Anselm Grim OSB Droga Pustyni Kierownictwo duchowe w apoftegmatach Kraków - Tyniec 1996 WSTĘP Kierownictwo duchowe stało się w ostatnich latach zasadniczym tematem w dziedzinie życia duchowego. Organizuje się specjalne kursy poświęcone temu zagadnieniu. Tej sztuki po prostu się „uczy". Wiele osób też poszukuje kierownika duchowego na swej duchowej drodze. Zadania kierownika czy mistrza duchowego zostały zanalizowane i rozwinięte w ramach ignacjańskich ćwiczeń duchowych. U św. Ignacego nacisk spoczywa na konkretnym rozpoznaniu woli Bożej. Dąży on do wypracowania u osoby prowadzonej wrażliwości na najdelikatniejsze nawet poruszenia duszy i przejawy działania łaski, a przez to do otwarcia na wypełnianie woli Bożej. Św. Ignacy pyta o konkretne powołanie człowieka w jego konkretnym otoczeniu. Powołanie jest przez niego odbierane zawsze jako wezwanie do czynu. Mnisi starożytni mniej pytają o wolę Bożą czy o naszą odpowiedzialność za świat. Interesuje ich, co czynić, by się zbawić. Takie pytanie może brzmieć nieco egoistycznie, ale w rzeczywistości stawia nas ono wobec poszukiwania sensu ludzkiej egzystencji: jak mogę być naprawdę człowiekiem, jak mogę stać się takim, jakim stworzył mnie Bóg? Św. Ignacy przedstawia odbywającemu rekolekcje sceny z życia Jezusa. Rozważając je rekolektant wchodzi w dialog z Bogiem. Dla mnichów natomiast życie Jezusa odgrywa rolę jakby o wiele mniejszą. Naturalnie, Biblia u nich jest zawsze jakoś obecna, choćby dzięki temu, że nierzadko znają ją na pamięć w całości. Jednak w radach, jakich udzielają proszącym, prawie w ogóle się ona nie pojawia. Mnisi natomiast bardzo często proponują ćwiczenia, których zadaniem jest zapoczątkowanie w poszukującym procesu samopoznania, konfrontacji z prawdą i przedstawiania Bogu wszystkich myśli i uczuć. Niektórzy z pewnym żalem stwierdzają, że kierownictwo duchowe starożytnych mnichów jest sui generis mało chrześcijańskie, że jedynie odwołuje się do religijnych i ludzkich zasad ogólnych. (Co jest bzdurnym zarzutem, bo tego jest mało, a mnisi żyli Słowem Bożym, dop. moje). Ale dziś ta właśnie szerokość może fascynować. Monastycyzm jest jakimś fenomenem ogólnoludzkim, pojawiającym się we wszystkich religiach i kulturach. Mnisi chrześcijańscy budują swe życie na Biblii, a duchowe kierownictwo jest dla nich naśladowaniem Chrystusa - duchowego Ojca, Pasterza i Nauczyciela, Paidagogosa (Klemens z Aleksandrii). W tej książce chcemy pytać Ojców Pustyni, jak rozumieli swe zadania mistrzów duchowych i jak kierownictwo duchowe praktykowali. Nie stawiamy sobie za zadanie systematycznego wykładu, ale raczej na podstawie kilku apoftegmatów chcemy przedstawić, jak Ojcowie odpowiadali na pytania i prośby, jak traktowali duchowe zranienia ludzi pytających. Przedstawimy metody ukazujące nieco ducha monastycznego, jednak bez usiłowań systematyzacji. I. FENOMEN Kierownictwo duchowe pojawia się już wśród jiłozofów greckich. Sokratesa uważano za przewodnika dusz, a nawet za „mistrza życia wewnętrznego". Upowszechniło się ono jednak przede wszystkim wśród Stoików. Plutarch, Epiktet czy Seneka są nie tylko nauczycielami, ale także w pewnym sensie spowiednikami (to też przesada i to duża!) czy przewodnikami duchowymi. Dążą do wprowadzenia ludzi na szczyty życia moralnego nie tylko przez naukę, ale też przez własny przykład. Kierownictwo duchowe greckich filozofów ma cechy nie tyle kierownictwa nam znanego, ile raczej jest formą kierownictwa moralnego. Sokrates chce być nie tylko nauczycielem, ale i przewodnikiem w drodze na szczyty życia moralnego. W monastycyzmie starożytnym kierownictwo duchowe jest szeroko rozpowszechnione. Każdy miody mnich jest związany ze swym duchowym ojcem, jemu ma obowiązek przedstawiać otwarcie swe myśli i uczucia oraz okazywać względem niego absolutne posłuszeństwo. Mnisi te działania chętniej nazywają duchowym ojcostwem niż duchowym kierownictwem. Ojciec duchowy - to ktoś więcej niż wychowawca czy „kierownik", więcej niż żydowski rabbi czy uczony w Piśmie. Jego ojcostwo zakorzenione jest w ojcostwie Boga. Ojcem staje się ten, kto oddał siebie i swe życie innym. W sensie absolutnym Ojcem jest tylko Bóg. Od Niego Chrystus otrzymał swe ojcostwo dla nas. Ojciec duchowy zaś winien naśladować Chrystusa jako naszego Ojca: Jeżeli jesteście ojcami, idźcie za Chrystusem, naszym Ojcem i żywcie nas jęczmiennym chlebem przez naukę poprawy obyczajów. Ewagriusz nazywa Chrystusa nie tylko Ojcem. Chrystus jest dla niego także matką: Jeden i ten sam Chrystus może być nazwany zależnie od kontekstu raz ojcem, raz matką: Ojcem dla tych, którzy posiadają Ducha przybrania za synów, matką zaś dla wszystkich, którzy wciąż jeszcze potrzebują mleka, a nie pokarmu stałego. U Pawła Chrystus jest Ojcem dla Efezjan, gdy objawia się im w tajemnicy mądrości, a matką dla Koryntian, gdy poi ich mlekiem. W monastycyzmie obok duchowych ojców spotykamy także duchowe matki, tzw. Ammy. Ich duchowe macierzyństwo naśladuje Chrystusa jako matkę. Darzono je identycznym zaufaniem, jak ojców; także i one mogły prowadzić człowieka w jego drodze do Boga. Ich służba odnosiła się przede wszystkim do kobiet, których psychikę znały lepiej. II. WYMAGANIA WOBEC KIEROWNIKA DUCHOWEGO W swych pismach ojcowie monastyczni żądają, by duchowy ojciec był pneumatikos, człowiekiem napełnionym Duchem Świętym. Dla św. Ireneusza duchowy jest ten człowiek, którego ciało i duszę zjednoczył i przeniknął Duch Święty. Człowiek duchowy wszystko, co w sobie odkrywa, poddaje Duchowi Świętemu, aby On to przeniknął i przemienił. Nic nie może tu być przez niego pominięte: ani dusza, ani ciało, ani to co świadome, ani to co nieświadome, ani rozum, ani uczucie, ani wota, ani popęd. „Starzec" staje się człowiekiem duchowym wtedy, gdy w pełni został przeniknięty Duchem Świętym, gdy poddał Jego działaniu wszystkie dziedziny swojej egzystencji i gdy Duch Święty stał się właściwą siłą napędową jego myśli i działań. Duchowy ojciec musi znać zarówno Boże tajemnice, jak i ludzkie serce. Kardiognosis według starożytnych jest darem znajomości serca. Dar ten pochodzi od Ducha, ale sam mnich musi też do niego dążyć: przez poznawanie własnego serca, przez rozróżnianie pojedynczych poruszeń, uczuć, nastrojów, myśli i planów, przez przenikanie własnego serca aż do dna. Poznawszy własne serce, będzie zdolny poznać także serce pytającego o radę. Znajomość serca, kardiognosis, obejmuje też dar obserwacji. Ojcowie poznają wewnętrzne poruszenia innych po ich gestach, po głosie, po sposobie opisywania swych problemów, stawiania pytań. O Euthymiusie powiadali, że rozpoznawał poruszenia psychiczne według objawów zewnętrznych. A o abba Pawle opowiadano tak: Błogosławiony Paweł (...) przyglądał się każdemu wchodzącemu do kościoła, patrząc, w jakim usposobieniu idzie na modlitwę. Pan bowiem udzielił mu tej łaski, że patrząc na człowieka, widział stan jego duszy, tak jak my widzimy wzajemnie swoje twarze. Paweł patrzy człowiekowi w serce i potrafi poznać, czy jest on otoczony przez aniołów czy przez demony. Kardiognosis jest wiedzą intuicyjną. Ojciec intuicyjnie wyczuwa stan człowieka. Nie potrzebuje żadnej metody, by zbadać jego myśli i uczucia. Poznaje serce bezpośrednio i aż do głębi. Znajomość sercu zawiera się bezpośrednio w darze rozeznawania duchów, diakrisis. Dar rozeznawania jest niezbędny dla ojca duchowego. Pozwala on przede wszystkim poznać, co dla poszukującego rady jest miarą właściwą. Diakrisis podobnie jak kardiognosis pochodzi od Ducha Świętego, jednak by do niej dojść, mnich powinien najpierw nauczyć się rozróżniać myśli i uczucia własnego serca. Wymaga to solidnych zmagań ze sobą samym, wieloletniej walki o czystość serca i uwolnienia się od namiętności (tzw. apathei). Mnisi przestrzegają przed usiłowaniem podejmowania duchowego ojcostwa i prowadzenia innych, zanim nie doprowadzi się do końca walki z własnymi namiętnościami, zanim nie dojdzie się do ich zrozumienia. Kto przedwcześnie przyjmuje służbę przewodnika duchowego, przypomina człowieka, który stara się łęczyc innych, będąc jeszcze chory. Za dążeniem do przewodzenia innym stoi pragnienie oddalania od siebie trudnej walki o własną wewnętrzną klarowność. Taki „kierownik duchowy'*staje się tylko „bezradnym doradcą". Abba Antoni miał zwyczaj mawiać: Mnisi, którzy zbyt wcześnie odchodzą na pustynię, uważają siebie nie tylko za zdrowych, ale i za lekarzy innych. Gdy ktoś z nas wychodzi na pustynię, chce innych wcześniej leczyć niż siebie. A nasze słabości powracają do nas i rzeczy ostatnie stają się groźniejsze niż pierwsze, i dlatego powiedziano nam: Lekarzu, ulecz najpierw samego siebie, inny ojciec powiedział: Nie nauczaj przed czasem, w przeciwnym razie będziesz przez całe życie nieroztropny! Istotnym wymaganiem stawianym ojcu duchowemu jest podjęcie i zakończenie walki z własnymi ułomnościami. Podjęcie takiej walki przynosi samopoznanie. Mnich uczy się obserwować swe złe cechy, pracować nad nimi, aby coraz mniej ulegać mocom demonicznym, a coraz bardziej wsłuchiwać się w Ducha Świętego. Na końcu duchowych zmagań stoi czystość serca i uczciwość wolna od własnych interesów czy zachcianek. Czystość serca jest warunkiem zjednoczenia z Bogiem. Pozwala ojcu duchowemu bezstronnie i bez własnych projekcji podejść do poszukującego ucznia. Ewagriusz Pontyjski nazywa ten stan apatheia i rozumie go jako wolność od wszelkich namiętności. Apatheia to jednocześnie miłość. Dzięki apathei ojciec duchowy może wsłuchać się w człowieka z uwagą pełną miłości i niezakłóconą własnymi namiętnościami. Apatheia oznacza nie tylko wolność od namiętności, ale i wolność od projekcji powstających w nas, gdy patrzymy na innych. Ten, kto osiągnął już apatheię, jest całkowicie otwarty na poszukującego rady, potrafi dokładnie zrozumieć jego słowa i mowę jego ciała. Ewagriusz dokładnie opisuje walkę z ośmioma przywarami. W swej książc...
Aizococ