Agatha Christie- Detektywi w służbie miłości-3) Żółty irys.rtf

(126 KB) Pobierz
AGATHA CHRISTIE

Agatha Christie

Detektywi w słbie miłci

Przeła Grażyna Woyda

Tytuł oryginału angielskiego: „Problem at Pollensa Bay and Other Stories”

Żółty irys

Herkules Poirot wyciągnął stopy w stronę elektrycznego grzejnika ściennego. Regularny układ rozgrzanej do czerwoności kratownicy sprawiał przyjemność jego precyzyjnemu umysłowi.

omienie pochodzące z palącego sięgla - pomyślał -są zawsze bezkształtne i przypadkowe! Nigdy nie osiągają symetrii.

Zabrzęczał telefon. Poirot wstał i zerknął na zegarek. Dochodziło wpół do dwunastej. Zastanawiał się, kto dzwoni do niego o tej porze. Oczywiście mogła to być pomyłka.

- Może to też być - mruknął do siebie, uśmiechając się przewrotnie - wiadomość o jakimś magnacie prasowym, którego znaleziono martwego w bibliotece jego wiejskiej rezydencji z nakrapianą orchideą w lewej dłoni i z przypię na piersiach kartką wyrwaną z książki kucharskiej.

Z uśmiechem wywołanym tą atrakcyjną wizją podnióuchawkę.

Natychmiast rozległ się w niej głos - cichy, stłumiony, kobiecy głos, w którym rozbrzmiewały rozpaczliwe tony.

- Czy to monsieur Herkules Poirot? Czy to monsieur Herkules Poirot?

- Tak, przy telefonie.

- Monsieur Poirot… czy móby pan tu zaraz przyjechać… natychmiast… grozi mi niebezpieczeństwo… wielkie niebezpieczeństwo… wiem o tym…

- Kim pani jest? - spytał rzeczowo Poirot. - Skąd pani telefonuje?

Głos przycichł, ale stał się jeszcze bardziej naglący.

- Natychmiast… to sprawa życia lub śmierci… Jardin des Cygnes… niezwłocznie… stół z żółtymi irysami…

os w słuchawce zamilkł. Potem rozległo się dziwne, ciche westchnienie i połączenie zostało przerwane.

Herkules Poirot odwiesiłuchawkę. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie .

- To jakaś bardzo dziwna sprawa - mruknął przez zaciśnięte zęby.

W drzwiach Jardin des Cygnes powitał go usłnie gruby Luigi.

- Buona sera, monsieur Poirot. Czy życzy pan sobie stolik?

- Nie, nie, mój dobry Luigi. Szukam znajomych. Rozejrzę się nieco… być może jeszcze ich nie ma. Ach, chwileczkę, ten stół, tam, w rogu sali, z żółtymi irysami… d propos, nie chciałbym być niedyskretny, ale mam do ciebie pytanie. Na wszystkich innych stołach stoją tulipany - różowe tulipany - dlaczego więc na tym jednym są żółte irysy?

Luigi wymownie wzruszył ramionami.

- Polecenie, monsieur! Specjalne zamówienie! Z pewnością to ulubione kwiaty którejś z dam. To stół pewnego niezwykle bogatego Amerykanina, pana Bartona Russella.

- Ach, trzeba dbać o kaprysy dam, prawda, Luigi?

- Jak zwykle ma pan rację, monsieur - odparł Luigi.

- Widzę, że przy tym stole siedzi mój znajomy. Pójdę z nim porozmawiać.

Poirot ostrożnie okrąż parkiet pełen roztańczonych par. Stół, który go interesował, był nakryty na sześć osób, ale w tej chwili siedział przy nim tylko jeden człowiek: młody mężczyzna, który wydawał się pogrążony w niewesołych rozważaniach i pił szampana.

Nie był on bynajmniej osobą, któ Poirot spodziewał się tu spotkać. Wydawało się rzeczą wręcz niemożliwą, by towarzystwo, do którego należ Tony Chapell, mogło mieć cokolwiek wspólnego z jakimś niebezpieczeństwem czy melodramatem.

Poirot zatrzymał się przy stoliku.

- Ach, czyżby to byłj przyjaciel Anthony Chapell?

- Cóż za cudowne spotkanie… Poirot, łowca przestępców! - zawołody człowiek. - I nie mów do mnie Anthony, dla przyjaciół jestem po prostu Tony!

Uprzejmie wysunął krzesło.

- Usią ze mną. Porozmawiajmy o zbrodni! Posuńmy s dalej i wypijmy za zbrodnię. - Nalał szampana do pustego kieliszka. - Ale cóż ty robisz w tym przybytku śpiewu, tańca i wszelkich uciech, drogi Poirot? Nie mamy ci do zaoferowania żadnych zwłok, zdecydowanie ani jednego trupa.

Poirot wypił mały łyk szampana.

- Wydajesz się bardzo rozbawiony, mon cher. -Rozbawiony? Jestem głęboko nieszczęśliwy… pogrążony w rozpaczy. Czy słyszysz tę melodię, któnie grają?

Poznajesz ją?

- Może - zaryzykował Poirot - ma ona coś wspólnego z dziewczyną, która kogoś porzuciła?

- Całkiem trafne przypuszczenie - odparłody człowiek. - Ale tym razem się mylisz. Jej tytuł brzmi: „Nic tak jak miłość nie pogrąży cię w rozpaczy!”

- Ach, tak?

- To moja ulubiona melodia - oznajmił posępnie Tony Chapell. - Moja ulubiona restauracja i moja ulubiona orkiestra… a moja ukochana dziewczyna tańczy teraz z kimś innym.

- Więc stąd twoja melancholia? - spytał Poirot.

- Zgadza się. Widzisz, między Pauline a mną doszło - mówiąc trywialnie - do ostrej wymiany zdań. To znaczy, na każde sto słów na nią przypada dziewięćdziesiąt pięć, a na mnie pozostałe pięć. Moje pięć słów to: „Ależ, kochanie… mogę to wyjaśnić”. Wtedy ona znów wyrzuca z siebie swoje dziewięćdziesiąt pięć słów i nie posuwamy się dalej. Chyba się otruję - dodał ze smutkiem.

- Pauline? - mruknął Poirot.

- Pauline Weatherby. Szwagierka Bartona Russella. Młoda, urocza i obrzydliwie bogata. To włnie Barton Russell wydaje dzisiejsze przyjęcie. Znasz go? Wielki Biznes, typowy Amerykanin - ogromna energia i silna osobowość. Jego żona była siostrą Pauline.

- Kto jeszcze uczestniczy w tym przyjęciu?

- Poznasz ich za chwilę, kiedy orkiestra przestanie grać. Jest wśd nich Lola Yaldez - wiesz, ta tancerka z Ameryki Południowej, która występuje w nowym wodewilu w Metropole, i Stephen Carter. Znasz Cartera? Pracuje w dyplomacji. Bardzo tajemniczy człowiek. Znany jako milczący Stephen. Z gatunku tych, którzy mawiają: „Nie jestem upoważniony do ujawnienia, itd., itd”. No proszę, włnie nadchodzą.

Poirot wstał. Został przedstawiony Bartonowi Russellowi, Stephenowi Carterowi, Loli Valdez - ciemnowłosej, niezwykle efektownej kobiecie, i Pauline Weatherby - młodej, jasnej blondynce o oczach jak bławatki.

- Czyżby to był wielki monsieur Herkules Poirot? - zawoł Barton Russell. - Miło mi pana poznać, sir. Czy zechce pan usiąść z nami i dotrzymać nam towarzystwa? Chyba że…

- Chyba że - wtrącił Tony Chapell - ma obejrzeć jakieś zwłoki, rozwiązać tajemnicę ukrywającego się przed prawem finansisty lub odnaleźć wielki rubin radży Borrioboolagahu?

- Ach, mój przyjacielu, czy sądzisz, że zawsze jestem na słbie? Czy, choć raz, nie mogę się po prostu zabawić?

- A może masz się tu spotkać z Carterem? Według ostatnich doniesień agencyjnych sytuacja międzynarodowa jest bardzo napięta. Jeśli nie znajdą się skradzione plany, jutro nastąpi wypowiedzenie wojny!

- Czy musisz się zachowywać jak kompletny idiota, Tony? - spytała z niesmakiem Pauline Weatherby.

- Przepraszam, Pauline.

Tony Chapell znów pogrąż się w posępnym milczeniu.

- Surowa z pani kobieta, mademoiselle.

- Nie znoszę ludzi, którzy przez cały czas błaznują!

- Jak widzę, muszę się mieć na baczności. I rozmawiać jedynie o poważnych sprawach.

- Ależ nie, monsieur Poirot. Nie pana miałam na myśli -powiedziała, odwracając się do niego z uśmiechem.- Czy naprawdę jest pan kimś w rodzaju Sherlocka Holmesa i wspaniale posługuje się pan dedukcją?

- Ach, dedukcja! Niełatwo stosować w realnym życiu. Ale czy móbym spróbować? Zatem dedukuję… pani ulubionymi kwiatami są żółte irysy.

- Nie zgadł pan, monsieur Poirot. Konwalie lub róże. Poirot westchnął.

- Kompletne fiasko. Spró...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin