Ludwik Kurnatowski - Salonowy bandyta.pdf

(395 KB) Pobierz
Ludwik Marian Kurnatowski
Salonowy bandyta
 
Saga
Salonowy bandyta
Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani
opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i
tendencje charakterystyczne dla czasów, z których pochodzi.
Zdjęcie na okładce: Shutterstock
Copyright © 1935, 2020 Ludwik Marian Kurnatowski i SAGA Egmont
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788726464849
 
1. Wydanie w formie e-booka, 2020
Format: EPUB 2.0
 
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do
użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA Egmont oraz autora.
 
SAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont
 
���� ���� ����
Opowieść poniższa nie została zaczerpnięta z bujnej wyobraźni literata,
lecz jest osnuta na prawdziwym, niewypaczonym przez „sztukę”, życiu.
Przed laty kilkudziesięciu mieszkała w staromiejskiej dzielnicy
Warszawy we własnej posesji na Krzywym Kole drobnomieszczańska
rodzina Rudyckich, składająca się z ojca, matki, dwóch córek i jedynaka
– małego wówczas Józia. Rodzice byli to ludzie skromni, bez fałszywych
pretensji, na wskroś religijni i spodziewali się, że także ich dzieci
wyrosną na ludzi prawych i pożytecznych członków społeczeństwa.
Jakoż obydwie córki wyszły za mąż za dzielnych ludzi, pozostając w
swej sferze, stwarzając tradycyjne mieszczańskie ogniska rodzinne. Co
do syna jednakże, to miał on stać się zakałą ich rodziny i źródłem
nieustannych zgryzot. Józiek od najwcześniejszych lat zdawał się do
najwyższego stopnia lekceważyć bogobojne zasady, panujące w domu
jego zacnych rodziców. W szkole początkowej, jak również w
gimnazjum uczył się źle, czując prawdziwą niechęć do nauki, czy też
rygoru szkolnego, przepadając natomiast za „wagarami” nad Wisłą w
towarzystwie najgorszych łobuzów. Męty społeczne i karty dały mu
pierwszą szkołę życia. Nadmienić należy, że jeżeli ku zmartwieniu swego
ojca przynosił ze szkoły stopnie niedostateczne, to nie dla braku
zdolności, był bowiem niezwykle pojętny i bystry. Uważał po prostu, że
na naukę szkoda jest czasu, który przecież można było przepędzić
nierównie przyjemniej. Dzięki wszakże swojej niezwykłej bystrości i
zdolnościom, zdołał prześlizgnąć się przez gimnazjum i uzyskać
świadectwo dojrzałości, po czym zapisał się jakoby na Uniwersytet
Warszawski, ale – poczuwszy, że popuszczono mu cugli – zaniechał
rychło nauki, całą duszą oddając się zabawie i nieokiełznanym
hulankom. Bardzo łatwo przyswoił sobie dobre maniery, wrodzona zaś
inteligencja pozwoliła mu zaznajomić się z tysiącem tych szczegółów i
szczególików, jakich zwykło wymagać towarzystwo od młodzieńca z tak
zwanych „lepszych sfer”. Swobodne, niewymuszone zachowanie i
nieprzeciętna uroda jednały mu wszystkich, nawet niechętnych.
Po skończeniu gimnazjum młody Rudycki nie kwapił się z
wynalezieniem sobie zajęcia. Stary ojciec, jakkolwiek daleki od
zamożności, dawał mu dach nad głową i utrzymanie, a nierzadko i
pieniądze, o które wesoły synalek potrafił czasami natarczywie się
dopominać. Młody człowiek lubił ubierać się starannie, nawet z pewną
dyskretną wytwornością, która kosztuje zwykle najdrożej. Skąd czerpał
pieniądze na swoje duże potrzeby, o tym nikt z jego bliskich nie wiedział.
Był przy tym prawdziwie pięknym mężczyzną. Wysoki, zgrabnie i silnie
zbudowany, o cerze śniadej, ciemnych włosach i czarnym,
przystrzyżonym wąsiku o szlachetnie wykrojonym orlim nosie i
pysznych wyrazistych oczach, oprawionych w ciemne brwi i rzęsy,
stanowił młody Rudycki typ wspaniałej męskiej urody, zaś wytworne
maniery pozwalały mu znaleźć się zawsze na miejscu, chociażby w
salonach arystokracji.
Jakkolwiek cny Józio czuł prawdziwy wstręt do pracy, głosząc z
przekonaniem zasadę, że „chociaż praca nie hańbi, ale z pewnością nie
uszlachetnia”, to jednakże zrozumiał, że jeżeli chce zachować chociaż
cień autorytetu w świecie, w którym się obracał, powinien postarać się
koniecznie o jakieś stanowisko. Przy tym, stały dochód z tego źródła nie
był także do pogardzenia.
Zaczął tedy młody Rudycki rozglądać się za czymś dla siebie
odpowiednim i wreszcie znalazł, czego szukał.
W okolicach placu Krasińskich mieszkał pewien pokątny doradca,
Żyd z pochodzenia, człowiek obrotny i wymowny, znający na wylot
kodeks karny wraz ze wszystkimi jego niedomaganiami i przeoczeniami.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin