Wasilij Machanienko
Gambit Kartosa
Cykl: Droga Szamana Etap drugi
Przekład z języka rosyjskiego Gabriela Sitkiewicz
Tytuł oryginału: Путь Шамана. Шаг 2. Гамбит Картоса
Grafiki na okładce W. Manjuchin 2015
Wydanie oryginalne 2015
Wydanie polskie 2019.
Spis treści:
Rozdział 1. Na skraju Imperium. 5
Rozdział 2. Wilki i inne przygody. 38
Rozdział 3. Dalgor. 78
Rozdział 4. Skarby Switebalda. 121
Rozdział 5. Polowanie na Worgena. 157
Rozdział 6. Kornik. 191
Rozdział 7. Orki Wojownicy. 226
Rozdział 8. Totem. 259
Rozdział 9. Błąd Szamana. 290
Rozdział 10. Myślałem, że gorzej być nie może, ale... 328
Rozdział 11. Mglisty stwór i nowe odkrycia. 360
Rozdział 12. Finał. 398
O Autorze. 435
- 435 -
Śmiało wkroczyłem do portalu, przygotowany na niełatwą konfrontację z Gubernatorem. Wizja trzech miesięcy spędzonych pod jego rządami była dla mnie koszmarem, mimo to nie miałem zamiaru jak zbity pies kulić się i czołgać na kolanach przed tym błędem programistów ani się do niego łasić. Figę dostaniesz, a nie figurki Orków Wojowników, ropucho błotna, cokolwiek byś mi obiecywał: szwarc, mydło i powidło, gruszki na wierzbie czy nieprzebrane bogactwa.
Nie przejmowałem się też możliwością użycia przemocy fizycznej: byłem pewien, że więźniowie, którzy zdołali się wyzwolić, nie mogli być karani i torturowani ot tak. Wciąż przecież mamy jakieś prawa, choć ograniczone. Ponadto system doskonale wie, że filtry doznań są wyłączone, więc nie mam czym się martwić i... Co tym razem?
Powiadomienie dla gracza znajdującego się w kapsule więziennej! Zdobyłeś Szacunek wśród strażników Kopalni „Pryka” i przechodzisz do ogólnego świata Gry.
Zostałeś zaproszony do wzięcia udziału w scenariuszu adaptacyjnym „Zamek Gubernatora”. Czas pobytu w lokalizacji „Zamek Gubernatora”: 2 miesiące i 26 dni. Odgrywana rola: Rzemieślnik Zamkowy. Warunki: ośmiogodzinny dzień pracy, tygodniowe wynagrodzenie, rezultaty codziennej pracy trafiają do skarbca prowincji Serrest, dzień wolny - co siedem dni, rozwój sprawności rzemieślniczych (do poziomu trzydziestego włącznie) - na koszt Gubernatora.
Nagroda za udział w scenariuszu adaptacyjnym: Szacunek w prowincji Serrest, dwa przedmioty klasy Rzadki.
W razie odmowy zostaniesz wysłany do przypadkowej osady w Imperium Malabaru, a reputacja w prowincji Serrest zmniejszy się do poziomu Nienawiść.
Czy chcesz wziąć udział w scenariuszu adaptacyjnym „Zamek Gubernatora”?
Sądząc po migającym dookoła mnie portalu, nigdzie mnie nie wyślą, dopóki nie dokonam wyboru. A jeśli tak - mam czas, żeby to przemyśleć i rozważyć wszystkie za i przeciw.
Po pierwsze: scenariusz adaptacyjny... Jak długo jeszcze będą mnie adaptować? Już zrozumiałem, jaki jestem wybrakowany i żałosny, i że w bonusie mogę dostać jedynie obowiązkową adaptację zamiast zwykłej gry oraz normalnych relacji z innymi graczami. To kładę na szali minusów.
Po drugie: bliskość Ropuchonatora. Nawet jeśli wyłącznie terytorialna. Wybacz mi, cyfrowy NiePoCiumie, nasze spotkanie było błędem, nie połączy nas wzajemna miłość. Chciałeś mnie po prostu wykorzystać... Chyba plotę trzy po trzy... W każdym razie osobowość Gubernatora to dwa duże minusy.
Po trzecie: jestem biznesmenem i muszę myśleć racjonalnie. To byłoby głupie z mojej strony, gdybym bez powodu odrzucił taką liczbę bonusów - i wynagrodzenie, i rozwój dowolnej liczby specjalności z jednym jedynym tylko ograniczeniem, którym jest górna granica poziomu. Mógłbym od razu nauczyć się Kowalstwa, Alchemii, Rzucania Zaklęć, Kartografii i jeszcze przy okazji rozwinąć wiele innych umiejętności, wszystko zgodnie z warunkami scenariusza. To są zdecydowanie dwa plusy.
Po czwarte: w wypadku odmowy dostanę Nienawiść w Serrest. To oczywisty minus, czyli jednak argument za przyjęciem propozycji uczestnictwa w scenariuszu. Jest tylko czterdzieści prowincji w Malabarze, a utrata dostępu do jednej z nich to bardzo krótkowzroczne posunięcie. A więc tutaj plus.
To już chyba wszystko. Zależy jak dla kogo, ale dla mnie wybór jest oczywisty. Nie chcę się ograniczać do jednego wolnego dnia w tygodniu. A skoro tak miałoby to wyglądać, pozostaje jedyna słuszna decyzja: życzę ci powodzenia, Ropuchonatorze, radź sobie beze mnie.
Byłem ma skraju załamania, gdy tuż przed moim wejściem do portalu wyskoczyło powiadomienie, że będę musiał przeżyć w zamku Gubernatora dwa miesiące i dwadzieścia sześć dni. Sytuacja jednak okazała się nie aż tak tragiczna, bo system z wyprzedzeniem wysłał mi warunki scenariusza, zakładając naiwnie, że go przyjmę. Jeszcze czego: tyle korzyści przy tak znacznych minusach... Nie w tym życiu.
Pewnym ruchem wybrałem lewitujący przed moimi oczami maleńki - w porównaniu z Akceptuję - napis Rezygnuję. W jednej chwili świat wypełnił się kolorami, dźwiękami i wspaniałym zapachem sosnowego lasu.
Powiadomienie dla gracza znajdującego się w kapsule więziennej! Odmówiłeś udziału w scenariuszu adaptacyjnym i zostałeś wysłany do osady Kołotowka. Czas pobytu w osadzie: 2 miesiące i 26 dni. Maksymalny czas pobytu poza osadą: 48 godzin. Jeśli będziesz poza osadą dłużej niż dozwolony czas, zostaniesz teleportowany z powrotem do wioski i odpowiesz za naruszenie warunków przedterminowego zwolnienia. Trzy wykroczenia anulują twoje przedterminowe zwolnienie, zostaniesz odesłany do kopalni na pozostałą część kary pozbawienia wolności.
Życzymy miłej gry!
Otrzymałeś zadanie obowiązkowe: „Zwrócić się do Starosty”.
Opis: Skontaktuj się ze starostą Kołotowki, aby ustalić swoje miejsce zamieszkania na następne trzy miesiące.
Termin wykonania: 12 godzin. Kara za niewypełnienie zadania: 3 wykroczenia.
Ledwo zrobiłem kilka kroków w kierunku widocznej nieopodal wioski, przed moimi oczami pojawiła się kolejna wiadomość:
Twoja reputacja u Gubernatora prowincji Serrest zmniejszyła się o 22000 punktów.
Obecny poziom: Nienawiść. Do Wrogości pozostało 12000 punktów. Ponieważ otrzymałeś maksymalną wartość ujemną, twój bonus na codzienne zwiększanie reputacji został wyłączony.
A więc i tak mnie załatwili. Cóż, wiedziałem, na co się piszę - na maksymalną wartość złej reputacji. Chociaż... zła reputacja to też reputacja. W Barlionie są tylko cztery poziomy negatywnej reputacji: Brak Zaufania, Niechęć, Wrogość i Nienawiść. Stosunek Neutralny i Brak Zaufania dzieli tysiąc punktów reputacji ujemnej, do Niechęci są trzy tysiące punktów. Następnie sześć tysięcy - do Wrogości i dwanaście tysięcy - do Nienawiści. Ja od razu dostałem maksimum! Grając Łowcą, udało mi się osiągnąć Uwielbienie, granicznie dobrą reputację w jednej tylko frakcji, a i tak pracowałem na to przez dwa lata od rozpoczęcia gry. Teraz mam zaledwie trzy miesiące - i na dzień dobry dostałem Nienawiść! Oczywiście, Szaman nie przywykł do półśrodków. Jeśli reputacja to tylko skrajna, tworzone przedmioty - koniecznie Legendarne, dziewczyny - wyłącznie te, przez które trafia się do więzienia. Martwiła mnie tylko jedna rzecz - w prowincji Serrest byłem spalony. Jak tylko strażnicy mnie zauważą, od razu wyślą do więzienia na czas „wyjaśniania okoliczności”. Doba w areszcie tymczasowym, a potem teleportacja na obrzeża prowincji. Następnym razem posiedzę w celi dwa dni, później trzy - i tak dalej, bez końca. Najgorsze jest to, że polepszenie takiej reputacji jest właściwie niewykonalne. Tu potrzebna jest osobista interwencja Imperatora.
Wizje utraconego beztroskiego życia w zamku Ropuchonatora unosiły się na obrzeżach mojej świadomości, ale szybko je przepędziłem i ruszyłem w stronę Kołotowki. Z wyglądu była to dość przeciętna wioska; sądząc po kominach, znajdowało się w niej przynajmniej siedemdziesiąt gospodarstw domowych. Drewniane domy pokryte gontem, szczekanie psów, radosne krzyki dzieciarni biegającej za przeraźliwie zawodzącym kotem, któremu coś przywiązano do ogona - normalne życie na wsi, które pamiętam z czasów, gdy odwiedzałem rodziców. Ogromny częstokół wokół osady, wykonany z grubych pali, chronił wioskę przed ciemnym lasem, do którego było mniej więcej sto metrów. Przyszło mi na myśl dziwne skojarzenie: las masztowy - proste jak strzała pnie sosen wznosiły się wysoko ku niebu, zasłaniając gęstymi wierzchołkami słońce. To z ich powodu w głębi lasu panował gęsty mrok.
Wiatrołomy, krzaki, leszczyna i jeszcze jakieś inne drzewa sprawiały, że lasu nie dało się przejść w dosłownym znaczeniu tego słowa. Tylko nieliczne ścieżki, najwyraźniej wycięte przez miejscowych mieszkańców, wiodły w głąb tego przerażającego wybryku natury. Pomimo tego sąsiedztwa życie poza częstokołem toczyło się swoim biegiem - od skraju lasu ciągnęły się żółte pola jakichś zbóż i zielone łąki, na których pasły się krowy i owce. Widać też było długie, około stumetrowe grządki z pochylonymi nad nimi mieszkańcami wioski, machającymi motykami. Atrybuty wsi zostały tu w pełni oddane. Nieopodal drogi wiodącej do wsi znajdowała się kuźnia, z której wylewał się gęsty czarny dym i dobiegały dudniące uderzenia młota. Elegancko: mam miejsce, w którym mogę się rozwijać. Szkoda tylko, że na głowie noszę czerwoną opaskę. Gdyby nie to, powitano by mnie w Kołotowce jak wolnego obywatela Imperium - chlebem i solą. A tak będę miał szczęście, jeśli nie przywitają mnie psy i kije.
Wziąłem głęboki oddech, po czym nieśpiesznym krokiem wszedłem do wioski, zwracając szczególną uwagę na wszelkie nietypowe aspekty lokalnego życia. Moim głównym zadaniem było znalezienie tutejszego Starosty i „zarejestrowanie” swojego pobytu w wiosce. Gdybym tylko wiedział, gdzie go szukać - to przecież nie jest „Pryka”, gdzie ork przez cały czas siedzi za swoim biurkiem. Tutaj Starosta może być wszędzie.
Spacerując po Kołotowce, starałem się zauważyć każdy drobiazg, który mógł mi się przydać w ciągu najbliższych trzech miesięcy.
Wtem z kuźni wyszedł Kowal, wielki - dosłownie - jak niedźwiedź. Podniósł niemałą beczułkę wody, głośno westchnął:
- Ech! - i przechylił ją na siebie, sapiąc i energicznie wydzielając parę. Przystanął na chwilę, przyjrzał mi się dokładnie spode łba i wdychając ze świstem orzeźwiające powietrze, podniósł - jakby to było piórko - leżące na ziemi kowadło. Znów spojrzał na mnie i zniknął w kuźni. Moje plany rozwijania specjalności chyba właśnie wzięły w łeb - nienawidzę gorąca. Jak dla mnie lepiej jest w ogóle nie pracować, niż zalewać się potem i z wywieszonym językiem wdychać skwierczące powietrze.
Jakieś trio brodatych wieśniaków, dziarsko wymachujących kosami, rzuciło mi wyjątkowo nieprzyjazne spojrzenia. Niskie czoła, złośliwe i jednocześnie trupie wejrzenia kosiarzy czyniły ich podobnymi do neandertalczyków, których wizerunki oglądałem na lekcjach historii. Brakowało im tylko skór zamiast ubrań - wtedy byliby ich dokładną kopią.
Kiedy przechodziłem obok nich, usłyszałem bełkot zupełnie niepodobny do uniwersalnego języka Barliony. Założę się, że z tą trójką związane będzie jakieś zadanie: albo sami je zlecą, albo trzeba będzie od nich zebrać powiązane informacje. Popytam lokalnych mieszkańców: na pewno się okaże, że ci mężczyźni nie są stąd.
- Jakie niesamowite drzewo...
- Uważaj! - dźwięczny dziecięcy głosik odwrócił moją uwagę od kontemplowania lokalnego kolorytu.
Kiedy odwróciłem się w kierunku źródła dźwięku i otworzyłem usta, by zapytać, co się stało, w moje czoło uderzyło coś dużego, twardego, ciężkiego i sprawiającego ból. Bam! Spokojny wiejski krajobraz został zmącony widokiem szybującego Szamana, przeklinającego wszystko i wszystkich na tym świecie. Jednak mój lot zakończył się niemal natychmiast - w stogu świeżo skoszonej trawy. Z ...
entlik