Jack Reacher 16 - Ostatnia sprawa - Child Lee.pdf

(1791 KB) Pobierz
Jack Reacher: CV
Imiona i nazwisko:
Jack Reacher
(drugiego imienia nie ma)
Narodowość:
Amerykańska
Urodzony:
Ze
środkowej
półki:
29 października 1960 roku
Soldier’s Medal, Brązowa
Charakterystyczne dane:
Gwiazda, Purpurowe Serce
195 cm; 99–110 kg;
Z dolnej półki:
127 cm w klatce piersiowej
„Junk awards”
Ubranie:
Matka:
Kurtka 3XLT, długość
Josephine Moutier Reacher,
nogawki mierzona od kroku
95 cm
Wykształcenie:
Szkoły na terenie
amerykańskich baz
wojskowych w Europie i na
Dalekim Wschodzie;
Brat:
Akademia Wojskowa West
Joe, ur. 1958, zm. 1997;
ur. 1930 we Francji, zm.
1990
Ojciec:
Żołnierz
zawodowy, korpus
piechoty morskiej, służył
w Korei i Wietnamie. zm.
1988
Odznaczenia służbowe:
Wysokie:
Srebrna Gwiazda,
za wzorową służbę
Service
Zasługi
Medal,
Legia
Point
Przebieg służby:
13 lat w
żandarmerii
armii
Stanów Zjednoczonych;
w 1990 zdegradowany
z majora do kapitana,
zwolniony do
w 1997 roku
cywila
w randze
5 lat w wywiadzie armii
Stanów Zjednoczonych;
Departament Skarbu
Ostatni adres:
Nieznany
Czego nie ma:
majora Prawa jazdy; prawa do
zasiłku federalnego; zwrotu
nadpłaconego podatku;
dokumentu
osób
ze
zdjęciem;
na utrzymaniu
1
Pentagon z sześciuset tysiącami metrów kwadratowych powierzchni i dwudziestoma
siedmioma kilometrami korytarzy jest największym kompleksem biurowym na
świecie.
Pracuje w nim trzydzieści tysięcy osób, dla których przewidziano tylko trzy wejścia i wyjścia,
a wszystkie prowadzą przez pilnie strzeżone hole wejściowe. Wybrałem wejście południowo-
wschodnie, ponieważ znajduje się najbliżej stacji metra i przystanku autobusowego i jest
najczęściej używane przez cywilnych pracowników Pentagonu. Zależało mi na znalezieniu się
w jak najgęściejszym tłumie, najchętniej w długiej, niekończącej się kolumnie, na wypadek
gdyby komuś przyszło do głowy strzelać bez ostrzeżenia. Podczas próby aresztowania
dochodzi do różnych nieprzewidzianych sytuacji – czasem przypadkowo, czasem celowo –
wolałem więc mieć
świadków.
Chciałem czuć na sobie czyjeś obiektywne spojrzenie,
przynajmniej na początku. Oczywiście pamiętam dokładnie datę: jedenastego marca 1997
roku. Wtedy po raz ostatni wchodziłem tam legalnie jako pracownik firmy, która ten gmach
dla siebie zbudowała.
Bardzo dawno temu.
Warto też przypomnieć,
że
od tego dnia zostało jeszcze dokładnie cztery i pół roku do owego
wtorku, który zmienił
świat,
tak więc jak wiele spraw przed tą datą także kontrola
wchodzących na teren Pentagonu była inna. Podchodzono do niej poważnie, ale bez
nadmiernej histerii i moje pojawienie też jej nie wywołało. Przynajmniej z pozoru. Miałem na
sobie czyściutki i starannie odprasowany paradny mundur, buty wyczyszczone na glans, na
piersi baretki i odznaczenia zebrane przez trzynaście lat służby. Skończyłem trzydzieści sześć
lat i byłem wysokim, szczupłym i prostym jak
świeca
modelowym majorem amerykańskiej
żandarmerii
wojskowej. Może poza ciut przydługimi włosami i pięciodniowym zarostem na
twarzy.
W tamtych czasach za ochronę Pentagonu odpowiadali funkcjonariusze Defense Protective
Service i już z czterdziestu metrów dostrzegłem aż dziesięciu z nich w holu, co wydało mi się
grubą przesadą i skłoniło do zastanowienia, czy wszyscy reprezentują DPS, czy może
niektórzy z nich to nasi w przebraniu, którzy czekają tu na moje przybycie. Do większości
takich przebieranek wykorzystuje się u nas chorążych, którym często przychodzi udawać
kogoś innego. Potrafią się wcielać w pułkowników, generałów i szeregowców – praktycznie
w każdego, bez względu na stopień, i są w tym
świetni.
Przebranie się w mundur
funkcjonariusza DPS i zasadzenie się w tej roli na ofiarę byłoby dla nich czymś dziecinnie
prostym. Z trzydziestu metrów wciąż nie byłem pewny. Wojsko to ogromna instytucja i do
zasadzki na mnie na pewno użyto by ludzi, których wcześniej nie spotkałem.
Posuwałem się do przodu w tłumie idącym przez dziedziniec ku wejściu do głównego holu –
w masie osób obojga płci w mundurach wojskowych, zarówno eleganckich wyjściówkach,
jak i w polowych, których wówczas używaliśmy. Było wielu wojskowych po cywilnemu,
ubranych w garnitury lub typowe uniformy biurowe, czyli w marynarkę i spodnie, ale także
niemało cywilów. Każdy miał w ręce teczkę lub walizeczkę albo jakiś pakunek pod pachą.
Wszyscy stopniowo zwalniali i zaczynali dreptać niemal w miejscu, w miarę jak szeroka
ludzka rzeka zwężała się najpierw do potoku, potem do pojedynczego lub co najwyżej
dwuosobowego strumyczka, pozwalającego przecisnąć się przez prowadzące do holu drzwi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin