, już nie płakał. Wysławiał się w spójny sposób. W jego głosie pobrzmiewał nie tylko smutek.

Miałem nadzieję, że to minie, że mama potrzebuje po prostu trochę czasu, żeby przystosować się do życia w Szwecji, na farmie. Ale jej stan stale się pogarszał. A teraz...

Rodzice należeli do pokolenia, które nie odwiedzało lekarzy, chyba że chodziło o ranę, któ można było zobaczyć na własne oczy albo poczuć pod palcami. Zwierzanie się komuś obcemu z intymnych szczegółów własnego życia było dla nich czymś niewyobrażalnym.

Powiedz, że była u lekarza, tato.

Stwierdził, że wystąpił u niej epizod psychotyczny. Danielu... Mama i tato byli jedynymi ludźmi na świecie, którzy nie skracali mojego imienia do formy Dan. Twoja mama jest w szpitalu. Skierowano ją na przymusowe leczenie.

ysząc tę ostatnią informację, otworzyłem usta, żeby jakoś zareagować, ale nie miałem pojęcia, co powiedzieć czy może wykrzyknąć. W rezultacie w ogóle się nie odezwałem.

Danielu?

Tak.

yszał, co powiedziałem?

yszałem.

 

* * *

 

Minął mnie samochód z wgniecioną karoserią. Kierowca zwolnił i uważnie mi się przyjrzał, ale się nie zatrzymał. Zerknąłem na zegarek. Była ósma wieczór i szanse, że złapię samolot jeszcze tego dnia, wydawały się zerowe. Polecę jutro z samego rana. Uznałem, że zamiast ulegać emocjom, powinienem podejść do sytuacji w rzeczowy sposób. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Po dramatycznych pierwszych minutach wróciliśmy obaj do normalnego tonu wyważonego i opanowanego.

Zarezerwuję samolot na jutro rano i do ciebie zadzwonię powiedziałem. Jesteś na farmie czy w szpitalu?

Był na farmie.

 

* * *

 

Rozłączywszy się, zacząłem opróżniać torbę z zakupami, wyciągając z niej wszystkie artykuły i stawiając je w rządku na chodniku. W końcu znalazłem rozbity słoik z sosem pomidorowym i ostrożnie go wyjąłem. Odłamki szkła trzymały się tylko na nalepce. Wyrzuciłem słoik do pobliskiego śmietnika, wróciłem do wyjętych zakupów i zacząłem wycierać je z sosu serwetkami. Mogło się to wydać bezsensowne do diabła z torbą, moja mama była poważnie chora ale rozbity słoik mó się zupełnie rozpaść i sos zabrudziłby wszystko dokoła, a poza tym te proste czynności miały w sobie coś kojącego. Zabrałem zakupy i szybszym niż wcześniej krokiem wróciłem do domu, na najwyższe piętro dawnej fabryki, któ przerobiono na lofty. Biorąc zimny prysznic, zastanawiałem się, czy nie powinienem się rozpłakać. Zadawałem sobie to pytanie, jakby chodziło o decyzję, czy zapalić papierosa. Czy nie jest to moim synowskim obowiązkiem? Płacz powinien być czymś odruchowym. Ale nie wyrażam spontanicznie emocji. Uchodzę za człowieka powściągliwego. W tym wypadku nie chodziło o ostrożność, lecz o niedowierzanie. Nie mogłem zareagować w emocjonalny sposób na sytuację, której nie rozumiałem. Nie zamierzałem wybuchaćaczem. Było zbyt wiele pytań bez odpowiedzi, by płakać.

 

* * *

 

Po wzięciu prysznica siadłem przy komputerze i przestudiowałem maile, które mama przesła mi w ciągu minionych pięciu miesięcy. Miałem nadzieję, że znajdę tam jakieś oznaki, które wcześniej przeoczyłem. Odkąd rodzice wyjechali w kwietniu do Szwecji, ani razu się z nimi nie widziałem. Na pożegnalnym przyjęciu w Anglii wznosiliśmy toasty za ich spokojną emeryturę. Wszyscy goście stali przed ich dawnym domem i machali im czule na pożegnanie. Nie mam rodzeństwa, nie znam żadnych wujów ani ciotek i mówiąc o rodzinie, miałem zawsze na myśli naszą trójkę mamę, tatę i mnie trójkąt podobny do fragmentu konstelacji, trzy jasne gwiazdy, które trzymają się blisko siebie i które otacza pusta przestrzeń. Nieobecność krewnych nigdy nie została dokładnie wyjaśniona. Czasami o tym niejasno napomykali oboje dorastali w trudnych warunkach i zerwali stosunki z własnymi rodzicami. Byłem pewien, że powzięte przez nich postanowienie, by nigdy nie kłócić się w mojej obecności, wynikało z tego, że chcieli mi zapewnić dzieciństwo, które różniłoby się od ich własnego. Ich motywacja nie miała nic wspólnego z brytyjską rezerwą. Nigdy nie szczędzili mi miłci i ciepła; dawali je odczuć przy każdej okazji. Kiedy dobrze się nam działo, świętowali, kiedy działo się gorzej, nie tracili optymizmu. Dlatego ludzie uważali, że dorastałem w cieplarnianych warunkach w mojej pamięci zachowały się tylko dobre chwile. Złe były skrywane. Zaakceptowałem ten układ. Nie próbowałem go naruszać. Przyjęcie pożegnalne było bardzo udane, goście wiwatowali, gdy rodzice wyruszali w podróż, rozpoczynając swoją wielką przygodę...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin