Karasek Krzysztof - Wiosna-i-demony (2022).pdf

(402 KB) Pobierz
Spis treści
Nota oddającego do druku zapiski Roberta Gołębiowskiego
List załączony do rękopisu
Dalszy ciąg noty oddającego do druku zapiski Roberta
Gołębiowskiego
Z ZESZYTU PIERWSZEGO
Z ZESZYTU DRUGIEGO
Z ZESZYTU TRZECIEGO
Uwaga oddającego do druku zapiski Roberta Gołębiowskiego
Z ZESZYTU CZWARTEGO
ZESZYT CZERWONY
Nota końcowa oddającego do druku zapiski Roberta Gołębiowskiego
Projekt okładki: Artur Wandzel
ISBN 978-83-8259-311-2 (mobi)
ISBN 978-83-8259-312-9 (epub)
ISBN 978-83-8259-313-6 (pdf)
Biblioteka Narodowa
al. Niepodległości 213
02-086 Warszawa
www.bn.org.pl
Sfinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
w ramach programu wieloletniego Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa. Priorytet 4.
Nota oddającego do druku zapiski Roberta
Gołębiowskiego
Zdawać by się mogło, że czasy, kiedy rękopisy latami leżały w szufladach, zaś
autorzy uznawali je za nazbyt intymne bądź nie dość skończone, aby zaprzątać
nimi głowy postronnych czytelników, należą do przeszłości. Wszechwładna
komercja przerzedziła szeregi bezinteresownych samotników i uprościła, by nie
rzec – spauperyzowała, formy. Strumień świadomości i spowiedź dziecięcia
wieku oto dwa warianty grzechu, który rozsiadł się tłustym zadkiem na narracji i
fabule. Gdzie są książki? – pytają czytelnicy. Gdzie są czytelnicy? – pytają
autorzy. Milczenie. Znaczące i złowrogie. Jedni czekają na objawienie się
autentyku, który rozwiąże im życiowe problemy, drudzy na światło wewnętrzne,
które rozwiąże ich języki.
Coś z tego zachowały jeszcze dzienniki pisarzy. Trzymane pod kluczem,
ukrywane przed rodziną i wydawcami, obwarowane klauzulą: „publikować w lat
dziesięć (trzydzieści; pięćdziesiąt) po mojej śmierci”, przedostają się na światło
dzienne dopiero wówczas, kiedy rozpad ogarnął już ostatnią komórkę ciała ich
autora. Co nam po nich? A jednak nasz głód autentyku jest nienasycony, tylko to
nas potrafi poruszyć, co pisane nie dla nas.
Czy w przypadku zapisków, notatek, czy jak byśmy nie nazwali owych
fragmentów pozostałych po Robercie Gołębiowskim, nie mamy do czynienia z
podobnym zjawiskiem? Nie zauważone przez nikogo, przeleżały nietknięte
blisko dziesięć lat. Ich styl, budowa, wyłaniające się obrazy wskazują na to, że
autor miał zapewne zamiar ogłosić je kiedyś drukiem w formie powieści.
Oczywiście, gdy czytamy to, co pozostawił, przypuszczenie owo może wydawać
się naciągnięte; zbyt wiele tu dziur, pewnych spraw możemy się ledwo
domyślać. Współczesnemu czytelnikowi, nawykłemu do rozszyfrowywania
różnego rodzaju palimpsestów, nie sprawi – mam nadzieję – zbyt wielkiej
trudności wyobrażenie ich sobie jako całości.
Styl ich, jakkolwiek ambicje literackie autora wydają się nie ulegać
wątpliwości, jest mieszaniną intelektualnych pretensji i knajackiego żargonu.
Określając bliżej: jest to żargon nie zespolonych ze sobą, jak gdyby nie
przetrawionych językowych części. Przenikają się one, przegryzają nawzajem
nie mogąc związać w żadną sensowną całość; czy nie jest to metaforą naszego
pełnego intelektualnych pułapek i egzystencjalnych zahamowań istnienia? Autor
zdaje się przebywać na marginesach społecznego życia, z drugiej strony – w
regionach jakiegoś literackiego półświatka. Ocena tego, jak mieści się, jak się
czuje w tej mimikrze, nie należy jednak do mnie. Iluzoryczny obraz jego na
wpół prywatnej, na wpół towarzyskiej kondycji, który wyłania się z owych
zapisków, zdradza zainteresowanie tą stroną osobowości, której nie połknął
jeszcze moloch wielkich skupisk ludzkich, jakkolwiek główny nurt jego
egzystencji przebiega w samym ich centrum. Patrząc, jak posługuje się środkami
literackiego wyrazu, zdaje się on nie tyle ulegać modnym pokusom niedbałej
narracji, co w sposób literacko surowy notować, „co mu życie przynosi pod
pióro”.
Przejdźmy jednak do początku. Pod koniec października ubiegłego roku
otrzymałem przesyłkę pocztową, która po rozpakowaniu okazała się zawierać
cztery zeszyty cienkie, w kratkę, niebieskiego koloru, zapisane pismem
nerwowym, pochylonym w prawo, ostrym, ponadto zeszyt w okładkach
czerwonych, gruby, zapisany do połowy tym samym charakterem, zawierający
osobny, skończony fragment.
Do przesyłki dołączony był list, którego nadawca, powołując się na przelotną
znajomość ze mną, pisał (przytaczam go w całości):
Zgłoś jeśli naruszono regulamin