Księżna Ludmiła tego dnia w ogóle nie wyglądała jak księżna. Była ubrana w stare futro z postrzępionym kołnierzem, miała suknię uwalaną po kolana w błocie i włosy spięte w niedbałą koronę wokół głowy. Wrzeszczała na kogoś tak głośno i z taką wściekłością, że aż zmieniłem kierunek marszu, by podejrzeć, o co chodzi, gdyż większość tego, co działo się na podworcu, zasłaniała mi ściana. Podszedłem kilka kroków i zaraz zobaczyłem trzech mężczyzn klęczących w błocie i pochylonych tak nisko, że ich skołtunione brody również nurzały się w błotnistej brei. Księżna stała nad nimi z rękami podpartymi na biodrach i przeklinała ich w sposób naprawdę plugawy. To akurat świetnie rozumiałem, bo na Rusi czego jak czego, ale przekleństw cudzoziemiec uczy się najszybciej ze wszystkiego. Poza tym dzięki wrodzonym zdolnościom oraz bystrości umysłu w dużej mierze opanowałem już ten barbarzyński język, pełen miękkiego szeleszczenia, tak jakby słowa wymawiał człowiek z gębą wypchaną mokrymi liśćmi. Ale przyznam też, że chociaż w męskich ustach mowa ta brzmiała raczej groteskowo, tak w kobiecych, a zwłaszcza w ustach mojej Nataszy, ruski język nabierał zdumiewająco czułej miękkości oraz wdzięcznego powabu i przypominał raczej ptasie świergotanie. No ale teraz i tutaj, słuchając przekleństw księżnej, o żadnym świergotaniu, rzecz jasna, mowy nie było. Nie wiedziałem, czym narazili się Ludmile owi nieszczęśnicy, a z szybko i wściekle wypowiadanych zdań nie zdołałem wyłapać niczego poza wyzwiskami. Dostrzegłem, że w jednej z wnęk stoi Andrzej, zaufany dworzanin księżnej, ktoś, kogo mimo młodego wieku mogłem przez długi czas nazywać moim ruskim cicerone. Andrzej obserwował z zainteresowaniem rozgrywającą się scenę, a na jego twarzy wykwitł złośliwy uśmieszek. Zbliżyłem się do niego szybkim krokiem.
Co się dzieje? zapytałem po łacinie.
Mówcie po naszemu, bo nawet całkiem dobrze wam idzie napomniał mnie. Ale trzeba stale ćwiczyć, bo na kogo później miłościwa pani będzie zła, że kaleczycie słowa?
Что здесь происходит? spytałem już zgodnie z jego życzeniem.
To dwaj stryjowie i starszy brat buntownika wyjaśnił, nie odwracając wzroku od rozgrywającej się na dziedzińcu sceny.
Jakiego znowu buntownika?
A rozbójnik taki. Napadł na wielki transport futer, obrabował też kupców z Nowogrodu jadących do nas. Księżna właśnie otrzymała wieści. Źle się dzieje... Pokręcił głową z niezadowoloną miną.
Handel futrami i skórami stanowił jedno z podstawowych źródeł zysków Nowogrodu, a przez zależne od niego Księstwo Peczorskie, będące od niemal roku miejscem mojego nieszczęsnego wygnania i równie nieszczęsnej wegetacji, przechodziły szlaki handlowe prowadzące hen aż za Kamienie. Kamienie były górami ciągnącymi się na tysiące mil z północy na południe i oddzielającymi Europę od azjatyckiej barbarii. To za ich szerokimi, choć niezbyt wysokimi pasmami leżała rozległa, rzadko zamieszkana i diablo bogata Jugra. Od czasów kiedy rządziła Ludmiła, udało się zaprowadzić pokój na tych ziemiach i kupcy oraz łowcy cieszyli się w Jugrze względnym bezpieczeństwem. A przynajmniej mieli większą niż kiedyś szansę, że nie zostaną naszpikowani strzałami przez świetnie znających wszystkie ścieżki wojowniczych tubylców. Zamiast wojny rządził handel i każdy, kto przeszkadzał w owym handlu, każdy, kto podniósł rękę na kupców, ba, każdy, kto nie płacił podatków lub ośmielał się handlować bez wielkoksiążęcego zezwolenia, stawał się natychmiast wrogiem państwa. I jako taki był ścigany z pełną bezwzględnością i karany bez najmniejszej litości. Pamiętałem jeszcze zeszłoroczny spacer z Nataszą, kiedy to natknęliśmy się pod peczorskim lasem na ludzi zakopanych żywcem i skazanych w ten sposób na bolesną, powolną śmierć. Taka to była właśnie kara dla tych, którzy bez książęcego pozwolenia eksplorowali Jugrę czy handlowali z jej mieszkańcami. Podobne nieprzyjemności spotykały kupców podejmujących próby ominięcia podatków.
Oni co? Wspólnicy? zapytałem.
Gdzie tam! Machnął ręką. Dawno z nim byli pokłóceni, dałbym sobie głowę uciąć, że nawet nie wiedzieli, gdzie ta kanalia jest i co wyprawia czy co zamierza.
Co księżna z nimi w takim razie zrobi?
Dworzanin wzruszył ramionami.
Jaśnie pani wie, że to nie są jego przyjaciele. Ale będą musieli udowodnić swoją przydatność i wierność. Bardziej niż ktokolwiek inny.
W jaki sposób?
Publicznie go wykląć i wyrzucić z rodu, to po pierwsze. Wystawił kciuk. A po drugie... Wysunął palec wskazujący. Wyłożyć dużą sumę na żołnierzy, którzy ruszą, by stłumić tę rebelię.
Skinąłem głową.
A więc inne rodziny będą tym bardziej pilnować, co robią ich członkowie, nawet jak nie są z nimi w bliskich stosunkach zauważyłem.
Otóż to. Księżna twierdzi, że to ich wina, iż nie dopilnowali młodszego krewniaka. Zauważcie jedno: nie ma tu jego młodszego brata, bo wzywać go za winy brata starszego uznano by za niezgodną z obyczajem niesprawiedliwość.
Rozumiem.
Stojący obok księżnej żołnierz podał jej nahajkę z zasupłanymi rzemieniami z końskiej skóry. Ludmiła, nie przerywając gniewnej, pełnej wyzwisk i przekleństw tyrady, zaczęła chłostać klęczących u jej stóp męż...
sapw