Francis Dick Fuks A5 popr.pdf

(2539 KB) Pobierz
Dick Francis
Fuks
Przełożyła Krystyna Somogyi
Projekt okładki Lucjan Jopek
Tytuł oryginału: Longshot
Wydanie oryginalne 1990
Wydanie polskie 1993
John Kendall, początkujący pisarz, staje się przyjacielem
pewnej rodziny. Z czasem okazuje się, że zaufanie, którym go
obdarzono, jest dla niego niebezpieczne. Tylko szczęście ratuje go
od utraty życia.
-2-
Z pozdrowieniami dla
JOCELYN
MATTHEW
BIANKI
TIMOTHY'EGO
WILLIAMA naszych wnuków
a także z podziękowaniami dla
Johna Wisemana
autora
„Podręcznika przetrwania dla Oddziałów Specjalnych SAS”
oraz
Eddiego McGee
twórcy
„Nie ma potrzeby umierać”
-3-
W momentach katastrofy człowiek traci głowę. Nie wiedziałem,
co się stało. Świat się zmienił. Leżałem twarzą do ziemi. Coś było
nie w porządku z oddechem.
Nie słyszałem nic poza wiatrem, nie widziałem nic poza
poruszającymi się na wietrze drzewami, a jednak - myślałem
niedorzecznie - ktoś do mnie strzelił.
Wiedziony instynktem, a także z powodu rany, leżałem bez
ruchu jak martwy. Obok mojego ucha rozległ się jakiś świst, jak
gdyby coś przeleciało. Zacisnąłem powieki. Poczułem w plecach
następne szarpnięcie.
A więc to jest śmierć, myślałem tępo. A ja nawet nie wiem, kto
mnie zabija i dlaczego.
Oddychanie było straszne. W piersiach paliło mnie żywym
ogniem. Fala zimnego, lepkiego potu zalała moje ciało.
Leżałem nieruchomo.
Moja twarz spoczywała w opadłych liściach, suchej trawie i
połamanych gałązkach. Czułem zapach zbutwiałej ziemi.
Pochłonięty przez nią, obrócony w proch...
-4-
Rozdział 1.
Przyjąłem zlecenie, które wcześniej odrzuciło czterech innych
pisarzy. Cóż, byłem wtedy głodny.
Rok wcześniej perspektywa przymierania głodem na
mansardzie wydawała mi się całkiem znośna. Niestety tamtego
śnieżnego stycznia realia egzystencji pod zamarzniętymi okapami
domu ciotki kolegi były takie, że - bez odpowiednich dochodów,
które pozwalałyby na przyzwoite odżywianie i ogrzewanie domu -
przeklinałem tę ryzykowną decyzję.
Ten stan rzeczy był oczywiście tylko i wyłącznie moją winą.
Bez trudu mogłem wyjść w każdej chwili i poszukać płatnej pracy
fizycznej. Nie musiałem siedzieć w kombinezonie narciarskim i
trząść się z zimna, gryząc koniec ołówka, zgarbiony nad
brulionem, niepewny siebie, swoich zdolności i tłoczących się do
głowy pomysłów.
Spartańskie warunki na pewno nie oznaczały sromotnej klęski.
Przyczyniły się do chandry powstałej pomiędzy radosnym
uniesieniem z powodu niedawnej akceptacji do druku mojej
pierwszej powieści, a odległym terminem pojawienia się jej na
literackiej orbicie. Byłem w dołku po nagłym wzlocie z racji
otrzymania pierwszej zaliczki, którą musiałem podzielić
pomiędzy zaległe długi, bieżące wydatki i czynsz na następne pół
roku.
Poczekam ze dwa lata - myślałem, żegnając się z poczuciem
bezpieczeństwa, jakie dawała stała pensja - Jeśli w ciągu tego
czasu nie uda mi się zostać publikowanym autorem, to przyznam,
że pisanie powieści jest Eldoradem dla idiotów i wróci mi zdrowy
rozsądek. Rezygnacja ze stałej pensji stanowiła krok dość
desperacki, ale już kiedyś próbowałem pisać przed i po pracy, w
pociągach i podczas weekendów. Tworzyłem wtedy same śmieci.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin