Barańczak Stanisław - Widokówka z tego świata i inne rymy z lat 1986-1988 (2021)_.pdf

(593 KB) Pobierz
STANISŁAW
BARAŃCZAK
WIDOKÓWKA Z TEGO ŚWIATA
I INNE RYMY Z LAT 1986–1988
Projekt okładki: Artur Wandzel
ISBN 978-83-8259-225-2 (mobi)
ISBN 978-83-8259-226-9 (epub)
ISBN 978-83-8259-227-6 (pdf)
Biblioteka Narodowa
al. Niepodległości 213
02-086 Warszawa
www.bn.org.pl
Sfinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu
w ramach programu wieloletniego Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa. Priorytet 4.
A wonder tortur’d in the space
Betwixt this world and that of grace
George Herbert
Wid okówka z tego św iata
CO MAM POWIEDZIEĆ
Który to świat, czy ten? Nie w takt, niespodziewane
targnięcia wiatru szarpią rozespanym niebem.
Co mam powiedzieć, wie, że będzie powiedziane.
Furkot wróbla. Filc piłki uderza o ścianę
garażu. Szum z odległych szos. Znów, po raz nie wiem
który: to świat, czytelne „tak”, niespodziewane
przybicie stempla słońca na kolejny ranek,
którego mogło nie być, a jest, cały, jeden.
Co mam powiedzieć? „Wierzę”? Będzie powiedziane
tak wiele słów, a żadne nie złożą się w zdanie
proste oznajmujące o Wiedzącym Niemym,
który, osiadłszy w tętnie, tka niespodziewane
skrzyżowania przypadków na tej jednej z planet,
w jednym z ciał, między jednym a następnym mgnieniem.
Co nam w powiewie, w wietrze będzie powiedziane
na ucho, to się może w głębi krtani stanie
słowem, uwięzłym między podziwem a gniewem,
które poświadczy, będzie trwać, niespodziewane.
Co mam powiedzieć – wierzę – będzie powiedziane.
BIBLIOTEKA NARODOWA
4
Wid okówka z tego św iata
PODNOSZĄC Z PROGU NIEDZIELNĄ GAZETĘ
W żaden sposób nie możesz wiedzieć – oddzielony
przez strefy czasu, sześć strzępiastych klinów
skórki zdzieranej z pomarańczy globu –
że właśnie w tym momencie (dokładnie pięć minut
po ósmej rano, w ostrożnie zielonym
pierwszym tygodniu kwietnia) schylam się i z progu
podnoszę ciężkie cielsko niedzielnej gazety,
zarżniętą na mój ołtarz i obwisłą tuszę
minionego tygodnia – czy raczej zmielony
hamburger wiadomości, ogłoszeń, programów
telewizji, wyników meczów, prognoz, reklam,
porad życiowych – w sumie parę kilogramów
rzeczy zwięźlejszych lub barwniejszych niż w naturze.
Przyznaj się, tylko nie kręć, tylko nie kłam:
tam, gdzie żyjesz, nie macie podobnej gazety.
W żaden sposób nie możesz wiedzieć – odgrodzony
przez złoża ziemi, sześć stóp zbitej gleby,
co bębniła grudkami o wieko twej trumny –
że właśnie ponad tobą schylam się, ażeby
w porannym słońcu, które ogrodowi
przyspiesza ćwierkający puls, spełnić nietrudny
rytuał podniesienia niedzielnej gazety:
poczuć znów to strzyknięcie w dole kręgosłupa,
które mi przypomina, że, twój pogrobowy
konkurent, ciągle jeszcze góruję nad tobą
tą warstwą gliny, tym, że żyję na złość
tobie. Ty, z binoklami i lampą naftową,
obudź się i przez chwilę, ziemię, śmierć – posłuchaj
i przyznaj, tylko nie kręć, nie fantazjuj:
kiedy żyłeś, nie mieliście takiej gazety.
BIBLIOTEKA NARODOWA
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin