Sedzia_i_oligarcha_z_Donbasu.doc

(2222 KB) Pobierz
Sędzia i oligarcha z Donbasu

ŁUKASZ CIEŚLA Dziennikarz Onet Wiadomości

ANDRZEJ GAJCY Dziennikarz i publicysta Onetu

Sędzia i oligarcha z Donbasu. Podejrzana upadłość wielkich magazynów tuż przy granicy z Ukrainą

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/dziwna-upadlosc-magazynow-korczowa-dolina-kupil-je-oligarcha-z-donbasu/l584bpt#pco

Data utworzenia: 8 maja 2023 05:50

 

Oligarcha z Donbasu, który zdaniem Ośrodka Studiów Wschodnich był związany z grupą przestępczą z Doniecka i proputinowskim prezydentem Wiktorem Janukowyczem, kupił właśnie strategicznie położone magazyny. Leżą po polskiej stronie granicy, tuż obok przejścia z Ukrainą. Transakcję pilotowała kancelaria prawna, którą kieruje kontrowersyjny były sędzia z Rzeszowa.

Ta historia zaskakuje, jak żadna inna, którą dotychczas opisaliśmy w Onecie w ramach cyklu Afera upadłościowa. Dotyczy upadłości spółki Korczowa Dolina, posiadającej hale targowe i magazyny tuż przy samej granicy. Biorąc pod uwagę toczącą się wojnę, pomoc udzielaną Ukrainie i jej przyszłą odbudowę, obecność Amerykanów na Podkarpaciu, ta lokalizacja nabiera wyjątkowego znaczenia. Gospodarczego, politycznego i wywiadowczego - chodzi tu o bezpieczeństwo naszego państwa.

1. Anonim o sędzim i biznesmenie z Donbasu

Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.pl

2011 r., Paweł Janda jako sędzia Sądu Rejonowego w Rzeszowie

Niedawno do naszej redakcji trafił szczegółowy anonim. Dotyczył m.in. byłego już sędziego Pawła Jandy z Rzeszowa. Przez wiele lat uchodził za najbardziej wpływowego sędziego na Podkarpaciu, głównie dzięki powiązaniom politycznym.

Poszliśmy tropem listu, którego autor pisał do nas:

Tę historię można by zatytułować: Jak pan sędzia Janda doprowadził do upadłości firmy, aby stać się w niej syndykiem. Podmiot [magazyny pod granicą] jest o tyle znany, że po rozpoczęciu wojny w Ukrainie, był punktem pierwszego kontaktu dla uchodźców z Ukrainy. Obiekt wizytowali politycy, w tym prezydent Duda i przedstawiciele amerykańskiej administracji - czytamy w anonimie.

W dalszej części listu autor przekonuje, że Paweł Janda, jeszcze jako sędzia, najpierw nie zgodził się, aby dotychczasowi polscy właściciele magazynów dogadali się ze swoimi wierzycielami. Potem sędzia miał nic nie robić i wyczekiwać aż spółka upadnie.

Następnie odszedł z sądu i został dyrektorem w świeżo powstałej kancelarii prawnej. Gdy w 2021 r. sąd w Rzeszowie ogłosił upadłość magazynów, wyznaczył na syndyka właśnie tę spółkę, w której Paweł Janda został dyrektorem zarządzającym. Autor anonimu twierdzi, że kancelaria syndyka, którą zarządza były sędzia, dostała już 600 tys. zł za prowadzenie upadłości.

[Były sędzia] aktywnie prowadzi sprawy upadłości, pojawiając się w nieruchomościach upadłej spółki. Co więcej, koszty obsługi są znacznie wyższe niż koszty, które spółka ponosiła przed ogłoszeniem upadłości. W związku z tym, że wierzyciele zaczynają naciskać na powołanie rady wierzycieli, syndyk wraz z sądem doprowadza do przetargu, na którym nikt nie składa oferty. Dochodzi potem do drugiego przetargu i staje jedna osoba prywatna - Leonid Juruszew, ukraiński oligarcha pochodzenia greckiego, który według Ośrodka Studiów Wschodnich był członkiem grupy przestępczej na Donbasie - dodaje autor anonimu.

2. Kolega króla Jana z afery podkarpackiej

Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

2014 r. Jan Bury był wówczas wpływowym posłem PSL

 

Zanim opiszemy kulisy upadłości, kilka słów o samym Pawle Jandzie. O nazwisku rzeszowskiego sędziego cała Polska usłyszała w 2014 r. Stało się tak za sprawą dziennikarskiego śledztwa tygodnika Newsweek dotyczącego tzw. afery podkarpackiej oraz wątpliwych kontaktów jednego z jej bohaterów Jana Burego - wówczas wpływowego polityka Polskiego Stronnictwa Ludowego. Na Podkarpaciu nazywano go królem Janem lub prezesem.

Jak podkreślał tygodnik, Jan Bury za rządów PO-PSL był człowiekiem numer dwa w PSL, regularnie uczestniczył w koalicyjnych naradach z ówczesnym premierem Donaldem Tuskiem, był członkiem Krajowej Rady Sądownictwa oraz wiceministrem skarbu.

Nazwisko Burego pojawiało się w kilku prokuratorskich śledztwach rozsianych po całej Polsce. W głównym wątku, w tzw. aferze podkarpackiej, na początku 2022 r. Bury został oskarżony o dziewięć przestępstw. Głównie chodzi o łapówki, w tym przyjęcie sztabki złota, które zdaniem śledczych brał za załatwianie spraw różnych biznesmenów i urzędników.

Z tekstu Newsweeka z 2014 r. wynika również, że Bury i sędzia Janda świetnie się znali.

Janda chętnie odbiera telefony od posła [Burego]. A ten dopytuje o sprawy, które toczą się w jego sądzie. Sędzia w rozmowie z nami potwierdza, że Bury interweniował w co najmniej kilku sprawach gospodarczych - pisał Newsweek w 2014 r.

Janda był częstym gościem rzeszowskiego biura PSL. Dziennikarzom tłumaczył, że czasami wpadał tam na kawę. W dodatku żona sędziego Jandy, której kancelaria zarabiać miała na zleceniach od samorządu w Rzeszowie, wpłacała pieniądze na miejscowy PSL. Ona tłumaczyła, że jej sympatie polityczne to prywatna sprawa.

Burego interesowały m.in. sprawy upadłościowe.

No przyznaję, spotykałem się z posłem Burym. Nie wiem, czy w przypadku tej spółki chodziło o załatwienie sprawy, bo mnie nikt nie mówił: »załatw to«. Raczej było: »pomóż, przyjmij kogoś«. I przyjąłem tych ludzi. To mój styl i obowiązek wynikający z ustawy. W tej sprawie w niczym nie pomogłem - zapewniał sędzia Paweł Janda w 2014 r., twierdząc, że wszystkim interesantom udzielał informacji o prawach i procedurach związanych z ich sprawami.

Zawodowe losy Jandy w zasadzie od samego początku przecinały się z politykami PSL. W 2000 r. młody prawnik Paweł Janda był członkiem rady nadzorczej lokalnej giełdy rolnej, obsadzonej ludźmi PSL. Dziesięć lat później Janda został prezesem rzeszowskiego Sądu Rejonowego. Podlegały mu wszystkie wydziały – od gospodarczego przez cywilny i karny.

Przez 17 lat sprawował również funkcję kierownika sekcji ds. restrukturyzacyjnych i upadłościowych. Zajmował się także naukowo upadłościami - na Uniwersytecie Rzeszowskim oraz jako wykładowca w Krajowej Szkole Sędziów i Prokuratorów w Krakowie oraz w Lublinie. Był także członkiem zespołu do spraw przygotowania ustaw z zakresu prawa upadłościowego i restrukturyzacyjnego przy ministrze sprawiedliwości. Działał w stowarzyszeniu sędziów Iustitia. Listę jego wielu aktywności uzupełnia działalność w rzeszowskim klubie sportowym Resovia.

Warto dodać, że w 2011 r., dzięki ofercie posła Burego i poparciu PO, sędzia Janda został członkiem Trybunału Stanu. Za czasów koalicji PO-PSL Janda dostał także propozycję przyjścia na stanowisko wiceministra sprawiedliwości i zostania zastępcą Jarosława Gowina. Odmówił, bo wolał zostać w Rzeszowie.

Zapytaliśmy teraz Jana Burego, jak po latach wspomina Pawła Jandę. Oskarżony polityk przekonywał, że Janda zawsze dochowywał wszystkich standardów, także etycznych. Dodał, że obecnie nie mają żadnego kontaktu.

3. Wyrok na Korczową Dolinę. Zdecydował sędzia Janda

Krzysztof Koch / Agencja Wyborcza.pl

Hale targowe Korczowej Doliny przy przejściu granicznym z Ukrainą

 

Wróćmy do wydarzeń z nieodległej przeszłości. Do czasów, gdy Paweł Janda jeszcze był rzeszowskim sędzią od upadłości. I do zaskakujących losów magazynów Korczowa Dolina stojących przy samej granicy z Ukrainą. Po anonimie, który do nas wpłynął, dzwonimy do magazynów w niewielkiej wiosce na Podkarpaciu. Szukamy niedawnych właścicieli upadłej spółki. Okazuje się, że mieszkają w centralnej Polsce.

Jeden z nich, przedsiębiorca budowlany Robert Karczewski, nie chce niczego komentować. Prawniczym językiem pisze nam w SMS-ie, że odmawia składania oświadczeń woli.

Bardziej rozmowny jest jego wspólnik Sławomir Godyń, który odbiera od nas telefon.

- Pomysł na Korczową Dolinę narodził się w 2009 r. Chcieliśmy stworzyć taki ucywilizowany bazar pod dachem, z ruchomymi schodami, fotowoltaiką na dachu. Dostaliśmy dotację unijną oraz kredyt z banku. Hale targowe - Lwowska i Kijowska - były nastawione głównie na klientów z Ukrainy. Pojawiły się u nas znane sieci, a także drobni sprzedawcy, w tym sporo podmiotów azjatyckich. Jednak wydarzenia w samej Ukrainie - najpierw Majdan w Kijowie, a potem aneksja Krymu przez Rosję w 2014 r. - doprowadziły do olbrzymiego spadku wartości hrywny. To tak jakby u nas jedno euro nagle skoczyło do 15 zł. Dlatego nasze sklepy stały się za drogie dla Ukraińców, wskutek czego gwałtownie spadły zyski sprzedawców. To z kolei spowodowało duże problemy z płatnościami czynszu i tym samym, jako spółka Korczowa Dolina, zaczęliśmy mieć kłopoty ze spłatą kredytu zaciągniętego w banku - opowiada Sławomir Godyń.

Polscy biznesmeni próbowali ratować Korczową Dolinę. W porozumieniu z Bankiem Przemysłowo-Spółdzielczym, zdecydowanie głównym wierzycielem spółki, zainicjowali postępowania sanacyjne. Tutaj po raz pierwszy pojawia się sędzia Paweł Janda. Zgodnie z przepisami to sąd otwiera sanację. Doszło do tego w sierpniu 2017 r., a sanację otworzył swoim postanowieniem sędzia Paweł Janda, wieloletni szef sekcji upadłościowej Sądu Rejonowego w Rzeszowie.

Następnie, w grudniu 2019 r., szefowie Korczowej Doliny przedstawili projekt porozumienia ze swoimi wierzycielami. Jednak sędzia Paweł Janda już w styczniu 2020 r. odmówił jego zatwierdzenia, co stanowiło prostą drogę w stronę ogłoszenia upadłości polskiej firmy.

- Byłem zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że sąd w Rzeszowie odrzucił prawidłowo zawarty układ z wierzycielami. Ta decyzja niestety skazała na porażkę dalsze działania ratunkowe i jak się okazało, finalnie doprowadziła do braku możliwości kontynuowania biznesu. To tym bardziej zadziwiające, że projekt spłaty zadłużenia był przygotowany przez profesjonalną kancelarię prawną z Warszawy, wskazaną zresztą przez bank jako głównego wierzyciela hipotecznego. Z tego, co było napisane w postanowieniu o odrzuceniu układu, wynikało, a co było trudne do zrozumienia, że przygotowany i zawarty z wierzycielami układ skrzywdzi marginalnych wierzycieli. O ile mnie pamięć nie myli, mieli łącznie nie więcej niż 1-2 proc. wierzytelności wobec naszej spółki. Pojawiło się też sformułowanie, że układ zawarty na zaproponowanych przez restrukturyzatora warunkach jest niekorzystny dla banku BPS, a przecież bank głosował za zawarciem układu - podkreśla Sławomir Godyń.

Wersję Godynia potwierdza nasze źródło, które brało udział w postępowaniu sanacyjnym.

- Na projekt sanacji zgadzało się ok. 97 proc. podmiotów zaangażowanych w sprawę. Wierzyciele mieli szansę dostać cokolwiek, ale sędzia Janda to zablokował, przywołując absurdalne teorie, że ten układ jest zły dla wierzycieli. Działał wbrew intencjom zdecydowanej większości z nich. Potem, choć powinno trwać to tylko miesiąc, przez rok trwało rozpatrywanie zażalenia na decyzję sędziego Jandy. W końcu kolejny sąd w Rzeszowie przyklepał jego decyzję - mówi źródło Onetu.

4. Sędzia Janda zrzuca togę. Teraz jest dyrektorem u syndyka

Krzysztof Koch / Agencja Wyborcza.pl

Magazyny spółki Korczowa Dolina

Sytuacja spółki Korczowa Dolina stawała się coraz trudniejsza. Z hali targowej znikały kolejne firmy. Firma ochroniarska i sprzątająca, po tym, jak znowu nie dostała zapłaty, postanowiła zejść z obiektu. W końcu do sądu trafił wniosek o upadłość Korczowej Doliny.

We wrześniu 2021 r. sąd w Rzeszowie ogłosił upadłość spółki. Na syndyka, czyli na zarządcę spółki mającego działać w interesie wierzycieli, wskazał... spółkę Janda Możdżeń Restrukturyzacje. Spółkę, która powstała w lutym 2020 r. i w której Paweł Janda, po odejściu z sądu w grudniu 2020 r., został dyrektorem zarządzającym. Spółkę, w której pracuje również jego żona będąca radcą prawnym.

Jesienią 2021 r., tuż po ogłoszeniu upadłości Korczowej Doliny przez rzeszowski sąd, doszło do kolejnych zadziwiających zdarzeń. Oddajmy głos Dariuszowi Pałczyńskiemu z Warszawy, który pracował w sektorze bankowym, a obecnie jest doradcą biznesowym i pomaga firmom, które wpadły w kłopoty.

- Był pomysł, żeby z upadających hal targowych zrobić magazyny produkcyjne. W porozumieniu z głównym wierzycielem, czyli z bankiem BPS, znalazłem polskiego inwestora chcącego kupić Korczową Dolinę. Złożyliśmy akceptowaną przez bank propozycję tzw. pre-packu, czyli zakupu Korczowej Doliny - opowiada Dariusz Pałczyński.

Potwierdzeniem jego słów jest pismo banku BPS - jego interes jako wierzyciela powinien stać na pierwszym miejscu. W październiku 2021 r. bank pisał do sądu w Rzeszowie o pilne rozpatrzenie tzw. pre-packu. Bank naciskał na terminy, bo wcześniej sędzia Janda odrzucił propozycję sanacji, a później sprawy Korczowej Doliny miały toczyć się w ślamazarnym tempie. Bank wytykał również, że sąd ogłosił upadłość dopiero 21 miesięcy od odmowy zatwierdzenia układu z wierzycielami, co wpłynęło na postępującą degradację majątku, pogorszenie wyników finansowych Korczowej Doliny, niepewność najemców.

Bank dodał, że propozycja zakupu opiewa na 17 mln zł, czyli na kwotę o pół miliona wyższą niż ówczesna wycena Korczowej Doliny. Jednak sąd w Rzeszowie uznał, że istnieją bardzo ważne powody, by nie zgodzić się na taką sprzedaż.

Tym razem poszło o daty.

- Sąd stwierdził, że o jeden dzień się spóźniliśmy z tą propozycją zakupu. To była bardzo dyskusyjna ocena. Nasi prawnicy inaczej interpretowali daty, no ale górą był sąd. Tak oto druga już próba uratowania Korczowej Doliny została zablokowana przez sąd w Rzeszowie - przekonuje Dariusz Pałczyński, przedstawiciel polskiego inwestora, który chciał kupić tereny przy granicy z Ukrainą.

Redakcja Onetu zapoznała się z decyzją sądu o odrzuceniu tzw. pre-packu. Sędzia Jerzy Młynarski, który zna się z byłym sędzią Jandą z pracy w tym samym sądzie, uznał, że wniosek o zakup Korczowej Doliny był spóźniony. Dowodził, że wniosek został złożony po terminie, gdy postanowienie o upadłości było już prawomocne. Dodał, że jego tezę potwierdzają wypowiedzi komentatorów prawa upadłościowego. Powołał się na dwóch komentatorów, w tym na byłego kolegę z sekcji upadłości, na ekssędziego Pawła Jandę.

5. Harce wokół przetargu i trudne pytania o rolę Pawła Jandy

Po odrzuceniu pre-packu przez rzeszowski sąd Dariusz Pałczyński, w imieniu polskiego inwestora, dalej wyrażał zainteresowanie zakupem Korczowej Doliny. Tym razem na przetargu, który organizował syndyk.

Pierwszy przetarg zaplanowano na październik 2022 r. Syndyk próbował sprzedać Korczową Dolinę za 21 mln zł. Nie wpłynęła żadna oferta - polski inwestor reprezentowany przez Pałczyńskiego uznał, że cena jest za wysoka. Inwestor dowodził, że syndyk sprzedał wcześniej profesjonalną kuchnię z Korczowej Doliny i wartość majątku dodatkowo spadła.

- Logika postępowań upadłościowych w Polsce jest dokładnie taka, jak wcześniej opisaliście w Onecie. Wchodzi syndyk, który nie działa w interesie wierzycieli, tylko mnoży czynności i zbędne koszty, byle zarobić, jak najwięcej. Dlatego wysyłaliśmy do syndyka kolejne pisma, chcąc nie tylko dać wyraz temu, że trzymamy rękę na pulsie. Byliśmy też autentycznie zainteresowani przetargiem. Mam nieodparte wrażenie, że nasza aktywność zmobilizowała syndyka i sąd do przeprowadzenia w krótkim terminie drugiego przetargu - mówi Dariusz Pałczyński.

Wkrótce ruszyły przygotowania do drugiej próby sprzedaży hal i przygranicznych magazynów. Pałczyński zaczął wówczas dopytywać syndyka, czyli spółkę Jandę Możdżeń Restrukturyzacje, czy pan Janda, który jest partnerem spółki, to ta sama osoba, która była sędzią i w styczniu 2020 r. wydała postanowienie odrzucające układ przegłosowany przez wierzycieli.

Informacja w tej kwestii jest dla nas niezwykle ważna z punktu widzenia ryzyka złożenia oferty, w której spółka ma zaangażować wielomilionowe kwoty - przekonywał Pałczyński w e-mailu do syndyka.

Dostawał jednak stamtąd wymijające odpowiedzi, np. pracownik kancelarii informował Pałczyńskiego, że: Wskazana przez Pana osoba nie jest wspólnikiem ani członkiem zarządu spółki. Syndyk nie ma wiedzy na temat orzeczeń zapadłych w toku sanacji, albowiem spółka nie była uczestnikiem tego postępowania.

Dla Dariusza Pałczyńskiego i inwestora, którego reprezentował, sytuacja stawała się jasna. W ich ocenie doszło do konfliktu interesów, bo najpierw sędzia Janda zablokował uratowanie Korczowej Doliny, a potem stanął po drugiej stronie, jako kluczowy pracownik kancelarii syndyka.

- Ostatecznie nie złożyliśmy oferty w drugim przetargu, bo obawialiśmy się, że taka transakcja może być potem podważana przez radę wierzycieli. Wierzyciele mogliby zarzucać, że z powodu podwójnej roli pana Jandy doszło do konfliktu interesu i nasza transakcja jest nieważna - podkreśla Dariusz Pałczyński.

Dodaje, że kolejną trudnością było to, że gdy w 2022 r. były organizowane oba przetargi na sprzedaż Korczowej Doliny, nie działała rada wierzycieli, czyli instytucja, która powinna kontrolować syndyka. Nie działała, bo sąd miesiącami jej nie powoływał.

- Główny wierzyciel, czyli bank BPS, od grudnia 2021 r. dopominał się od sądu w Rzeszowie powołania rady wierzycieli. Choć sąd miał na to siedem dni, to nie wiedząc dlaczego, powołał ją dopiero w styczniu 2023 r. Na dodatek syndyk jej pierwsze posiedzenie zwołał na termin po 1 lutego 2023 r., czyli już po przeprowadzeniu przetargu na sprzedaż Korczowej Doliny. To był kolejny problem, bo obawialiśmy się, że kupimy Korczową Dolinę, a wierzyciele będą kwestionować rozstrzygnięty przetarg - zwraca uwagę Dariusz Pałczyński.

6. Oligarcha z Donbasu kupuje magazyny przy granicy

Drugą próbę sprzedaży Korczowej Doliny zaplanowano na 1 lutego 2023 r. Tym razem cena została obniżona do 19,3 mln zł. Okazało się, że wpłynęła jedna oferta i to aż o ponad 3 mln zł wyższa od ceny wywoławczej. Złożył ją biznesmen z Ukrainy, mający greckie korzenie Leonidas Giourusef, którego nazwisko zapisywane jest również jako Juruszew.

Dlaczego biznesmen z Donbasu tak bardzo chciał kupić magazyny przy granicy, że przebił cenę podaną przez syndyka o ponad 3 mln zł?

Nasze źródła zachodzą w głowę i pytają, czy w tym wszystkim chodzi wyłącznie o biznes, a może o politykę i działania wywiadowcze przy granicy. Podkreślają, że magazyny nie są aż tyle warte, ile dał za nie biznesmen z Donbasu, ale ich posiadanie może być świetną przykrywką do obserwowania tego, co dzieje się na przejściu polsko-ukraińskim. Nasi rozmówcy są tym bardziej zaniepokojeni, bo przeczytali dostępny w internecie raport Ośrodka Studiów Wschodnich z 2016 r. zatytułowany Fundament systemu. Starzy i nowi oligarchowie na Ukrainie.

Autorem raportu opisującego przemiany w Ukrainie jest Wojciech Konończuk, obecny dyrektor OSW. W swojej publikacji wykazywał, że system oligarchiczny pozostaje kluczowym mechanizmem kształtującym życie polityczne i gospodarcze Ukrainy.

SERGEI KARPUKHIN / POOL / PAP

Grudzień 2013 r., Moskwa. Spotkanie Władimira Putina z Wiktorem Janukowyczem na krótko przed upadkiem prorosyjskiego prezydenta Ukrainy

 

Juruszewa, urodzonego w 1946 r. w Doniecku, przedstawiał jako oligarchę niegdyś związanego z obalonym prorosyjskim byłym prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem. Pisał również o domniemanych związkach Juruszewa z ukraińskim półświatkiem, a konkretnie z Achatem Braginem, w latach 90. uchodzącym za tzw. ojca chrzestnego Donbasu.

Później, pisał Konończuk, Juruszew robił interesy w sektorze bankowym, w deweloperce, w przemyśle kolejowym i transportowym, a według szacunków z 2014 r. jego majątek był szacowany na 900 mln dol. Ponadto - wynika z publikacji dyrektora OSW - Juruszew był głównym sponsorem partii Arsenija Jaceniuka, w latach 2014-2016 premiera Ukrainy.

Dziś Wojciech Konończuk nie wycofuje się z głównych tez na temat Leonida Juruszewa, znanego również jako Leonidas Giourusef.

- Choć nie ma informacji, aby miał jakąkolwiek sprawę karną, w mediach ukraińskich panuje wyrobiona opinia na temat Juruszewa, czyli że jest oligarchą wywodzącym się z tzw. bandyckich lat 90. Po zamachu na jego znajomego kryminalistę Achata Bragina w 1995 r. Juruszew miał wyjechać na jakiś czas z Ukrainy i osiąść w Wiedniu. To tajemnicza i niepubliczna postać, jednak nie sądzę, że w Polsce chce realizować inne interesy niż gospodarcze. Nie ma też żadnych przesłanek, by twierdzić, że skoro kiedyś trzymał z Janukowyczem, to jest prorosyjski i proputinowski. Jak każdy oligarcha i biznesmen robiący biznesy z państwem ukraińskimi, przez lata dogadywał się po prostu z każdą urzędującą władzą - podkreśla Wojciech Konończuk.

Dyrektor OSW nie dziwi się, że Juruszewa zainteresowały magazyny po polskiej stronie, położone tuż przy przejściu z Ukrainą. Na podobny krok zdecydował się wcześniej Rinat Achmetow, inny oligarcha z Donbasu, który zainwestował w bazę logistyczną w Mościskach, czyli po ukraińskiej stronie granicy.

- Biorąc pod uwagę blokadę portów czarnomorskich oraz trwającą wojnę, Ukrainie zmieniły się szlaki handlowe. Polska jest dla tamtejszych oligarchów perspektywicznym kierunkiem, bo duża część eksportu z Ukrainy będzie szła właśnie przez nasz kraj - podkreśla Wojciech Konończuk z OSW.

7. Prawnik oligarchy kwestionuje raport OSW. Skarga do ambasady

Andrzej Iwańczuk/Reporter / East News

27 lutego 2022 r., uchodźcy z Ukrainy w Korczowej Dolinie

W przetargu na zakup Korczowej Doliny Leonidasa Giourusefa vel Juruszewa reprezentowała adw. Katarzyna Michno z Warszawy. Najpierw długo nie odpowiadała na pytania Onetu. Potem zwłokę tłumaczyła Wielkanocą oraz koniecznością wyjaśnienia kilku kwestii związanych z zamieszaniem wokół jej klienta. Zamieszaniem w jej ocenie absolutnie bezpodstawnym.

W rozmowie z Onetem adw. Katarzyna Michno wskazała, że jej klient to obywatel Grecji, z paszportem unijnym, który wywodzi się z obecnej od wieków w Ukrainie mniejszości greckiej. Określiła go jako urodzonego w Doniecku ukraińskiego patriotę. Poleciła też, aby zapisywać jego dane jako Leonidasa Giourousefa, bo tak się nazywa. Inne formy zapisu jego danych wynikają z próby przełożenia jego imienia i nazwiska na język ukraiński.

Zapewniała ponadto, że raport OSW rzuca na niego całkowicie nieprawdziwe światło. Nigdy nie był karany, dysponuje na to stosownym zaświadczeniem z Ukrainy i od zawsze prowadził legalne interesy.

- Dopiero od syndyka, z pisma jednego z wierzycieli złożonego do sądu, dowiedzieliśmy się, że istnieje jakiś raport OSW na temat mojego klienta. Zaczęliśmy to prostować, a po naszej interwencji ośrodek nieco zmodyfikował najbardziej rażący fragment swojej publikacji. Leonidasa Giourousefa to nie zadowala. OSW, jak dotychczas, nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, na jakiej podstawie sformułował w 2016 r. wobec mojego klienta zarzuty o jego rzekomych powiązaniach. Podjęliśmy też interwencję w polskiej ambasadzie w Kijowie. Zapewniam, że nigdy nie był powiązany z żadnymi grupami przestępczymi, nie jest prorosyjski, a za swoją antyrosyjską postawę został wpisany przez Rosję na listę sankcyjną. W pełni popiera integralność terytorialną Ukrainy i stanowczo sprzeciwia się agresji Władimira Putina na kraj, w którym się urodził. Jego firmy nadal działają w Ukrainie, wspiera działania humanitarne, w rejonie Czernihowa jego firma we współpracy z Międzynarodowym Czerwonym Krzyżem buduje 150 domów dla rodzin, które utraciły dach nad głową. Nigdy nie sponsorował partii byłego premiera Arsenija Jaceniuka. Nie był też w bliskich związkach z były prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem, nigdy nie popierał jego poglądów. Znali się osobiście, gdyż Janukowycz przed laty był gubernatorem Donbasu - zapewnia Katarzyna Michno.

Pani adwokat wyjaśniała nam również, dlaczego jej klient kupił Korczową Dolinę i dał za nią ponad 3 mln zł więcej od ceny wywoławczej.

- Z jego punktu widzenia, osoby prowadzącej szeroką działalność, również w Szwecji i w Czechach, magazyny mają świetną lokalizację. Dał znacznie więcej, bo w regulaminie przetargu było napisane, że jeśli dwie oferty będą różniły się mniej niż pół miliona złotych, to będzie aukcja. A jej wynik byłby niepewny. Dlatego też Leonidas Giourousef dał znacznie wyższą ceną, dla niego ten majątek jest po prostu tyle wart. Na razie hale będą służyły także jako hub do pomocy humanitarnej, a potem do normalnej działalności handlowej z krajami UE. Mój klient zamierza utrzymać dotychczasowe przeznaczenie handlowe hal oraz zwiększyć ich niewątpliwy potencjał - dodaje Katarzyna Michno.

8. Paweł Janda i bezpodstawne wykluczenie zawodowe

Darek Delmanowicz / PAP

Siedziba Sądu Rejonowego w Rzeszowie, którym przed laty kierował sędzia Paweł Janda

Zadaliśmy również wiele pytań kancelarii Janda Możdżeń Restrukturyzacje. W jej imieniu odpowiedział nam radca prawny Mirosław Możdżeń, przy czym zaznaczył, że wyraża również stanowisko byłego sędziego Pawła Jandy.

W odniesieniu do wygranej oligarchy z Ukrainy, biuro syndyka stwierdziło, że raport OSW na temat Giourusefa zawiera dość mgliste określania, a gdyby zarzuty miały okazać się prawdziwe, z pewnością skutkowałoby to reakcją organów ścigania Ukrainy. Ponadto, wskazuje syndyk, biznesmen z Donbasu przedłożył zaświadczenie o niekaralności, nie toczy się przeciwko niemu również żadna sprawa, nie ma też na swoim koncie zatartego wyroku.

Czy syndyk powiadomił jednak polskie służby, w tym ABW?

O wszystkich pozostałych kwestiach oraz czynnościach sprawdzających, jakie zostały podjęte, do czasu ich zakończenia syndyk nie będzie udzielał informacji - przekazał nam Mirosław Możdżeń.

Później mecenas Możdżeń przysłał nam kolejnego maila. Napisał, że ABW zakończyła czynności sprawdzające w sprawie sprzedaży Korczowej Doliny i agencja nie widzi przeciwwskazań do zawarcia umowy sprzedaży.

Wysłaliśmy do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego obszerne pytania, starając się potwierdzić wersję mecenasa Możdżenia. Niestety nie otrzymaliśmy na nie odpowiedzi poza jednym lakonicznym zdaniem: Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie komentuje sprawy.

Przejdźmy do kolejnych wątków.

Dlaczego Paweł Janda, jeszcze jako sędzia, w styczniu 2020 r. odmówił Korczowej Dolinie możliwości zawarcia układu z wierzycielami? W czyim interesie wówczas działał?

Powstała w lutym 2020 r. kancelaria syndyka, w imieniu Pawła Jandy, odpowiedziała nam, że miało dojść wówczas do rażącego pokrzywdzenia części wierzycieli oraz zaistniało szereg przesłanek skutkujących odmową zatwierdzenia układu, które zostały szczegółowo opisane w treści uzasadnienia postanowienia. Kancelaria wskazała, że decyzję Jandy potwierdził potem sąd drugiej instancji w Rzeszowie, a jeśli chcemy poznać szczegóły, możemy zajrzeć w akta.

W odniesieniu do pracy Pawła Jandy jako sędziego, a potem w kancelarii syndyka JMR, kancelaria nie widzi żadnego konfliktu interesu. Z sądu Paweł Janda odszedł w grudniu 2020 r. i jak zauważa spółka, jako sędzia nigdy nie współpracował z założoną wcześniej - dodajmy, że w tym samym roku - kancelarią Janda Możdżeń Restrukturyzacje.

Ponadto, wskazuje syndyk, decyzja o upadłości Korczowej Doliny została podjęta przez sąd w 2021 r., gdy Paweł Janda nie był już sędzią. Co prawda, jak wynika z informacji Onetu, w sądzie zostali sędziowie, których zna, ale Paweł Janda zapewnia, że to były relacje wyłącznie zawodowe. Wskazał również, że odchodząc z sądu, nie mógł przewidzieć, kogo sąd, z którego odszedł, powoła na syndyka.

I jeszcze jedna uwaga kancelarii: prawo nie zabrania, żeby były sędzia po odejściu z zawodu pracował w kancelarii syndyka.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin