Bell Lenora - Skandaliczni książęta 01 - Jak rozkochałam w sobie księcia.pdf

(2108 KB) Pobierz
Masz trzy sekundy, by wyjść
Książę musnął palcem jej policzek, wpatrując się w jej usta.
– Radzę ci wyjść – powiedział.
Charlene uniosła głowę.
– W każdej chwili mogę cię powstrzymać i powalić, nie zapominaj o tym – odparła.
– Czy to wyzwanie? – Jego wyraziste zielone oczy zasnuła mgiełka. – Nigdy nie umiałem
oprzeć się próbie sił.
– Nie boję się ciebie.
Na jego wargach zamajaczył niecny uśmiech.
– A powinnaś.
Och, ale z niego arogant. Myślał, że zniewoli ją pocałunkiem. Nie miał o niczym pojęcia.
– Jedna – rzekł, a pociągnięty przez niego szal spłynął u jej stóp. – Druga. – Musnął
palcem jej usta i wsunął go między wargi, opuszką dotykając języka.
Poczuła smak słonawej skóry i cynamonu w wypitej czekoladzie.
W przestrzeni między nimi zawisło jedno niewypowiedziane słowo.
Pora była niewłaściwa. To zakrawało na szaleństwo.
– Trzecia – szepnęła.
CHOMIKO_WARNIA
Dedykuję mojemu rycerzowi
w przykurzonych ogrodniczkach
CHOMIKO_WARNIA
Rozdział 1
Surrey 1817
„Nada się”.
James wycelował w pogodnie uśmiechniętą twarz okoloną złotymi lokami i cisnął
sztyletem. Trafienie. Idealnie między łagodne niebieskie oczy.
– Znakomity wybór, Wasza Książęca Mość. – Cumberford podsunął okulary na wąski nos
i zajrzał do księgi. – Panna Dorothea Beaumont, najstarsza córka hrabiego Desmond.
Panna Dorothea. Klacz pełnej krwi przeznaczona do rodzenia czempionów.
– Co o niej sądzisz, Dalton?
Odpowiedzią było pijackie chrapnięcie. Garrett, markiz Dalton i przyjaciel Jamesa, leżał
wyciągnięty na kanapie, z ręką zwieszoną nad podłogą, w drugiej wciąż ściskając pustą
szklaneczkę.
James wybrał kolejny sztylet ze skórzanego pokrowca i wpatrzył się w pastelowe
portrety, które zamówił anonimowo u rysownika z redakcji pewnej gazety.
Śtrr! Ostrze przebiło delikatną łabędzią szyję. Śtrr! Teraz rozkroił arystokratyczny nosek.
Cumberford zaczął odczytywać rodowód, odsunąwszy się jak najdalej od noży.
James łyknął więcej brandy.
Jak do tego doszło? Był hańbą swojego rodu, nic niewartym nicponiem. Powinien
przedzierać się w tej chwili przez dżunglę w Indiach Zachodnich, a nie szukać kandydatki na
żonę.
Małżeństwo nigdy nie leżało w jego planach.
Następny rzucony nóż odbił nieco w bok, o centymetry mijając nos Cumberforda, i wbił
się w bordowy grzbiet
Żywotów i czasów
autorstwa czcigodnego przodka Jamesa, pierwszego
księcia Harland.
Jeśli Cumberford nie pochwalał haratania mahoniowej boazerii, którą obłożono ściany
biblioteki, to nie dał tego po sobie poznać. Zbyt długo prowadził interesy rodu Harland, aby
zdradzać swoje uczucia.
– Do diaska! – warknął James.
– So es? – spytał Dalton, podnosząc wreszcie głowę z poduszek.
– O mało nie wybrałem Cumberforda – zażartował.
– W rzeczy samej, Wasza Książęca Mość – potwierdził wymieniony.
– O mało nie zrobiłeś czego? A w ogóle czemu trzymasz nóż? – Dalton jęknął i zgiętą
ręką zasłonił oczy. – Gdzie ja jestem?
James kiwnął głową i lokaj dolał Daltonowi trunku.
Dalton zamknął podkrążone niebieskie oczy.
– Niedobrze mi. Będę wymiotował.
– Ani mi się waż. – James ściągnął przyjaciela z kanapy i zacisnął jego palce na rękojeści
noża. – Przydaj się na coś.
Mężczyzna popatrzył na sztylet.
– Masz słuszność – odparł. – Gdy już wpadniesz w pułapkę małżeństwa, będę twoją
jedyną, ostatnią nadzieją. Szykuje się koszmar. Powinienem więc natychmiast położyć temu kres.
– Nie mnie, głupcze. – James obrócił go twarzą do ślicznotek na papierze. – Jedną z nich.
Patrzyły na nich trzy naszpikowane nożami damy. Najwyraźniej nie przypadła im do
Zgłoś jeśli naruszono regulamin