Liz Nugent - Nasze małe okrucieństwa.pdf

(2423 KB) Pobierz
 
 
 
 
Dla Davy’ego i Jennifer McCollough za to, że pozwoliliście mi
wyjść za swojego pierworodnego syna. Bardzo wam się udał.
 
 
 
 
Latamy po niebie jak ptaki, pływamy w  morzu jak ryby, ale nie
nauczyliśmy się jeszcze najprostszej sztuki chodzenia po ziemi jak bracia
i siostry.
Martin Luther King Jr.
 
W pogrzebie uczestniczyli wszyscy trzej bracia Drumm, ale jeden z nas był w trumnie.
Trzy to liczba nieparzysta, więc zawsze było dwóch na jednego, chociaż regularnie
zmienialiśmy strony. Nikt by nigdy nie powiedział, że żyliśmy ze sobą blisko.
Na początku uroczystości poleciały mi łzy. Widać odziedziczyłem po matce zdolności
aktorskie. Siedzieliśmy ramię w ramię z żyjącym bratem w pierwszej ławce sali pożegnań
krematorium, a  podchodzący ludzie wciskali nam łgarstwa, jakim to wspaniałym
człowiekiem był nasz braciszek. Zwykłe frazesy bez znaczenia.
Umarł nagle. W  straszny sposób. Szybkie śledztwo zakończyło się jednoznacznie. Nie
byłem podejrzany. Od dawna nie czułem takiej wolności i  ulgi. Spodziewałem się, że
atmosfera spokoju nie potrwa długo, ale postanowiłem cieszyć się nią, póki mogę.
Nie umiałem rozgryźć żyjącego brata. Może myślał o  zmiażdżonym, połamanym ciele
zmarłego? Z pewnością jednak nawet on wiedział, że tak będzie najlepiej.
Daisy siedziała w  ławce za nami. Jakby nie zdawała sobie sprawy, co się dzieje wokół,
wierciła się, szepcąc do siebie. Spojrzeliśmy po sobie z  bratem, bo ludzie zaczęli zwracać
uwagę na jej coraz głośniejsze mamrotanie. On wyciągnął do niej rękę i cicho poprosił, żeby
przyszła do nas. Ten jego gest przyprawił mnie o  chwilowy dygot. Chyba wróciła do
rzeczywistości i bez sprzeciwu zajęła miejsce między nami. Każdy z nas próbował ją objąć
w  geście posiadania, ale strząsnęła nasze ręce. Natrafiłem na wzrok brata. Dawna
rywalizacja pojawiła się na nowo.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin