Chwila nieuwagi A5.doc

(1409 KB) Pobierz
Chwila nieuwagi




Agnieszka Niezgoda

Chwila nieuwagi

 

 

Wydanie polskie 2013.

 

 

„Chwila nieuwagi” opowiada o perypetiach sercowych i zawodowych studentki Julki, której w krótkim czasie życie wywraca się do góry nogami. Akcja książki rozpoczyna się w dniu, w którym Julka, podczas rowerowej przejażdżki, zderza się z biegającym Jarkiem. Obydwoje są wolni i po ciężkich zawodach miłosnych. Julkę niedawno rzucił chłopak, który straszy ją, że nie odda jej pożyczonych wcześniej pieniędzy. Ze względu na wspólne studia Julka nadal jest skazana nie tylko na jego towarzystwo, ale również na towarzystwo jej następczyni. Jarek jest świeżo po rozwodzie. Wydawałoby się, że od momentu ich przypadkowego spotkania, może być już tylko coraz lepiej. W końcu niektóre rzeczy nie dzieją się przypadkiem. Ale czy na pewno?


Tego dnia Julka obudziła się chwilę po czwartej rano. Jej organizm nie przyjmował do wiadomości, że skoro jest to jej pierwsza od kilku tygodni wolna sobota, to należałoby odłączyć zasilanie i pozwolić się dziewczynie spokojnie wyspać. Julka przez godzinę przewracała się z boku na bok. W jej głowie kłębiło się zdecydowanie za dużo myśli. W końcu zdenerwowana postanowiła wybrać się na rower. Kiedy stała już przed blokiem, w którym wynajmowała dwa pokoje razem z trzema dziewczynami, nie mogła się zdecydować, dokąd pojechać. Miała ogromną ochotę wybrać się do najbliższego lasu, ale zdrowy rozsądek podpowiadał jej, by pojeździła lepiej gdzieś po pobliskich blokowiskach.

- Ech, w końcu o szóstej rano w lesie mogę spotkać co najwyżej jakiegoś zaspanego dzika - mruknęła pod nosem i pojechała tam, gdzie ją ciągnęło. Poza tym głos zdrowego rozsądku został przez nią zignorowany już wcześniej, kiedy na wycieczkę postanowiła zabrać ze sobą tylko odtwarzacz MP3 i słuchawki.

 

* * *

 

Julka całkiem niedawno przeprowadziła się do koleżanek. Przez prawie trzy lata studiów mieszkała w akademiku, w centrum. Na przeprowadzkę namówiła ją Patrycja, którą poznała na początku pierwszego roku. Od razu przypadły sobie do gustu. Patrycja od początku studiów mieszkała właśnie w tym mieszkaniu. Kiedy dziewczyna, z którą mieszkała w pokoju, wyprowadziła się do chłopaka, Patrycja postanowiła wykorzystać tę okazję, by namówić Julkę do przeprowadzenia się do czegoś spokojniejszego niż akademik. Argumenty pod tytułem „zaraz zacznie się magisterka, trzeba będzie pomyśleć o pracy magisterskiej, licencjat to nie do końca to samo” trafiły na podatny grunt i Julka przeniosła się na, jak to nazywała, daleki zachód Warszawy. W praktyce oznaczało to spędzanie zdecydowanie więcej czasu na dojazdach nie tylko na zajęcia, ale również gdziekolwiek. Na szczęście i tak było dużo lepiej, niż się Julce na początku wydawało. Poza tym warunki do odpoczynku po pracy, nauki czy czegokolwiek były zdecydowanie lepsze niż w akademiku.

 

* * *

 

Podczas jazdy Julka chciała odreagować trudny tydzień, dać upust swoim frustracjom, więc nie zwracała większej uwagi na to, dokąd jedzie. Głównym założeniem, które sobie ustaliła, była po prostu przejażdżka po lesie. Włączoną miała swoją ulubioną muzykę, czuła wiatr we włosach i machinalnie poruszała nogami, wpatrując się pod swoje koła. Czuła, że jest to jej potrzebne. Do końca semestru było daleko, a ćwiczeniowcy już dawali się im we znaki. Na jej nieszczęście musiała, zresztą tak jak wszyscy studenci z jej grupy, przygotować duży referat i prezentację z zarządzania. Niestety w przydziale trafiła się jej możliwie najgorsza osoba. Nigdy nie wyszły poza zwykłe „cześć”. Pałały do siebie szczególną antypatią już od pierwszego dnia, kiedy się poznały. A gdy zaczęły ze sobą przygotowywać pracę, okazało się, że zupełnie się nie dogadywały. Poza tym Julka nie mogła pozbierać się po tym, jak dwa tygodnie temu rzucił ją chłopak. Jak się szybko okazało, właśnie dla tej znienawidzonej Anity. Myśli Julki krążyły przede wszystkim wokół Kacpra, wydawało się jej, że może z tego być coś więcej, że do siebie pasują, a tu nagle niespodzianka, przykra niespodzianka. Julka patrzyła tylko pod koła, czuła, jak jej oczy robią się wilgotne. Z powodu zamyślenia nie zauważyła, że oprócz niej do skrzyżowania leśnych dróg szybko podbiega jeszcze jakiś mężczyzna, który akurat zajęty był swoją MP3. Zauważyli się dopiero, kiedy mężczyzna wpadł na Julkę, zrzucając ją z roweru. Żadne z nich nie było już w stanie niczego zrobić. Julka wyleciała z roweru, z impetem upadając na prawy bok; na szczęście na tyle daleko, że nie doleciał do niej jej rower, na którym o mały włos nie wylądowała współofiara tego całego wydarzenia. Julka przez kilka sekund leżała bez ruchu. W myślach próbowała poukładać sobie to, co się stało, w głowie jednak miała pustkę; słyszała tylko szybkie bicie swojego serca i silne pulsowanie w głowie. Po chwili zobaczyła nad sobą twarz młodego mężczyzny o ciemnych włosach.

- Nic się pani nie stało? Przepraszam, nie zauważyłem pani. Słyszy mnie pani?

Julka nie mogła wydusić z siebie słowa. Patrzyła na niego nieobecnymi oczami.

- Może się pani poruszyć?

Julka obróciła się na plecy, miała rozerwane spodnie i było widać, że nie wyszła z tej stłuczki bez szwanku.

- O, udało się poruszyć, to najważniejsze. Głowa na szczęście nie wygląda na poobijaną. Proszę poruszać rękami i nogami.

Julka po chwili zrobiła to, o co prosił.

- OK, jest dobrze.

Julka uśmiechnęła się nieznacznie. Nie umknęło to uwadze jej rozmówcy.

- Jarek jestem - przedstawił się, wyciągając w jej stronę rękę.

- Julka. - Usłyszał w odpowiedzi.

Julka chciała wyciągnąć do niego rękę, ale aż zasyczała z bólu.

- OK, w porządku, pomogę ci wstać.

Jarek wziął Julkę za ramię, ale udało mu się ją tylko posadzić.

- Muszę chwilę odpocząć. - Julce ciężko przychodziło mówienie.

- OK. Przepraszam cię, nie spodziewałem się, że o tej porze można tu na kogoś trafić. Zdarza mi się biegać tu w weekendy rano i zawsze są pustki. Ale ani trochę nie chcę się usprawiedliwiać.

Julka słyszała go jakby gdzieś z oddali, kiedy na niego patrzyła, stawał się coraz bardziej niewyraźny.

- Wszystko w porządku?

- Tak, ty sobie idź, a ja poleżę. Jakoś słabo się czuję, zaraz mi przejdzie.

Julka była blada, Jarek miał wrażenie, że za chwilę zemdleje.

- Oddychaj głęboko.

Pomógł jej położyć się na plecach.

- Nie, jestem odpowiedzialny za to, co przewróciłem, to znaczy za tego, którego przewróciłem.

Julka uśmiechnęła się do niego i na chwilę zamknęła oczy. Dopiero wtedy Jarek zwrócił uwagę na to, że Julka ma zakrwawione spodnie, spod których wystaje kawałek rany.

- O cholera.

- Hm? - Usłyszał w odpowiedzi.

- Przepraszam, ale twoja noga nie wygląda najlepiej. Pomogę ci wstać i dojść do tamtej ławki.

Julka spojrzała w kierunku, który pokazał.

- Tak daleko?

- OK, to cię zaniosę.

Julka poczuła się zakłopotana.

- Chwila i wstaję. Było mi przez moment niedobrze, ale już jest lepiej.

Jarek pomógł jej usiąść, Julka zerknęła na swoją nogę.

- O kur...

- ...wa - dokończył Jarek.

- Ale nie boli jakoś bardzo.

- Tak, bo jesteś w szoku, wtedy nie czuć bólu.

- Znawca wypadków się znalazł.

- Świeżo po kolejnym kursie pierwszej pomocy.

- Aha, no to chyba mam szczęście, mądralo.

- No, nieźle, ledwo wjechała na mnie rowerem, a już pyskuje - śmiejąc się, powiedział Jarek.

- No, widzisz, jak to niebezpieczne jest biegać tak rano po lesie. - Julka nie pozostawała mu dłużna.

- Przepraszam.

- Ja też.

- No, już. Pomogę ci wstać. Nasze pierwsze wspólne zadanie to posadzić cię na tamtej ławce.

Kiedy Julka stanęła na nogach, dopiero wtedy poczuła, jak bardzo ją boli prawa noga, ale starała się nie dać tego po sobie poznać. Pomału doszli do ławki. Gdyby była chociażby metr dalej, Julka zapewne rozpłakałaby się jak bóbr.

- No i udało się. Pokaż tę nogę.

Julka miała zdartą skórę na połowie łydki; ręka na szczęście była tylko poobijana.

- Kurczę, nie wygląda to najlepiej. Mieszkam jakiś kilometr, półtora stąd, mam wodę utlenioną i bandaż.

Julka popatrzyła na niego bardzo wymownym wzrokiem. Obcy facet zaprasza ją do swojego domu. Może i jest przystojny, nawet bardzo, ale to obcy facet. A poza tym - niby jak ona ma gdziekolwiek dojść?

- A może zamówię taksówkę i zawiozę cię do domu. -Jarek zaczął sprawdzać swoje kieszenie. - Kurczę, nie mam telefonu, nawet portfela nie mam.

- Poczekaj, ja mam, w plecaku.

Jarek spojrzał na nią ze zdumieniem.

- Ale tu nie ma żadnego...

- O kurczę, nie zabrałam... Telefonu też... no nie, o czym ja w ogóle myślałam, wychodząc tak z domu? Muszę wziąć się wreszcie w garść. - Ostatnie zdanie powiedziała bardziej do siebie.

- To może dojdziemy jakoś do mnie, zawiozę cię do domu albo zamówię ci taksówkę.

- Za chwilę, OK? Jak mój rower?

Kiedy Julka tylko na niego spojrzała, było jasne, że to pytanie mocno retoryczne. Jarek poszedł po niego.

- Rama jest cała.

- Ekstra, pożyczyłam od współlokatorki drugi raz i już go rozwaliłam.

- Spróbuję go później naprawić.

Posiedzieli jeszcze chwilę i postanowili pójść pod mieszkanie Jarka. Julce każdy krok sprawiał ogromy ból. Jarek cały czas jedną ręką ją podtrzymywał, a drugą prowadził jej rower. Kiedy napięcie trochę opadło, zaczynała czuć kolejne obolałe partie ciała. Trwało to prawie godzinę, zanim dotarli na eleganckie strzeżone osiedle. Julka była zszokowana. Chłopak nie wyglądał na kogoś, kogo stać na mieszkanie w czymś takim, a pomijając wygląd, wysportowaną sylwetkę, był całkiem miły. Całą drogę opowiadał jej dowcipy, starając się odwrócić jej uwagę od bólu.

- I to jest ten niezręczny moment... - powiedział pierwszy.

- Tam jest zajezdnia, pojadę sobie autobusem... Jeśli tylko mógłbyś mi pożyczyć na bilet, bo nie mam...

- ...portfela. A rower?

- Mogłabym go odebrać jakoś później?

- Tak - odpowiedział po chwili Jarek. - Ale ja jednak...

- W porządku, naprawdę już jest lepiej. Jeśli możesz, zaprowadź do siebie rower, a ja tu poczekam. Albo w sumie, może raz mnie nie złapią, już sobie pójdę na autobus, nie będziesz musiał wracać. - Julka była u kresu wytrzymałości psychicznej i fizycznej. Nie miała pojęcia, jakim cudem miałaby dotrzeć do mieszkania o własnych siłach.

Jarek doskonale wiedział, że Julka źle się czuje, ale rozumiał też, że ma obawy przed pójściem do jego mieszkania i nie wie, jakie tak naprawdę ma intencje. Cokolwiek by powiedział, nie udałoby się mu jej przekonać.

- Wiem, że jestem dla ciebie obcym facetem i że to wszystko było dla ciebie bardzo krępujące, ale moim zdaniem nie wyglądasz na kogoś, kto bez problemu może samodzielnie chodzić.

W Julce się zagotowało. „Boże, zabije mnie, zgwałci i znajdą mnie w kawałkach gdzieś w lesie za sto lat” -pomyślała.

- Dam sobie radę - powiedziała bardzo stanowczym głosem. - Puść mnie.

Jarek zrobił to, o co prosiła.

- Widzisz, jest OK.

- Bo stoisz, no to idź.

Julka czuła, jak trzęsą się jej nogi. Kiedy tylko spróbowała zrobić samodzielnie krok, poczuła, jakby jej chora noga była z waty, i zaczęła się przewracać. Na szczęście Jarek wykazał się refleksem. Julka nie potrafiła już dłużej opanować łez.

- OK. Uważasz mnie za potencjalnego mordercę, psychopatę i tym podobne. W porządku, masz do tego prawo. A zgodzisz się na to, żebyś ty tu sobie posiedziała, a ja szybko pójdę do domu po wodę utlenioną, bandaż, telefon i kasę? Opatrzę cię i zawiozę taksówką, którą sama sobie zamówisz, do domu, OK?

- OK.

Jarek posadził ją na trawniku, najpierw kładąc na ziemi swoją jasną bluzę. Julka chciała protestować.

- Nie! Nigdzie się nie ruszaj!

Julka ukryła twarz w dłoniach. Jarek pobiegł do mieszkania i zabrał szybko najpotrzebniejsze rzeczy. Kiedy wrócił, Julka siedziała tam, gdzie ją zostawił, a przy niej stała starsza kobieta. Kiedy podszedł, Julka tłumaczyła jej, co się stało i że za chwilę ma do niej wrócić człowiek, z którym się zderzyła. Przekonało ją to, ale poczekała, aż on rzeczywiście się pojawi. Jarek opatrzył jej nogę i zrobił szybki opatrunek. Kiedy dał jej telefon, żeby Julka zadzwoniła po taksówkę, ta wróciła do tematu autobusu. Jarek stanowczo zaprotestował.

- Może jeszcze sobie na rowerze wrócisz?

- Pojadę autobusem, z zajezdni mam bezpośredni autobus.

- Mieszkasz tuż przy przystanku?

- No nie tak tuż, ale nie tak daleko.

- Zamawiam taksówkę.

- Nie jeżdżę taksówkami.

Jarek zrozumiał aluzję.

- Nie przejmuj się, ja zapłacę. Skoro mieszkasz niedaleko, to nie będzie drogo.

- A gdybym mieszkała daleko, to sama musiałabym płacić?

- Nie, to bez znaczenia. I tak bym zapłacił. Powiedziałaś, że nie masz portfela.

- Pomożesz mi wstać?

- Tak.

- I dojść do autobusu?

- Julka.

- Jarek.

- Proszę cię, przestań. Musisz być taka uparta?

Julka była coraz bardziej zdenerwowana, jak najszybciej chciała znaleźć się w swoim łóżku. Kiedy już wstała, a raczej została podniesiona przez Jarka, powiedziała:

- Nie będę wracać taksówką! - Może nie czuła się rewelacyjnie, ale nie chciała uszczuplać swojego i tak mocno nadszarpniętego budżetu. Musiała przyznać, że mieszkanie w akademiku było zdecydowanie tańsze.

- To może zadzwoń po kogoś, kto mógłby po ciebie przyjechać, ale będzie to oznaczało, że będziemy tu siedzieć i czekać nie wiadomo ile.

- Taaa, w sobotę bladym świtem. - Nie chciała zawracać głowy Patrycji, która w weekendy wstawała bliżej południa.

- Jest - Jarek spojrzał na zegarek - siódma trzydzieści.

Julka zaczynała wątpić w ten swój upór, miała wszystkiego serdecznie dość. Sama już nie wiedziała, co robić.

- Dosyć tego! - powiedział Jarek i poszedł w stronę wjazdu do garaży.

Julka nie zdążyła nawet nic powiedzieć. „Cholera, jakie to wszystko ma teraz znaczenie” - pomyślała. Znowu usiadła na trawie i schowała w dłoniach zapłakaną twarz.

- Nigdy więcej jakichś durnych przejażdżek bladym świtem. I jak ja jutro pójdę do pracy jak ja się dostanę do domu? - Julka mruczała sama do siebie. - I po co siadałam, muszę wstać i dostać się jakoś do domu, jakkolwiek.

Podniosła głowę i próbowała się podnieść. Było gorzej, niż przypuszczała. W tym momencie zatrzymał się przy niej elegancki czarny samochód, z którego wysiadł Jarek. Bez słowa otworzył drzwi od strony pasażera i podszedł do Julki. Wziął ją na ręce i wsadził do samochodu. Jak tylko Julka spróbowała coś powiedzieć, usłyszała:

- Ja już skończyłem z tobą dyskusję na ten temat.

- Ale...

Nie odpowiadając nic, zamknął drzwi z jej strony, zapakował rower do bagażnika i wsiadł za kierownicę.

- Zapnij sobie pas.

Julka siedziała bez ruchu. Jarek zrobił to za nią, a ona nie miała siły protestować.

- OK, to nie było ważne. Gdzie mieszkasz?

Julka milczała, a po policzkach znowu zaczęły jej spływać łzy. Nie mogła sobie poradzić z tą bezradnością i tym, że była zdana na łaskę jakiegoś obcego faceta.

- Julka, gdzie mieszkasz? - Jarek obrócił się w jej stronę. - Przestań zgrywać bohatera, widziałem, co się stało. Albo mi zaraz powiesz, dokąd mam cię zawieźć, albo wiozę cię na pogotowie, może z nimi sobie pogadasz.

Julka poczuła się, jakby ktoś wylał na nią wiadro zimnej wody.

- Nie potrzebuję pogotowia - wycedziła przez zęby.

- Nie jestem tego taki pewny, skoro nie potrafisz odpowiedzieć na takie proste pytanie.

- Odczep się ode mnie, wszyscy się ode mnie odczepcie!

Jarek od razu spuścił z tonu. Julka zaczęła nerwowo odpinać pasy i chwyciła za klamkę od drzwi. Jednak ich nie otworzyła. Uświadomiła sobie, że sama nie da sobie rady.

- Julia, gdybym chciał ci cokolwiek zrobić, mógłbym to zrobić w lesie.

Po chwili usłyszał odpowiedź:

- ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin