Iny Lorentz
(właśc. Iny Klocke & Elmar Wohlrath)
Testament Nierządnicy
Cykl: Nierządnica Tom 3
Z języka niemieckiego przełożyła Marta Archman
Tytuł oryginalny: Das Vermächtnis der Wanderhure
Rok pierwszego wydania: 2006
Rok pierwszego wydania polskiego: 2008
Maria po latach tułaczki i niebezpieczeństw wreszcie wraca do domu i wiedzie spokojny żywot u boku ukochanego męża, Michała. Szczęście nie trwa jednak długo, gdyż Maria znów pada ofiarą podłej intrygi. Piękna kasztelanka zostaje uprowadzona, sprzedana jako niewolnica i wywieziona na wschód. Marię kupuje na swój dwór księżna Anna, żona bratanka wielkiego księcia moskiewskiego. Niewolnica szybko zyskuje zaufanie swej pani i staje się jej powiernicą. Niestety życie Anny znajduje się w ogromnym niebezpieczeństwie. Zmuszona do porzucenia Moskwy zabiera ze sobą Marię, ta jednak ucieka od swej chlebodawczyni i z narażeniem życia, po drodze pełnej przygód wraca do domu. Za późno a jej ukochany Michał jest już mężem innej kobiety...
Spis treści:
Część 1. Uprowadzenie. 5
Część 2. Nikczemny plan. 78
Część 3. Wywieziona. 157
Część 4. Rosja. 247
Część 5. Kręte ścieżki. 321
Część 6. Bunt. 393
Część 7. Cienie przeszłości. 480
Część 8. Odwet. 563
Tło historyczne. 655
Dla Lianne
Ingeborg,
Tatjany i Isabel
W uszach Marii grzmiały krzyki wojowników i pełne paniki rżenie koni, a nad polem bitwy niósł się grzmot husyckich kolubryn, które pustoszyły szeregi niemieckich żołnierzy, siejąc śmierć i zniszczenie. Widziała, jak czeska piechota w niebieskich kaftanach i z małymi kapeluszami ozdobionymi piórkiem niczym fala powodzi zalewa armię cesarską zakutą w ciężkie zbroje. Napastnicy chronieni byli co prawda jedynie skórzanymi pancerzami i niewielkimi, okrągłymi tarczami, wydawało się jednak, że jest ich nieskończenie wiele. Nad ich głowami połyskiwały ostrza berdyszy i kolce morgensternów. Nagle usłyszała głos Michała, który wzywał żołnierzy do oporu. Mimo to w niektórych miejscach formacja Niemców zaczynała się rozpadać, a ich szeregi kruszyć jak czerstwy bochen chleba, który rozdrabnia się w rękach, żeby nakarmić świnie. W tym momencie pojęła, że cesarz Zygmunt wysłał swoich poddanych na pewną zgubę. Westchnęła i mocniej przytuliła do siebie Trudi.
Wtem jeden z uciekających rycerzy wpadł prosto na nią. Miał podniesioną przyłbicę i rozpoznała w nim Falko von Hettenheima. Zatrzymał się przed nią i kciukiem wskazał na Michała. Mąż Marii został otoczony gromadą czeskich powstańców.
- Tym razem twój mężuś zginie za cesarza. Zaraz zdechnie i nic więcej nie uchroni cię przed moją zemstą!
Maria napięła mięśnie i pod fałdą spódnicy wymacała sztylet, chociaż w porównaniu z rycerskim mieczem taka broń była niczym igiełka. Falko von Hettenheim podniósł ostrze, by uderzyć, powstrzymał się jednak i zaśmiał.
- Szybka śmierć byłaby dla ciebie zbyt łagodną karą, kurwo. Zostaniesz żywa i będziesz umierać tysiąckrotnie!
Opancerzoną prawicę wyciągnął w kierunku Trudi, wyrwał Marii dziecko i, zanosząc się szyderczym śmiechem, odszedł. Maria krzyknęła rozpaczliwie i chciała za nim biec, żeby ratować córkę. W tym samym momencie ktoś złapał ją za ramię i mocno potrząsnął.
- Obudźcie się, pani!
Maria wyrwała się ze snu i otworzyła oczy. Nie było żadnego Falko von Hettenheima, żadnych Czechów i żadnych niemieckich rycerzy, jedynie spokojny zielony brzeg i powoli płynąca woda. Ona sama znajdowała się na wąskiej tratwie ciągniętej przez dwa gniade konie i widziała teraz stojących przed nią Anię i Michasia. Oboje patrzyli na nią zaniepokojeni.
- Co się stało? Jesteście chore? - spytał chłopak.
- Nie, wszystko w porządku. Zasnęłam na chwilę i miałam zły sen.
Podniosła się, ale potrzebowała pomocy pokojówki, żeby pewnie stanąć na nogach.
- Złe sny niedobre. - Ania nauczyła się już płynnie wysławiać, kiedy jednak coś ją denerwowało, zaczynała się zacinać jak dawniej.
Maria uśmiechnęła się do niej, żeby ją uspokoić, i podeszła do krawędzi tratwy. Obserwując zielony las na błoniach, który w tym miejscu wrastał niemal w rzekę, zmuszając konie do brodzenia po wodzie, myślami powróciła do snu. Tak intensywnie go przeżyła, że wydawało jej się, jakby ciągle czuła w nozdrzach proch wystrzałów. Dziwiło ją to, ponieważ zarówno Michał, jak i ona cali i zdrowi wrócili z czeskiej zawieruchy. Nie istniało też niebezpieczeństwo, że znowu będą musieli wyruszyć na wojnę. Zdrajca Falko von Hettenheim został ukarany przez same niebiosa, a jej mąż przebywał w Kibitzstein, majątku, który otrzymał w lenno od cesarza Zygmunta. Ona zaś postanowiła, że odwiedzi przyjaciółkę Hiltrud w jej chłopskiej zagrodzie niedaleko Rheinsobern.
Z chęcią odłożyłaby wizytę na początek wiosny, żeby nie wracać w czasie zimnej, burzowej jesieni, ale ku swojej i Michała radości stwierdziła, że znowu jest w ciąży. Chciała jednak osobiście odwieźć chrześniaka męża, Michasia, do domu, ponieważ Hiltrud od ponad dwóch lat nie widziała swojego pierworodnego syna. Bez pomocy tego chłopca oboje z Michałem zginęliby niechybnie. Maria była z całego serca wdzięczna przyjaciółce, że oddała jej syna podczas owej ucieczki z Palatynatu, chociaż sama nie była do tego przekonana.
Teraz Hiltrud będzie musiała przyznać, że Maria miała rację, ruszając na poszukiwania męża. To samo będą musieli zrobić inni, przede wszystkim palatyn Ludwik, który po rzekomej śmierci jej męża chciał ją znów wydać za mąż. Cały czas, kiedy Falko von Hettenheim twierdził, że Michał został zabity przez husytów, ona była pewna, że to kłamstwo. Wiedziała, że rycerz zazdrościł ukochanemu awansu, dlatego podejrzewała, że zostawił Michała rannego w czeskich lasach, żeby ten skończył okrutnie w husyckiej niewoli. Wiedziona tym przeczuciem wyruszyła na wschód i miała rację. Dzięki pomocy przyjaznych Czechów Michał przeżył. W końcu nawet udało im się wspólnie przekazać cesarzowi wiadomość od wiernej czeskiej szlachty.
- Coś taka zamyślona dzisiaj? - Ania spojrzała na Marię zdziwiona, ponieważ zazwyczaj jej pani i przyjaciółka była opanowana i uważna. To zamyślenie musiało mieć związek z ciążą. Dziewczyna wiedziała, że tym razem państwo mają nadzieję na syna, który mógłby odziedziczyć lenna Michała. Trudi była ich córką, ale córka wyjdzie przecież kiedyś za rycerza i zostanie panią na jego zamku. Cesarz uczynił ją co prawda spadkobierczynią, ale nawet wtedy w Kibitzstein nie pozostałby żaden Adler, tylko ktoś o innym nazwisku rodowym.
- Przyganiał kocioł garnkowi - zażartowała Maria, ponieważ Ania nagle również się zamyśliła i pustym wzrokiem patrzyła przed siebie. Poprosiła dziewczynę, żeby przygotowała jej trochę wina rozcieńczonego wodą. Kiedy pokojówka szukała kubka, który spadł ze skrzynki służącej za stół i potoczył się po pokładzie, Maria próbowała odpędzić mroczne przeczucia. Fakt, że śniła akurat o niegodnym mordercy i zdrajcy Falko, odebrała jako zły omen.
Żeby odpędzić od siebie senne obrazy, zajęła myśli podróżą do Rheinsobern. Gorączkowo wyczekiwała spotkania z przyjaciółką, z którą, odkąd skończyła siedemnaście lat aż do tamtej przygody w Czechach, nigdy nie rozstawała się na długo. Wtedy, ponad piętnaście lat temu, Hiltrud uratowała jej życie, później jak społeczne wyrzutki, będąc nierządnicami, wędrowały od jarmarku do jarmarku i musiały sprzedawać ciała, żeby przeżyć. Kiedy po pięciu latach ich los się odmienił, Hiltrud została szanowaną wolną chłopką, a Maria żoną dowódcy straży, którego po krwawej bitwie cesarz mianował wolnym rycerzem Rzeszy. Ten natychmiastowy awans społeczny wydał się Marii za szybki. W głowie kręciło jej się na myśl o tym, jakie obowiązki i prawa wiążą się z jej nowym stanem.
Zastanawiała się, co ojciec powiedziałby na to wszystko. Kiedy miała siedemnaście lat, ojciec za największe szczęście uważał możliwość wydania córki za pochodzącego z nieprawego łoża, pozbawionego majątku syna hrabiego. Ale ten okazał się tak samo bezdusznym łajdakiem jak Falko von Hettenheim, a jego intrygi sprawiły, że nie znalazła się w odświętnie przystrojonym łożu małżeńskim, lecz została oskarżona o nierząd i skazana. Ciężko ranną wygnano ją z miasta, a w tym samym czasie narzeczony pozbawił majątku jej ojca.
Przeżyła, bo była przekonana, że kiedyś zemści się na tym złoczyńcy. Udało jej się. Wykorzystała protest prostytutek, które przyjechały na sobór do Konstancji i skarżyły się na sytuację w mieście, i zmusiła cesarza Zygmunta, żeby ją oczyścił z oskarżeń i piętna grzechu. Nikt nie wiedział, co zrobić z nierządnicą, którą ponownie uznano za dziewicę, wydano ją więc za przyjaciela z dzieciństwa. Był to Michał i wbrew jej wszelkim oczekiwaniom spotkało ją z nim ogromne szczęście.
- Nie wiem, Mario, jak to jest z tym garnkiem i kociołkiem, ale za dużo myślisz. To niedobrze dla maleństwa, które nosisz w łonie.
Po tym, co przeżyły w niewoli u husytów, Ania nie mogła przyzwyczaić się do tego, żeby zwracać się do przyjaciółki jak do pani na zamku i małżonki rycerza. Ale Maria tego od niej nie wymagała. Zaśmiała się cicho.
- Mówisz tak, jakbyś urodziła całą gromadkę dzieci!
Ania właśnie skończyła piętnaście lat i ciągle jeszcze była bardzo szczupła. Mimo to zdążyła nabrać wielu doświadczeń z płcią przeciwną, chociaż nie do końca z własnej woli.
- Nie urodziłam, ale wiem, że to niedobrze rozmyślać tak długo. Powinniśmy byli zabrać Trudi. Wybiłaby ci z głowy bzdury.
Nagle Maria poczuła, że do oczu napływają jej zły. Tęskniła za swoją córeczką, z którą podróżowała przez Czechy. Michał jednak tak długo musiał z niej rezygnować, że dziewczynka została z ojcem. Popatrzyła na Anię umęczonym wzrokiem.
- Nie martw się o mnie. Większość kobiet w ciąży ma swoje humorki. Idziemy o zakład, że najpóźniej za godzinę znowu będę się śmiać?
- Mam nadzieję! - Młoda Czeszka nie wierzyła do końca w tak nagłe zmiany nastrojów swojej pani, ponieważ Maria sprawiała wrażenie tak zmartwionej, jakby coś złego ją spotkało. Myślała wcześniej, że przyjaciółka ucieszy się na widok miejsca, w którym tak długo mieszkała. Im jednak bliżej były Rheinsobern, tym Maria bardziej pochmurniała. Kiedy Ania poszła na rufę tratwy, żeby napełnić kubek dla Marii, powiedziała do Michasia.
- Mam nadzieję, że twojej mamie uda się pocieszyć panią. Nie podoba mi się, kiedy ma taki nastrój.
Michaś przytaknął, chociaż wcale jej nie słuchał. Wszedł już w okres dojrzewania i nagle poczuł w sobie tęsknoty, które przed rokiem były mu zupełnie obce. Wyobrażał sobie, jak rozbiera Anię z tej grzecznej szarej sukni i robi z nią rzeczy, których nie ośmieliłby się wspomnieć nawet na spowiedzi.
- Mama zawsze wiedziała, jak postępować z humorami pani Marii. Nie myśl, że wcześniej ich nie miała. Pani potrafi być bardziej uparta niż osioł, a jak sobie coś ubzdura, nie odpuści, póki nie osiągnie celu. Na twoim miejscu dałbym sobie spokój.
- Martwię się - powtórzyła Ania i parsknęła rozczarowana, ponieważ Michaś najwyraźniej nie traktował jej obaw poważnie.
Kiedy odchodziła, chłopiec wyciągnął rękę i dotknął jej pośladka. W tym samym momencie dziewczyna odwróciła się błyskawicznie i wymierzyła mu policzek, który można było chyba usłyszeć na drugim brzegu. Michaś stracił równowagę, usiadł na pokładzie i ogłupiały gapił się na Anię. Dziewczyna stała nad nim i spoglądała na niego rozgniewanymi oczami.
- Nigdy więcej tego nie rób! - ostrzegła go.
- Nie udawaj świętoszki. Już ja wiem, że byłaś z mężczyzną. - Ze wstydu i złości Michasiowi łzy napłynęły do oczu. Po chwili poczuł ból, ponieważ dziewczyna znowu go uderzyła, zostawiając ślady na policzku.
- Nie z własnej woli, a takiego jak ty na pewno nigdy do siebie nie dopuszczę. Jak zrobisz to jeszcze raz, poskarżę się pani Marii.
Michaś schował głowę w ramionach, bo jeśli chodzi o te rzeczy, Maria była bezwzględna. Sama była ofiarą gwałtu i z całego serca nienawidziła mężczyzn, którzy zmuszali kobiety do uległości. Tymczasem Michaś nie chciał skrzywdzić Ani, jedynie się z nią przekomarzał. Chociaż, oczywiście, marzył o tym, że kiedyś przyjdzie do niego w nocy, żeby mógł udowodnić jej swoją męskość.
- Dlatego musisz tak mocno bić? Przecież niczego od ciebie nie chcę.
Wstał, odwrócił się do niej plecami i dołączył do szyprów. Trzech z nich pilnowało liny i wspomagało konie, odpychając tratwę długimi kijami od mielizny, czwarty zaś stał przy sterze i utrzymywał odpowiedni kurs, żeby konie mogły utrzymać tempo. Cała czwórka była świadkiem incydentu, a teraz, śmiejąc się, doradzili Michasiowi, żeby nic sobie z tego nie robił. Jeden pocieszająco poklepał chłopaka po ramieniu.
- Wiesz, mój chłopcze, w nocy wszystkie koty są szare. Wtedy człowiekowi jest wszystko jedno, czy kobieta, na której leży, jest stara czy młoda. Najważniejsze, żeby zatopić swoją najlepszą część ciała w ciepłą kobitkę. W najbliższej miejscowości mieszka czysta prostytutka. Z chęcią pokażę takiemu porządnemu chłopakowi jak ty, jak ma się posługiwać swoją dźwignią. Jak chcesz, możemy cię do niej zaprowadzić?
- Nie, dziękuję! - Michaś potrząsnął głową, a szyprowie znowu zaczęli się śmiać. Chętnie by z nimi poszedł, ale wspomniana miejscowość leżała za blisko Rheinsobern, obawiał się więc, że w domu dowiedzą się o jego wycieczce. Ojciec pewnie by machnął na całą sprawę ręką, ale matce przez jakiś czas nie mógłby się pokazać na oczy. Do strachu, że będą plotkować w domu, doszły jeszcze obawy, że ośmieszy się przed prostytutką.
Jedyną osobą, która nie usłyszała słów Ani i komentarzy szyprów, była Maria - ponownie zatopiona w rozmyślaniach. Myślała o Falko von Hettenheimie i miała wrażenie, że nawet ze strony umarłego grozi jej niebezpieczeństwo.
W czasach, kiedy Maria była jeszcze tylko żoną kasztelana, często odwiedzała leżące w sąsiedztwie grody rycerskie i znała każdy kamień wokół Rheinsobern w promieniu jednego dnia drogi. Mimo to czuła się teraz, jakby jechała przez obcą, ba, nawet egzotyczną krainę. Położyła dłoń na lekko zaokrąglonym brzuchu i wsłuchała się w siebie, żeby uchwycić nowe, rozwijające się w niej życie. Czy to naprawdę z powodu ciąży tak dziwnie się zachowywała? Przy Trudi nic takiego nie odczuwała, chociaż wtedy miała więcej problemów na głowie, zdecydowanie za dużo jak na jednego człowieka. Przecież jej męża uznano za nieżywego, a nowy kasztelan Rheinsobern chciał ją pozbawić majątku. Teraz była właściwie szczęśliwa. Pomyślała, że to pewnie niechęć do Sobernburga i wspomnienia wszystkich tamtejszych wydarzeń wywołały w niej zły nastrój.
- Powinnam była być mądrzejsza i poczekać z podróżą do narodzin dziecka. Równie dobrze Michaś mógł sam pojechać do Rheinsobern - powiedziała jakby do siebie, ale Ania gorliwie pokiwała głową.
Wiedziała jednak, że nie mogła postąpić inaczej. Po prostu musi wytrzymać tę podróż i spróbować w optymistycznym nastroju doczekać końca ciepłego, późno letniego dnia.
Wtem ktoś pociągnął ją za rękaw. Podniosła głowę i zobaczyła, że Michaś w zdenerwowaniu pokazuje na coś na przedzie.
- Spójrzcie tam, Mario! Już z tej odległości rozpoznaję wieże kościoła w Rheinsobern. Tam pod główną wieżą zamku Sobernburg!
Maria wstała i także ujrzała miasto. Jeśli jeszcze przez dwie godziny utrzyma się dzień, dotrą do portu, a tuż przed zmrokiem także do zagrody Hiltrud. Z ulgą skinęła Michasiowi, po czym zwróciła się do właściciela tratwy.
- Hej, panie szyper, czy te chabety nie mogą iść nieco szybciej? Chciałabym jeszcze dziś dotrzeć do Rheinsobern.
- Zobaczę, co da się zrobić, pani. Przewoźnik nas przeklnie, jeśli będzie musiał smagać konie pejczami.
Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, szyper kiwnął na knechta.
- Te, Stefan, pani życzy sobie jeszcze dziś dojechać do Rheinsobern!
- Pani może sobie rozkazywać, ale ja będę się potem użerał z dwoma wykończonymi końmi, z których przez następny dzień nie będzie żadnego pożytku. - To był stały element gry szyprów i przewoźników, o czym jednak Maria nie mogła wiedzieć.
- Nic za darmo! Powiedz, ile stracisz na jutrzejszym dniu, a ja ci wszystko wynagrodzę.
- Słyszysz? Pani daje sowity napiwek.
Szyper zmierzył Marię wzrokiem, ponieważ wielokrotnie już wcześniej podróżni obiecywali wysokie sumy, a przybywszy do celu, odmawiali zapłaty. Maria pojęła, że musi utrzymać mężczyzn w dobrym nastroju, toteż rzuciła po kilka monet. Nawet jeden fenig nie wpadł do rzeki, chociaż przewoźnik jechał konno w pewnej odległości od barki. Złapał pieniądze, przygryzł ich brzegi i uśmiechnął się z satysfakcją.
- Wio! Pani chce dziś spać w grodzie.
Zwierzęta silniej naparły na uprząż i tratwa wyraźnie przyspieszyła. Oprócz szypra i jego pomocników na pokładzie była Maria, Ania i Michaś oraz dwóch uzbrojonych żołnierzy przydzielonych Marii do ochrony przez Michała, tratwa leżała więc płytko na wodzie i dlatego ich konie szybko dogoniły głęboko zanurzoną barkę. Ciągnące ją zwierzęta wyraźnie miały trudności, tymczasem znajdujący się na niej podróżni nie zamierzali przepuścić szybszej tratwy. Hojny napiwek i nadzieja na jeszcze większy zachęciły jednak szypra Marii do działania. Skierował swoją łódź na główny nurt Renu, żeby odsunąć się od tamtych, po czym jego pomocnicy podnieśli liny drągami, podczas gdy przewoźnik wykorzystał to, że na brzegu nie rosły żadne wierzby i olchy i minął konie barki.
Kapitan barki zaczął kląć jak szewc, ponieważ musiał zgiąć się w pas, żeby podnoszona drągami lina nie zrzuciła go ze statku.
- Zleję cię za to dziś wieczorem na kwaśne jabłko! - zagroził szyprowi Marii.
Ten odpowiedział mu sprośnym przekleństwem, Maria jednak rzuciła mężczyznom na wyprzedzonej barce kilka drobnych monet.
- Lepiej wypijcie po kubku wina za moje zdrowie!
Zostawili za sobą mocno obciążoną łódź. Szyper zwrócił się do Marii wyraźnie zadowolony.
- Teraz na czas dotrzemy do Rheinsobern. Mamy tam na was poczekać?
Maria nie chciała długo zabawić u Hiltrud, ale stwierdziła, że szyper i jego ludzie będą jednak niezadowoleni z bezczynnego łażenia po mieście przez dwa lub trzy tygodnie.
- Pozwalam ci, żebyś zabrał nowych pasażerów lub ładunki. Ale jeśli w ciągu miesiąca wrócisz do Rheinsobern, daj mi znać. W tym czasie mam zamiar popłynąć w dół Renu.
- Ma się rozumieć!
Szyper zaczął się zastanawiać, jak ma zorganizować sobie pracę, żeby w odpowiednim momencie być na miejscu. Pani okazała się równie uprzejma co hojna i wolał takich pasażerów niż użeranie się z ciężkimi skrzyniami i beczkami.
Minęli ostatnią miejscowość przed Rheinsobern, po czym po drugiej stronie wysokiego brzegu na wysokości pasma górskiego ujrzeli strzelające w niebo wieże. Widok miasta, w którym spędziła prawie dziesięć lat, wywołał w Marii mieszane uczucia, podczas gdy Michaś nie mógł się doczekać, żeby zejść na ląd. Niemal palił się z niecierpliwości, żeby zobaczyć rodziców i rodzeństwo, pokazać im wytworne stroje, które teraz nosił. Jasnozielone rajtuzy ciasno przylegały do nóg, a czerwoną kamizelkę uszyto z dobrego materiału i ozdobiono wytwornymi haftami. Najbardziej był jednak dumny z miękkich butów z dużymi czubkami oraz z czerwonego beretu przystrojonego prawdziwym piórkiem czapli, który mógłby zdobić głowę jakiegoś szlachcica.
Ania przekomarzała się z nim z powodu tak barwnego stroju, ponieważ ona w surowej sukni wyglądała przy nim jak cień. W przeciwieństwie do reszty dam z wyższych sfer Maria pozwalała jej na noszenie bardziej wyzywających kolorów, ale od wszelkiej biżuterii i błyskotek dziewczyna wolała skromny ubiór pokojówki. Mogło to mieć związek z okrucieństwem, jakiego doświadczyła - tylko ona z całej rodzinnej wioski ocalała po napadzie husytów i tylko troskliwej opiece Marii zawdzięczała życie.
Na podróż Maria ubrała się jak najwygodniej. Miała na sobie szeroką niebieską suknię, do tego gorset w kolorze wina, a przed chłodem nocy chroniła się wełnianą narzutą wydzierganą przez swoją czeską zarządczynię Zdenkę. Na głowę włożyła słomiany kapelusz. Kobiety w jej nowej ojczyźnie nosiły takie podczas winobrania. Lepiej chronił przed słońcem niż te wszystkie czepki z woalkami, które były stosowne dla żony wolnego rycerza Rzeszy.
Krótko przed zmrokiem dotarli do niewielkiego portu. Przewoźnik tak prowadził konie, że niesiona rozpędem barka zatrzymała się dopiero przed drewnianym pomostem. Owinięto wówczas linę wokół grubego pala, a gdy cumowano tratwę przy brzegu, przewoźnik zsiadł z konia i ukłonił się Marii.
- Moje gniade dobrze dziś ciągnęły. Nie sądzicie, pani?
Maria od razu zrozumiała, o co chodziło - znów miała otworzyć sakiewkę. Tak też uczyniła i położyła mężczyźnie na dłoń garść monet.
- Kup koniom porządną porcję owsa. Zasłużyły sobie.
Przewoźnik zerknął na pieniądze i stwierdził, że już te mniejsze monety starczą na owies, dobry posiłek i kubek wybornego wina. Jeszcze kilka takich napiwków i będzie mógł kupić sobie własnego konia. Wtedy nie będzie musiał pracować dla innych za psią zapłatę.
Niżej pochylił się przed panią.
- Jesteście bardzo hojna, pani! Moje konie się ucieszą.
Maria skinęła mu z uśmiechem i zeszła na ląd. Michaś stwierdził, że Ania zajmie się bagażami i podążył za panią.
- Jak myślicie, idziemy od razu do moich rodziców czy nocujemy w gospodzie?
Maria sceptycznym wzrokiem popatrzyła na portową oberżę.
- Wolałabym tu nie spać. Poza tym nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę twoich rodziców.
Odstraszały ją nie tylko wrzaski szyperskich parobków. Nadreńskie błonia były bagniste, roiło się tam o...
entlik