Wotowski St. A. - Człowiek który zapomniał swego nazwiska (1933).pdf

(1244 KB) Pobierz
Człowiek który zapomniał swego
nazwiska. Powieść sensacyjna - całość
Stanisław Antoni Wotowski
Warszawa, 1933
Pobrano z Wikiźródeł dnia 31 maja 2022
1
ST. A. WOTOWSKI
CZŁOWIEK KTÓRY
ZAPOMNIAŁ SWEGO
NAZWISKA
Powieść sensacyjna
W A R S Z A W A
WYDAWNICTWO: „N A J C I E K AW S Z E
P O W I E Ś C I”
Druk. W. P i e k a r n i a k a
Warszawa, Ordynacka 3
2
ROZDZIAŁ I.
Wytworny młody człowiek, w domu obłąkanych.
Potoki zachodzącego, majowego słońca, złociły drzewa i
trawniki ogrodu. Park był duży, otoczony wysokim murem i
sprawiał wraz ze znajdującemi się w nim budowlami
wrażenie więzienia. Znajdował się wpobliżu małej stacyjki,
w podmiejskich okolicach Warszawy, umyślnie zdala od
innych siedzib ludzkich, aby jego mieszkańcy mieli
jaknajmniej zetknięcia z zewnętrznym światem.
A przy bramie, wiodącej do parku, widniała duża tablica
z napisem: „Zakład dla nerwowo chorych, Dr. W. Trettera“,
dalej zaś: „Obcym wstęp surowo wzbroniony“.
Śród drzew, z poza których przebijały czerwone gmachy
samego zakładu, stały dwie młode dziewczyny, w białych
fartuchach pielęgniarek, obserwując chorych.
Tuż przed niemi, tam i z powrotem chodził po ścieżce
starszy, niskiego wzrostu mężczyzna, łysy, źle ogolony i
wymachując gwałtownie rękami, wciąż gadał do siebie.
3
Dalej nieco, kręciła się w średnim wieku kobieta,
uróżowana, w dużym, niemodnym kapeluszu, z niemodną,
wypłowiałą torbą w dłoni i czyniąc przeróżne miny,
przemawiała do otaczających ją sosen, niby do
nadskakujących jej adoratorów. Inna natomiast, stała
nieruchomo pośrodku piaszczystej alei, z wzrokiem
uporczywie wlepionym w dal, rzekłbyś, wypatrując kogoś.
Ale uwaga pielęgniarek nie skupiała się na znajdujących
się w ich pobliżu warjatach. Przywykły dobrze do widoku i
łysego mężczyzny — wynalazcy, który wciąż bredził o
swych odkryciach i do damy, ubranej niemodnie, która
postradała zmysły, gdy okradł ją i porzucił daleko młodszy
kochanek i do spokojnej melancholiczki, nieprzytomnej od
czasu śmierci córki, nie wierzącej w tę śmierć i oczekującej
wciąż, że z dalekiej podróży przybędzie z powrotem.
Wzrok pielęgniarek biegł w innym kierunku. W głębi
parku spacerował samotnie wysoki, młody człowiek,
najwyżej lat trzydziestu. Ubrany był w garnitur,
bezwzględnie pochodzący od pierwszorzędnego krawca, a
na jego bladej, bez zarostu, przystojnej twarzy, odbijała się
dobra rasa. Chodził, opuściwszy głowę do dołu, niby nad
czemś mocno zamyślony, nie zwracając uwagi na
otaczających go obłąkanych i jakby umyślnie unikając ich.
— Spójrz na tego — rzekła niższa z pielęgniarek,
trącając towarzyszkę i wskazując jej wysokiego młodego
człowieka, którego wysmukła sylwetka rysowała się ostro
na tle zieleni drzew — wygląda zupełnie normalnie! A gdy
go o coś zapytać, odpowiada wcale do rzeczy!
Wyższa, jakoś dziwnie spojrzała na swą towarzyszkę i
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin