sny morfeusza ebook.pdf

(2805 KB) Pobierz
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu
niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą
kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym,
magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Autor oraz Wydawnictwo HELION dołożyli wszelkich starań,
by zawarte w tej książce informacje były kompletne i rzetelne.
Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie,
ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych
lub autorskich. Autor oraz Wydawnictwo HELION nie ponoszą
również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe
z wykorzystania informacji zawartych w książce.
Projekt okładki: Jan Paluch
Materiały graficzne na okładce zostały wykorzystane za zgodą Shutterstock.com
Wydawnictwo HELION
ul. Kościuszki 1c, 44-100 GLIWICE
tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63
e-mail:
editio@editio.pl
WWW:
http://editio.pl
(księgarnia internetowa, katalog książek)
ISBN: 978-83-283-2334-6
Copyright © Helion 2016
Printed in Poland.
Kup książkę
Poleć książkę
Oceń książkę
Księgarnia internetowa
Lubię to! » Nasza społeczność
Sny Morfeusza
Niby dlaczego miałabym nie dostać tej pracy? Jestem młoda, pracowita
i bardzo, bardzo zdeterminowana. Biorę głęboki oddech i zbieram się
w sobie, aby wejść do budynku. Jak na złość dziś dostałam okres i czuję się
fatalnie. Stoję przed siedzibą Art Desing&Beauty i właśnie czuję,
że
mój
tampon przecieka. Bosko! Wchodzę do
środka
i szybko namierzam kory-
tarz z ubikacją. Cholera jasna! To chyba przez ten klimat — jest czer-
wiec, upał niemiłosierny. Przeklinam teraz ten genialny pomysł Nicole,
mojej kuzynki, abym założyła kremową sukienkę. W dodatku muszę się
szarpać z klamką,
żeby
wejść do tej przeklętej
łazienki.
— Zajęte! — ktoś krzyczy w kabinie. Zdziwiona, stwierdzam,
że
to męski głos.
Dla pewności spoglądam na drzwi. Nie no, ewidentnie to on się pomylił,
nie ja.
— Przepraszam, ale to damska toaleta! — odpowiadam kulturalnie, pu-
kając lekko w drzwi kabiny. Człowieku, pośpiesz się. Mnie tu ucieka rozmowa
kwalifikacyjna!
— Tak, wiem! — odzywa się tym razem kobiecy głos. Robię wielkie oczy,
po czym szybko opuszczam korytarz. Nie chcę być
świadkiem
jednej z biu-
rowych schadzek. To w końcu duża firma i wszystkiego można się spodzie-
wać. Sama przeżyłam taki romans podczas praktyk studenckich, więc do-
skonale wiem, jak to wygląda.
Filip był moim kolegą z roku, oboje trafiliśmy na staż do tej samej firmy.
Na pewnej imprezie integracyjnej po prostu nas poniosło i wylądowaliśmy
w jego mieszkaniu. Potem, gdy tylko naszła nas ochota, pieprzyliśmy się
gdzie popadnie, aby rozładować napięcie. Oboje nie chcieliśmy niczego
więcej, chociaż ja chyba się oszukiwałam. W końcu Filip
łaskawie
powie-
dział mi,
że
ma narzeczoną w Montrealu. No cóż… W sumie nawet nie
5
Kup książkę
Poleć książkę
Sny Morfeusza
było mi przykro, a przynajmniej starałam się tego nie okazywać. Najbardziej
jednak szkoda mi było tej dziewczyny. Trzy miesiące przed dyplomem
wzięli
ślub,
na który, o dziwo, dostałam zaproszenie. Nie skorzystałam.
— Czy jest już pani Cassandra Givens? — Słyszę,
że
ktoś na końcu ko-
rytarza pyta o mnie. Rozglądam się w pośpiechu — siedziba firmy jest bar-
dzo nowoczesna i urządzona w surowym stylu. Cały budynek jest ogromny,
a na dziedzińcu można by było zorganizować sylwestra pewnie na pół
miliona osób. Spoglądam w stronę dużych, matowych drzwi. To już chyba
moja kolej!
Święci
niebiańscy, błagam, aby mi ten tampon nie przeciekł
za bardzo i nie zostawił wielkiej plamy na mojej drogiej sukience od Marca
Jacobsa. Jedynej markowej, jaką mam.
— Tak, jestem — mówię i podbiegam szybko. Nie chcę, aby ktoś się wepchał
na moje miejsce.
— Ma pani swoje papiery? — Kobieta o nienagannej fryzurze na pazia
spogląda na teczkę, którą trzymam pod pachą. Wygląda na mało zado-
woloną. Czy ona jest tu za karę? Jej surowa mina wywołuje u mnie ciarki
na plecach.
— Tak! — Podaję jej teczkę i uśmiecham się blado. Wcale nie wygląda
sympatycznie. Jeśli to ona prowadzi rozmowę, mogę już stąd wyjść.
— Proszę za mną… — Mierzy mnie wzrokiem od czółenek aż po głowę.
O rany.
Źle
zrobiłam, rozpuszczając włosy? Może powinnam je związać
w zgrabny kucyk? Nerwowo przeczesuję palcami moje długie blond pukle.
Nigdy nie byłam dobra w układaniu fryzur, a moja czupryna zawsze ze
mną wygrywała, gdy tylko chciałam coś z nią zrobić. Nie odziedziczyłam ta-
lentu po moim pradziadku, który podobno był fryzjerem. Cóż za ironia losu.
Wchodzimy do pomieszczenia, a ja wygładzam sukienkę na biodrach
i biorę głęboki oddech.
No dobra, to moja jedyna szansa na dostanie się
tutaj
— powtarzam w myślach. Nie mogę tego spieprzyć, bo ojciec nigdy
mi nie wybaczy,
że
wyjechałam tak daleko — jak twierdzi, by się zmar-
nować. Dla niego Miami to najgorsze miejsce na ziemi, ale oczywiście
gdybym wybrała Nowy Jork albo Los Angeles, też by tak mówił. Jest po
prostu specyficznym człowiekiem. Upartym, dość zamkniętym w sobie
i bardzo wymagającym. Niestety, rodziny się nie wybiera i pogodziłam się
z tym już w dzieciństwie — gdy, jak miałam sześć lat, brutalnie uświa-
domił mi,
że Święty
Mikołaj nie istnieje.
— Proszę zaczekać. — Kobieta siada za swoim nowoczesnym szklano-
-metalowym (zapewne z tego samego materiału co drzwi) biurkiem i zakłada
nogę na nogę. Zajmuję wskazane przez nią miejsce i czekam koszmarnie
długie pięć minut, zanim pozwala mi wejść do
środka.
W ostatniej
chwili zerkam na napis na drzwiach — Adam McKey. Czytałam w sieci
6
Kup książkę
Poleć książkę
Sny Morfeusza
o firmie i… O jasna cholera! To prezes. Syn właściciela. Mimo przyjemnego
chłodu panującego w biurze od razu robi mi się gorąco. Nie mam pojęcia,
jak wygląda ten facet, ale z tego, czego się dowiedziałam, jest bardzo su-
rowy i ostry dla swoich pracowników, genialny jednak w tym, co robi. To
jeden z najlepszych architektów nowoczesnych budynków na
świecie.
Ściskam
medalion, który wisi na mojej szyi, po czym całuję go. Mój mały
talizman — dostałam go od babci na szesnaste urodziny, ma mi przynosić
szczęście oraz chronić od zła.
— Dzień dobry, nazywam się Cassandra Givens i byłam umówiona na
rozmowę kwalifikacyjną… — odzywam się, przekraczając próg. Moja pew-
ność siebie zdaje się nieźle grać i mam nadzieję,
że
tak będzie do samego
końca. Muszę trzymać fason. Mężczyzna siedzi na swoim prezesowskim
fotelu, tyłem do mnie. No co za kultura. Szlag by go!
— Proszę usiąść, pani Givens… — odpowiada niskim, bardzo męskim
głosem, nadal się jednak nie odwraca, tylko wskazuje na krzesło naprze-
ciwko swojego nowoczesnego,
żeby
nie powiedzieć:
przedesignowanego,
biurka. Z niewielkim wahaniem zajmuję miejsce i zaczynam nerwowo
bawić się kawałkiem sukienki. Cholera! Moja pewność siebie maleje i zaraz
osiągnie niebezpiecznie niski poziom.
— Bardzo się cieszę,
że
znalazł pan czas, by w ogóle…
— Tak, wiem. Szanuję też czas innych, więc przejdźmy do rzeczy… —
przerywa mi, nie dając dokończyć. Poprawiam się na krześle, wyczuwając
ten jego ton wyższości.
— Będzie pan zadawał pytania? — wypalam głupio.
Cass! Boże, weź się
skup.
Nie mam pewności, ale wydaje mi się,
że
wielki zadufany w sobie
prezes zaśmiał się pod nosem na moje pytanie.
— Chyba po to tu jestem, prawda?
Nadal się nie odwrócił na tym pieprzonym fotelu. Co to ma być? Jak
można tak traktować osoby ubiegające się o pracę? Powinien mi okazać
chociaż odrobinę szacunku — podać dłoń, spojrzeć prosto w twarz, gdy
tu weszłam… No, cokolwiek!
— Oczywiście. Przepraszam…
— Jest pani bardzo młoda, pani Givens… — Stuka palcami o oparcie
swojego fotela, wertując moje papiery. Przełykam
ślinę,
bo te słowa nie
zwiastują niczego dobrego.
— Panno Givens… — poprawiam go, bo do małżeństwa jeszcze mi daleko.
— Panno Givens… Jest pani bardzo młoda i bardzo mało doświadczona.
— Robię się coraz bardziej zdenerwowana. Patrzę na jego głowę wystającą
7
Kup książkę
Poleć książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin