Cinda Williams Chima
Wygnana Królowa
Cykl: Siedem Królestw - Księga Druga
Przełożyła: Dorota Dziewońska
Tytuł oryginału: Seven Realms Book Two: The Exiled Queen
Wydanie oryginalne: 2010
Wydanie polskie 2011
Han Alister wędruje na południe, by rozpocząć naukę w Mystwerku w Oden's Ford. Wyjazd z Fells nie oznacza jednak, że nie grozi mu już niebezpieczeństwo. Każdy jego krok śledzą Bayarowie, potężna rodzina czarowników, pragnąca odzyskać stary amulet. Także w Mystwerku czają się zagrożenia. Han poznaje tam Kruka, tajemniczego czarownika, który zgadza się uczyć go tajników czarnej magii. Czy Han tego nie pożałuje? Tymczasem księżniczka Raisa ana'Marianna ucieka przed małżeństwem z przymusu w towarzystwie swojego przyjaciela Amona i jego drużyny kadetów. Najbezpieczniejszym dla niej miejscem jest Wien House, akademia wojskowa w Oden's Ford. Jeżeli księżniczce uda się uchodzić tam za zwykłą kadetkę, uczelnia zapewni jej zarówno schronienie, jak i wykształcenie potrzebne do tego, by podołać roli kolejnej królowej z dynastii Szarych Wilków. Wszystko się zmienia, gdy ścieżki Hana i Raisy krzyżują się w tej epickiej baśni o niepewnych przyjaźniach, bezwzględnej polityce i nieodpartej sile uczuć.
- 2 -
Spis treści:
Rozdział 1. Brama Zachodnia. 7
Rozdział 2. Na pograniczu. 21
Rozdział 3. Jesienne moczary. 43
Rozdział 4. Delphi. 66
Rozdział 5. Na Trzęsawiskach. 92
Rozdział 6. Demony nizin. 125
Rozdział 7. Znowu w drodze. 146
Rozdział 8. Oden’s Ford. 154
Rozdział 9. Droga na zachód. 179
Rozdział 10. Kadetka. 183
Rozdział 11. Mystwerk House. 193
Rozdział 12. Powstały z martwych. 221
Rozdział 13. Czarowanie dla początkujących. 225
Rozdział 14. Kolacja z panią dziekan. 257
Rozdział 15. Przyjaciele i wrogowie. 268
Rozdział 16. Spotkanie z panią dziekan. 279
Rozdział 17. W wieży Mystwerku. 299
Rozdział 18. Zastęp Abelard. 319
Rozdział 19. Przyłapany na gorącym uczynku. 326
Rozdział 20. Gorycz losu. 333
Rozdział 21. Inwazja szkodników. 347
Rozdział 22. Przebudzenie. 352
Rozdział 23. Spotkanie wygnańców. 368
Rozdział 24. Wieści z domu. 401
Rozdział 25. W wyższych sferach. 413
Rozdział 26. Niebezpieczne tańce. 432
Rozdział 27. Marzenia zamienione w koszmary. 445
Rozdział 28. Wiadomości z domu. 451
Rozdział 29. Jak dziecko we mgle. 457
Rozdział 30. Naturalna magia. 481
Rozdział 31. Zdrada. 485
Rozdział 32. Przetasowanie sojuszy. 494
Rozdział 33. Małżeństwo albo śmierć. 514
Rozdział 34. Duchy przeszłości. 528
Rozdział 35. Starzy przyjaciele. 534
Rozdział 36. Podróż z przygodami. 554
Rozdział 37. Rozchodzące się drogi. 568
TK
Porucznik Mac Gillen z Gwardii Królewskiej Fells wtulił głowę w ramiona, bo wokół hulał silny wiatr, głośno przetaczający się z mroźnych pustkowi na północy i zachodzie. Zaczepił wodze za łęk siodła i pozwolił swojemu koniowi Maruderowi samodzielnie prowadzić na ostatnim odcinku do strażnicy przy Bramie Zachodniej.
Zasługiwał na coś lepszego niż ten żałosny posterunek na żałosnym końcu królestwa Fells. Patrolowanie granic to zajęcie dla zwykłych żołnierzy - zagranicznych najemników zwanych belkowcami albo wysokogórskiej straży wewnętrznej. Nie dla członka elitarnej Gwardii Królewskiej.
Poza miastem przebywa dopiero od miesiąca, ale wciąż nie może się pogodzić z utratą stanowiska w Południomoście. To był teren z charakterem, pełen rozrywek, na które Mac Gillen mógł liczyć podczas patroli - karczmy, salony gry, dziewczęta do towarzystwa. W stolicy miał wysoko postawionych protektorów z zasobnymi kieszeniami, czyli duże możliwości dorabiania sobie na boku.
Z dnia na dzień wszystko legło w gruzach. W strażnicy Południomostu wybuchł bunt i jedna z Łachmaniarzy o imieniu Rebeka przytknęła mu płonącą pochodnię do twarzy. W rezultacie nie widzi na jedno oko, a na jego twarzy pozostały płaty czerwonej, zbliznowaciałej tkanki.
Pod koniec lata zabrał Magota, Sloata i kilku innych, żeby odzyskać ukradziony amulet ukryty w Łachmantargu. Zrobił to na rozkaz lorda Bayara - Wielkiego Maga i doradcy królowej. Przeszukali nędzną stajnię od fundamentów aż po dach, przekopali nawet podwórze, ale nie znaleźli ani amuletu, ani Bransoleciarza Alistera, ulicznego złodziejaszka, który go ukradł.
Kiedy wypytywali mieszkającą nad stajnią kobietę i jej córkę, te twierdziły, że nigdy nie słyszały o Bransoleciarzu i nic nie wiedzą o amulecie. W końcu Gillen podpalił całe to barachło z nędzarkami w środku. Jako ostrzeżenie na przyszłość dla wszelkiej maści złodziei i oszustów.
Wyczuwając brak uwagi ze strony jeźdźca, Maruder chwycił wędzidło w zęby i zaczął biec, powłócząc nogami. Gillen pociągnął za wodze i rumak po krótkiej demonstracji oporu poddał się jego woli. Porucznik spojrzał z wściekłością na swoich ludzi, gasząc uśmiechy na ich twarzach.
Jeszcze tego mu trzeba - żeby spadł z konia i skręcił kark w dzikim pędzie donikąd.
Dla niektórych skierowanie Gillena na Ścianę Zachodnią było awansem. Otrzymał stopień porucznika i został mianowany dowódcą potężnej, ponurej twierdzy, i setki takich jak on zesłańców - wszystkich z regularnej armii - oraz własnego szwadronu gwardzistów. Dowodził więc większą liczbą podwładnych niż na dawnym posterunku w strażnicy Południomostu.
Jednakże cieszyć się z tego awansu to jak radować się z panowania nad stertą gnoju.
Twierdza Bramy Zachodniej strzegła Zachodniej Ściany i ponurej, ubogiej wioski o nazwie Brama Zachodnia. Ściana oddzielała górzyste Fells od Trzęsawisk. Bagna i torfowiska tych terenów były zbyt gęste, by w nich pływać, i zbyt rzadkie, by je orać - właściwie nie do przebycia inaczej niż pieszo aż do przymrozków po przesileniu jesiennym.
W każdym razie twierdza Bramy Zachodniej stwarzała niewiele możliwości komuś tak przedsiębiorczemu jak Mac Gillen. Traktował on swoje nowe stanowisko jako to, czym w istocie było: karę za niedostarczenie lordowi Bayarowi tego, czego żądał.
Miał szczęście, że Wielki Mag w ogóle pozwolił mu ujść z życiem.
Porucznik i jego drużyna przejechali przez brukowane ulice wioski i zsiedli z koni na dziedzińcu twierdzy.
Gdy Gillen prowadził Marudera do stajni, oficer dyżurny Robbie Sloat przyłożył dłoń do czoła w niezdarnym salucie.
- Mamy trzech gości z Fellsmarchu, którzy chcą się z wami spotkać, poruczniku - powiedział. - Czekają w twierdzy.
Gillen poczuł iskierkę nadziei. To może oznaczać rozkazy ze stolicy. A nawet kres jego wygnania.
- Przedstawili się? - Rzucił rękawiczki oraz wilgotną pelerynę Sloatowi i przesunął dłonią po włosach, by je przyczesać.
- Chcą rozmawiać z wami osobiście - rzekł Sloat. - To szlachetnie urodzone dzieciaki. Młodzi chłopcy.
Iskra nadziei zgasła. Pewnie zadufani synowie arystokratów w drodze do Oden’s Ford. Tylko tego mu jeszcze trzeba!
- Zażądali zakwaterowania w skrzydle dla oficerów - ciągnął Sloat, potwierdzając obawy porucznika.
- Niektórzy szlachcice myślą chyba, że prowadzimy tu hotel dla ich bachorów - burknął Gillen. - Gdzie oni są?
- W sali oficerskiej - odpowiedział Sloat.
Strząsnąwszy z siebie krople deszczu, Gillen ruszył do twierdzy. Idąc przez wewnętrzny dziedziniec, usłyszał muzykę - bazilkę i flet.
Popchnął drzwi do sali oficerskiej i zobaczył trzech chłopców, mniej więcej w wieku uzyskiwania imienia, siedzących przy ogniu. Dzbanek piwa na kredensie był prawie pusty, przed nimi stały opróżnione kufle. Chłopcy mieli otępiałe, błogie twarze osób, które ucztują już od pewnego czasu. Na stole rozłożone były resztki po obfitym posiłku, w tym wyborny kawał szynki, którą Mac Gillen trzymał dla siebie.
W rogu stali muzycy: ładna dziewczyna grała na flecie, a mężczyzna - prawdopodobnie jej ojciec - na bazilce. Gillen przypomniał sobie, że już widział ich w wiosce, gdzie zarabiali grą na ulicach.
Gdy porucznik wszedł, muzyka ucichła. Muzycy stali bladzi, z szeroko otwartymi oczyma, jak zwierzęta prowadzone na rzeź. Ojciec objął drżącą ze strachu córkę, pogładził ją po jasnych włosach i czule do niej przemówił.
Nie zwracając uwagi na Gillena, chłopcy wokół paleniska zaklaskali leniwie.
- Nic nadzwyczajnego, ale lepsze to niż nic - powiedział jeden z nich, znacząco mrugając jednym okiem. - Tak jak te kwatery.
- Jestem Gillen - oznajmił porucznik głośno, teraz już pewien, że to spotkanie nie przyniesie mu korzyści.
Najwyższy z trójki przybyłych wstał z gracją i odrzucił do tyłu grzywę czarnych włosów. Kiedy spojrzał na pokiereszowaną twarz gwardzisty, jego szlachetne rysy wykrzywiły się w grymasie obrzydzenia.
Gillen zacisnął zęby.
- Kapral Sloat doniósł mi, że chcecie się ze mną widzieć - powiedział.
- Tak, poruczniku Gillen. Jestem Micah Bayar, a to moi kuzyni Arkeda i Miphis Manderowie. - Gestem wskazał swoich dwóch rudowłosych towarzyszy. Jeden był szczupły, drugi dość krępy. - Jesteśmy w drodze do Oden’s Ford, ale ponieważ nasza droga wiedzie przez wasz teren, poproszono mnie o przekazanie wam, poruczniku, wiadomości z Fellsmarchu. - Wymownie spojrzał na pustą dyżurkę. - Może pójdziemy tam?
Czując, że serce bije mu szybciej, Gillen zauważył na ramionach chłopaka stułę ozdobioną pikującymi sokołami. Herb rodziny Bayarów.
Tak. Teraz dostrzegł podobieństwo - coś w kształcie oczu i tym charakterystycznym zarysie czaszki. W czarnych włosach młodego Bayara widać było pasma czarodziejskiej czerwieni.
Pozostali dwaj także nosili stuły, lecz z innym herbem. Górskie koty. Czyli wszyscy trzej należeli do rodów czarowników, a jeden z nich był synem Wielkiego Maga.
Gillen chrząknął. Jego zdenerwowanie walczyło z ciekawością.
- Oczywiście, oczywiście, wasza lordowska mość. Mam nadzieję, że poczęstunek wam smakował.
- Był... pożywny, poruczniku. - odparł młody Bayar. - Ale niestety, zalega w żołądku. - Poklepał się po brzuchu dwoma palcami, a jego dwaj kompani parsknęli pogardliwie.
Zmienić temat, pomyślał Gillen.
- Przypominacie, panie, ojca. Od razu poznałem, że jesteście jego synem.
Młody Bayar zmarszczył czoło, spojrzał na muzyków i ponownie na Gillena. Otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz Gillen go uprzedził:
- To nie wasza wina, panie, z tym amuletem. Ten Bransoleciarz to dzikus i sprytny szczur. Ale wasz ojciec wybrał właściwego człowieka. Jeśli ktokolwiek może go znaleźć, to tylko ja. I odzyskam ten amulet. Muszę tylko wrócić do stolicy.
Chłopak słuchał ze spokojem, patrząc na Gillena zmrużonymi oczyma, z ustami zaciśniętymi w grymasie dezaprobaty. Wreszcie, kręcąc głową, zwrócił się do kuzynów:
- Miphis, Arkeda, zostańcie tu... Napijcie się jeszcze, jeśli dacie radę. - Machnął dłonią w stronę muzyków. - I miejcie na nich oko. Niech się nie oddalają.
Młody Bayar wycelował palcem w Gillena.
- A wy, poruczniku, chodźcie za mną. - Nie oglądając się, by sprawdzić, czy Gillen za nim idzie, ruszył do dyżurki.
Gillen zdezorientowany poszedł za nim. Młody Bayar trzymał ręce na parapecie i wyglądał przez okno wychodzące na dziedziniec stajenny. Poczekał, aż drzwi za jego plecami się zamknęły, i wtedy obrócił się w stronę gwardzisty.
- Ty... kretynie! - powiedział. Jego twarz była blada, a oczy zimne, połyskujące niczym węgiel z Delphi. - Nie wierzę, że mój ojciec zaangażował kogoś tak głupiego. Nikt nie może wiedzieć, komu służysz, rozumiesz?! Jeśli to dotrze do kapitana Byrne’a, mój ojciec może mieć poważne kłopoty. Mogą oskarżyć go o zdradę!
Gillen poczuł suchość w ustach.
- Słusznie. Tak - wybąkał. -...
entlik