Schell J. - Prawdziwa wojna.Wietnam w ogniu.txt

(679 KB) Pobierz
W serii ukazały się ostatnio:
Jean Hatzfeld Englebert z rwandyjskich wzgĂłrz
Marcin Kącki Białystok. Biała siła, czarna pamięć
Bartek Sabela Wszystkie ziarna piasku
Anna Bikont My z Jedwabnego (wyd. 3)
Martin Schibbye, Johan Persson 438 dni. Nafta z Ogadenu i wojna przeciw dziennikarzom
Swietłana Aleksijewicz Wojna nie ma w sobie nic z kobiety (wyd. 2)
Dariusz Rosiak Ziarno i krew. Podróż śladami bliskowschodnich chrześcijan
Piotr Lipiński Bicia nie trzeba było ich uczyć. Proces Humera i oficerów śledczych Urzędu Bezpieczeństwa
(wyd. 2 popr. i rozszerz.)
Paweł Smoleński Zielone migdały, czyli po co światu Kurdowie
Wolfgang Bauer Przez morze. Z Syryjczykami do Europy
Cezary Ĺazarewicz Ĺ»eby nie byĹ‚o Ĺ›ladĂłw. Sprawa Grzegorza Przemyka
Elizabeth Pisani Indonezja itd. Studium nieprawdopodobnego narodu
Beata Szady Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy
Rana Dasgupta Delhi. Stolica ze złota i snu
Ed Vulliamy Wojna umarła, niech żyje wojna. Bośniackie rozrachunki (wyd. 2)
Andrzej Brzeziecki, Małgorzata Nocuń Armenia. Karawany śmierci
Katarzyna Kwiatkowska-Moskalewicz Zabić smoka. Ukraińskie rewolucje
Anna Sulińska Wniebowzięte. O stewardesach w PRL -u
Anjan Sundaran Złe wieści. Ostatni niezależni dziennikarze w Rwandzie
Ilona Wiśniewska Hen. Na północy Norwegii
Mur. 12 kawałków o Berlinie pod red. Agnieszki Wójcińskiej (wyd. 2 zmienione)
Iza Klementowska Szkielet białego słonia
Piotr Nesterowicz Każdy został człowiekiem
Dariusz Rosiak Żar. Oddech Afryki (wyd. 2 zmienione)
Anna Mateja Serce pasowało. Opowieść o polskiej transplantologii
Linda Polman Karawana kryzysu. Za kulisami przemysłu
pomocy humanitarnej (wyd. 2)
Scott Carney Czerwony rynek. Na tropie handlarzy organów, złodziei kości, producentów krwi i porywaczy
dzieci (wyd. 2)
Misha Glenny Nemezis. O człowieku z faweli i bitwie o Rio
Adam Hochschild Lustro o północy. Śladami Wielkiego Treku
Kate Brown Plutopia. Atomowe miasta i nieznane katastrofy nuklearne
Drauzio Varella Klawisze
Piotr Lipiński Cyrankiewicz. Wieczny premier
Mariusz Szczygieł Gottland (wyd. 3 zmienione)
Maciej Czarnecki Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym
Zbigniew Parafianowicz, Michał Potocki Kryształowy fortepian. Zdrady i zwycięstwa Petra Poroszenki
Paweł Smoleński Wieje szarkijja. Beduini z pustyni Negew
Albert Jawłowski Milczący lama. Buriacja na pograniczu światów
Aneta Prymaka-Oniszk Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy (wyd. 2)
Wojciech GĂłrecki Toast za przodkĂłw (wyd. 2)
W serii ukaĹĽÄ… siÄ™ m.in.:
Wojciech GĂłrecki Planeta Kaukaz (wyd. 3)
Janine di Giovanni Tamtego ranka, kiedy po nas przyszli. Depesze z Syrii
Jonathan Schell


Prawdziwa wojna
Wietnam w ogniu

Ze wstępem Marka Dannera


Przełożył Rafał Lisowski
Wszelkie powielanie lub wykorzystanie niniejszego pliku elektronicznego inne niĹĽ autoryzowane pobranie
w zakresie własnego użytku stanowi naruszenie praw autorskich i podlega odpowiedzialności cywilnej oraz
karnej.
Tytuł oryginału angielskiego The Real War: The Classic Reporting on the Vietnam War
Projekt okładki Agnieszka Pasierska / Pracownia Papierówka
Projekt układu typograficznego i redakcja techniczna Robert Oleś / d 2 d. p l
Fotografia na okładce © by Bettmann / Getty Images
Copyright © by Phoebe Schell, Thomas Schell, Matthew Schell
Copyright for the Wstęp by Mark Danner, 2007
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarne, 2017
Copyright © for the Polish translation by Rafał Lisowski, 2017
Redakcja Anastazja Oleśkiewicz
Redakcja merytoryczna dr Tomasz Fiedorek
Konsultacja wietnamistyczna Jacek Ĺšwiercz
Korekta Ewa Czernatowicz / d 2d.p l, Aleksandra Jastrzębska / d 2 d. p l
Skład Małgorzata Poździk / d2d. pl
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego




Skład wersji elektronicznej d2 d.pl
ISBN 978-83-8049-482-4

WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.
czarne.com.p l
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
redakcja@czarne.co m.pl
Wołowiec 2017 · Wydanie I
Spis treści
Seria
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Wstęp
Prawdziwa wojna
Wioska Ben Suc
Wojskowa połowa
Przypisy
Wstęp

To niesamowite, jak trwały ślad może w nas zostawić czyjś głos, jak dzięki swemu
brzmieniu i muzyce dociera on do miejsc, gdzie nie dotrze obraz. GĹ‚os Jonathana
Schella pokochałem, na długo zanim poznałem jego nazwisko. Na początku lat
siedemdziesiątych jako nastolatek mieszkałem w prowincjonalnym mieście Utica
w stanie Nowy Jork. Miałem obsesję na punkcie wojny w Wietnamie oraz jej
konsekwencji. Przesłuchania w sprawie afery Watergate śledziłem w telewizji
z takim zapałem, że rodzice zaczęli się o mnie martwić. Matka patrzyła na mnie
zakłopotana i utyskiwała: „Idź na dwór się bawić!”. Pewnego wieczoru ojciec
odciągnął mnie sprzed telewizora i chcąc czymś zająć, zabrał do biblioteki
publicznej. Tam, na długim stole w wielkiej czytelni, znalazłem pojedynczy
egzemplarz „New Yorkera”, magazynu, którego nigdy dotąd nie widziałem.
Pierwszym tekstem w tym numerze był krótki niepodpisany esej na temat słynnego
orędzia Richarda Nixona do „milczącej większości” z 1969 roku[1], z wstrząsającą
klarownością i lodowatą siłą potępiający ów atak administracji Nixona na
demonstrujących przeciwko wojnie w Wietnamie. Był to artykuł zdumiewający.
Piękno języka, jasność analizy i stanowczy ton zapierały mi dech w piersiach.
Wnikliwość wizji elektryzowała. Przejrzystymi, rozważnymi frazami kierowała
myśl, że jeśli tylko spojrzysz na publiczne wydarzenia wystarczająco uważnie,
racjonalnym, zdecydowanym, patriotycznym, nieco oburzonym spojrzeniem,
zrozumiesz je, a jeśli zdołasz odzwierciedlić to rozważne, jasne spojrzenie na
piśmie, pomożesz zrozumieć te wydarzenia innym. Wtedy jeszcze nie przyszło mi
do głowy, że tamte słowa napisał określony autor. Wydawały mi się głosem
samego Boga. Dopiero kiedy sam zacząłem pracę w „New Yorkerze”,
dowiedziałem się, że teksty w dziale Komentarze piszą konkretne osoby. Jeszcze
później odkryłem, do którego autora należał ów niepodrabialny głos, i zacząłem
czytać jego teksty. Autorem tym był Jonathan Schell.
Jonathan Schell pracował uzbrojony w gazetę, konstytucję i własną parę oczu.
Cud tego podejścia pojąłem znacznie później, kiedy sam zostałem autorem. Praca
reportera kryje w sobie pewną zmysłową przyjemność. Przebywanie z dala od
niejasnych wydarzeń daje ten luksus, że wolno ci mieć co do nich pewność,
wierzyć, że w pełni je rozumiesz. W ten czy inny sposób twoim przewodnikiem
jest ideologia, która przekonuje cię, że podświadomie rozumiesz, co się dzieje. Cud
następuje wówczas, gdy lądujesz w trudnym, brutalnym, sprzecznym, zabójczym
miejscu. Nagle otacza cię ciemność. Toniesz w powodzi wrażeń zmysłowych: tego,
co widzisz, co słyszysz, co ci mówią ludzie – i po kilku dniach nagle stajesz wobec
faktu, że nie wiesz nic. Nagle uświadamiasz sobie, że zrozumienie rozgrywających
się wydarzeń może się zrodzić tylko w tobie samym – poprzez cierpliwą budowę
na fundamencie tego, co rzeczywiście zobaczyłeś i usłyszałeś. To zmysłowa,
przepiękna chwila – dla mnie niezwykle przyjemna. Zwłaszcza we wczesnych
pracach Schella widać wyraźnie, że znał ową zmysłowość: ten niespodziewany,
przyprawiający o zawrót głowy moment, kiedy uświadomił sobie, że absolutnie nic
nie wie, że musi iść, zobaczyć wszystko na własne oczy i opisać najwyraźniej, jak
potrafi.
Trudność realizacji tego prostego zadania jest nie do przecenienia. Reporterzy,
tak jak większość ludzi, poruszają się w grupach. Opowiadają sobie, co widzą, co
widzieli, co powinni widzieć. Mówimy sobie nawzajem, jak postrzegać świat.
Zobaczyć go na własne oczy, w wyjątkowy sposób, to odnieść triumf – triumf
determinacji i triumf woli.
Jeden z tekstów w niniejszym zbiorze, Wioska Ben Suc, jest przykładem
działania tej metody. Pokazuje, że musiała ona pochodzić z głębi duszy Schella,
ponieważ – w co trudno uwierzyć – był to jego pierwszy opublikowany materiał.
Pojechał do Wietnamu jako świeżo upieczony absolwent college’u, jedynym
źródłem jego referencji była uczelniana gazetka. Nigdy wcześniej nie pracował
jako reporter. Nie miał wprawy ani doświadczenia, a mimo to napisał dla „New
Yorkera” reportaż wojenny, który natychmiast stał się – i pozostał – klasyką
gatunku.
W poniższym opisie wioska Ben Suc jest „oczyszczana”. Amerykańscy
żołnierze, z którymi Schell przyleciał tam śmigłowcem, zaczęli opróżniać ją
z ludzi, aby wywieźć ich do obozu, a ich domy zniszczyć. Schell siedzi z kilkoma
żołnierzami przy drodze na obrzeżach wioski:
Na niebie, wcześniej zachmurzonym, zaczynały się pojawiać smugi błękitu, drzewami poruszał lekki
wiatr. Bombardowanie, ogień z broni maszynowej ze śmigłowców, ostrzał artyleryjski oraz rakietowy
trwały bez przerwy. Nagle pojawił się Wietnamczyk na rowerze. Jechał drogą od strony wioski,
pedałując zawzięcie. Miał na sobie podobny do piżamy czarny strój bez kołnierzyka, będący zarówno
zwyczajowym ubiorem wietnamskich wieśniaków, jak i mundurem żołnierzy Frontu Wyzwolenia
Narodowego. Co prawda oddalał się od centrum wioski – czego zakazywały głosy ze śmigłowców – ale
jak się wydawało, niezatrzymywany minął już wielu amerykańskich żołnierzy. Kiedy jednak przebył
około dwudziestu metrów od miejsca, gdzie po raz pierwszy został zauważony, z zagajnika znajdującego
się trzydzieści metrów przed nim padła seria z broni maszynowej, do której natychmiast dołączyła druga
z boku, z grządki warzywnej; mężczyzna spadł z roweru i runął do rowu metr od drogi. Rower rozbi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin