2. If There's A Way - Jessie Walker PL.pdf

(1385 KB) Pobierz
Tłumaczenie: darka-es
Był wszystkim, czego kiedykolwiek potrzebowałem.
Zrozpaczony. Zdruzgotany. Zagubiony.
Byłem skorupą tego, kim byłem kiedyś.
Aż do niego...
Byłem głupcem, że wróciłem do Shiloh.
A jeszcze większym głupcem, że zostałem.
Ale jeśli chodzi o Waylona McAllistera, nigdy nie miałem szans.
On jest uszkodzony. Lekkomyślny. Toksyczny.
Chodzący, gadający granat dla mojego serca.
Ale choćbym nie wiem jak się starał, nie mogę się z nim rozstać.
Zwłaszcza teraz, kiedy wreszcie poczułem smak tego, co mogłoby być.
Chcę go kochać. Chronić go. Uczynić go moim...
Gdyby tylko mi na to pozwolił.
Gdzie jest wola, tam jest i sposób, prawda?
Nazwał nas skazanymi na zagładę.
Zaczynam myśleć, że miał rację.
Bo potwory mogą czekać tylko tak długo.
A kiedy nasz czas w końcu się skończy...
Tym razem na szali może leżeć nie tylko moje serce.
Od Autorki:
Ostrzeżenie o zawartości
Czynniki wyzwalające: nadużywanie/uzależnienie od substancji, homofobia, obelgi/obraźliwy
język, trauma związana z wykorzystywaniem dzieci w przeszłości (tylko wzmianki), choroba
psychiczna, przemoc fizyczna, żałoba, samobójstwo.
Należy pamiętać, że choć kwestie te są traktowane tak delikatnie, jak to tylko możliwe, nie należy
się spodziewać, że cokolwiek zostanie złagodzone. Ta książka jest bardzo charakterystyczna. Nie
każdy radzi sobie z traumą, przemocą psychiczną i uzależnieniem w ten sam sposób. Oto, jak moi
bohaterowie radzą sobie z nimi. Książka jest przeznaczona dla czytelników powyżej 18 roku życia.
Dla tych, którym się udało.
„Słońca już nie ma, ale ja mam światło.”
~ Kurt Cobain
Prolog
Kiedy miałem dziesięć lat, poznałem chłopca.
To była połowa listopada, ale nie potrafię powiedzieć, którego dnia.
Nadeszła pora lunchu, a ja i Mason znaleźliśmy się wśród pierwszej fali
uczniów, którzy dotarli do stołówki. Z załadowanymi tacami usiedliśmy przy
naszym zwyczajowym stoliku przy oknach wychodzących na dziedziniec.
Pamiętam, że w tym roku zima przyszła wcześnie, bo już zdążyła zgasić
słońce, a otwartą przestrzeń stołówki pokryła filmowymi błękitami i szarościami,
gdy na niebie pojawiły się pierwsze opady śniegu.
Nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy z Masonem, kiedy Izzy w końcu do
nas dołączyła, jej fioletowy pojemnik na lunch był jak wahadło w jej dłoni, a
nieznany chłopiec deptał jej po piętach.
Nudne blond włosy.
Niebieskie oczy.
Piegi.
Usta zaciśnięte w kącikach, jakby gryzł wewnętrzną stronę policzka...
Podenerwowany.
Wyglądał na podenerwowanego...
- To jest Will Foster. Jest tu nowy. Bądź miły.
Mason marudzi protestując, gdy ona szybko nas przedstawia.
- Nie mówiłam do ciebie - mówi, po czym kieruje na mnie swoje
ognistobrązowe oczy. Jarzą się prawie czerwonym blaskiem, gdy patrzą na mnie
ostrzegawczo. Zawsze tak robi, gdy jest zła lub czymś podekscytowana. Czyli w
dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przypadków.
Przewracam oczami.
- Nieważne.
Ignorując nowego dzieciaka, zajadam się tym, co zostało z mojej zimnej,
rozmokłej pizzy. Smakuje jak tektura. Nie po raz pierwszy żałuję, że nie mogę
dostać dokładki i jakoś wymknąć się stąd tak, żeby nikt nie zauważył. Zachować ją
na później. W ciągu ostatniego roku szanse na to, że mój tata ugotuje obiad, stały
się nikłe. Chyba uznał, że skoro jestem już na tyle wysoki, że mogę sięgnąć do
zamrażarki i mikrofalówki, to sam sobie poradzę.
Problem w tym, że do tego potrzebne są artykuły spożywcze, a ja mam
szczęście, jeśli robi zakupy częściej niż raz w miesiącu.
- Hej.
Kątem oka widzę, że krzesło obok mnie się wysuwa. Ignoruję go, mając
nadzieję, że zrozumie, że nie chcę, aby mi przeszkadzano. Chcę po prostu cieszyć
się moją gównianą pizzą i mieć ten dzień już za sobą, żeby móc poczytać przy
drzewie, dopóki nie przyjedzie po mnie tata.
- Ta książka sprawiła, że płakałem jak dziecko.
Mrugając, najpierw zerkam na nowego chłopaka, a potem podążam za jego
zawężonym spojrzeniem do miejsca, gdzie moja książka leży odwrócona kartkami
do dołu między naszymi lunchami.
Zalewa mnie fala samoświadomości i szybko chwytam książkę, chowając ją
pod udami. Zapomniałem, że zostawiłem ją na wierzchu. Zwykle nie przejmuję się,
gdy jesteśmy tylko we trójkę, ale teraz ten obcy ktoś wtargnął w moją przestrzeń.
Nie podoba mi się to. To są moi przyjaciele, nie jego.
Mruczę pod nosem i schylam się, skubiąc róg ciasta.
- Co to było?
Wzdycham.
- Powiedziałem, że chłopcy nie powinni płakać.
- Kto tak powiedział?
- Mój tata. Mówi, że płaczą tylko mięczaki. - Rzucam mu ostre spojrzenie. -
A ty jesteś mięczakiem?
Potrząsa głową z zatwardziałym wyrazem twarzy.
- Nie.
- To dobrze. - Zębami odrywam kawałek pizzy.
Rzut oka na zegar pokazuje, że zostało nam około dwudziestu minut.
Świetnie.
- Ale wiesz, że to gówno prawda, no nie?
Zaczynam kaszleć, prawie się krztusząc. Odwracając się lekko,
wytrzeszczam na niego oczy.
- Mój tata płakał, kiedy umarł mój dziadek - mówi dalej, a jego słowa
nabierają dziwnie ostrego wydźwięku. - A on nie jest pieprzonym mięczakiem.
Wycieram usta i przenoszę wzrok na stół. Mason i Izzy pochyleni są nad
nutami, a ich głosy są ściszone, gdy rozmawiają między sobą. Prawdopodobnie
mają obsesję na punkcie solówek fortepianowych, nad którymi pracują na swój
zimowy recital.
Nie zwracają na nas ani trochę uwagi.
Odsuwając tacę, odwracam się tak, że jestem zwrócony twarzą do nowego
chłopaka.
- Dziwnie mówisz.
- Ty mówisz jeszcze dziwniej - odpowiada, patrząc na mnie z dumnie
zadartym podbródkiem.
Wpatrujemy się w siebie beznamiętnie, przyłapani na niewypowiedzianej
utarczce i czekamy, aż jeden z nas przełamie się pierwszy. Tym razem nie mam
innego wyjścia, jak tylko naprawdę na niego spojrzeć.
Na
Willa.
Ma... łagodną twarz. W przeciwieństwie do mojej, która ma wszystkie ostre
krawędzie i zapadnięte policzki. Nie jest też tak blady jak ja. Pogodny. Wygląda na
pogodnego.
Ale to jego oczy przykuwają moją uwagę bardziej niż cokolwiek innego.
Nigdy nie widziałem tak ciemnych niebieskich oczu. Jak burzliwe niebo. Jak
Zgłoś jeśli naruszono regulamin