klan wojowników cała książka.pdf

(3636 KB) Pobierz
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu
niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą
kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym,
magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź
towarowymi ich właścicieli.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci
— żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc
czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.
Redaktor prowadzący: Justyna Wydra
Grafikę na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock.
Helion S.A.
ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice
tel. 32 230 98 63
e-mail:
kontakt@beya.pl
WWW:
https://beya.pl
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres:
https://beya.pl/user/opinie/klanwo
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
ISBN: 978-83-283-9778-1
Copyright © Helion S.A. 2023
Printed in Poland.
Kup książkę
Poleć książkę
Oceń książkę
Księgarnia internetowa
Lubię to! » Nasza społeczność
Rozdział 1.
Początek
Amelia
Dawno, dawno temu, za siedmioma spalonymi do szczętu lasami, za
całkowicie wyschniętymi wodami, na zupełnie odległej planecie,
żyła
sobie dziewczyna. Czyli ja. Tak prawdopodobnie powinnam rozpocząć
moje przygody z pewnym typem spod ciemnej gwiazdy, albo inaczej
Księciem Ciemności, którego najchętniej bym unikała, ale los był prze-
ciwny moim planom. Dlatego na początku opowiem w ogromnym skró-
cie, kim jestem i kim na pewno nie jestem.
Wiadomo, jaki typ uwielbiają dziewczyny: silne bohaterki (które
podziwiałam), mające przy swoim boku albo zakochanych w nich chu-
dzielców, albo umięśnionych twardzieli. One musiały tylko zdecydo-
wać, kierując się własnym gustem, jak potoczą się ich losy oraz kogo
wybiorą. Lecz ta opowieść jest inna. Nie będzie o przystojnych mię-
śniakach,
gotowych na wszystko, byleby mnie zdobyć. Nie będzie rów-
nież o zakochanych we mnie słodkich nieudacznikach. Można by są-
dzić,
że
w związku z tym musi być jakiś konkretny początek, ale go nie
ma. Zapewne niektórzy za rozpoczęcie będą brać pojawienie się prze-
klętego metalowego statku na niebie Ziemi, inni początek porwań mło-
dych kobiet i mężczyzn, a jeszcze inni spustoszenie spowodowane przez
istoty wyższe.
Jednak każda opowieść musi mieć jakiś początek. Tak… Od czego
by tu zacząć? Och, już wiem! Od monotonii mojego nowego
życia.
Jest
ono równie ciekawe co gotowanie flaków w oleju. Cholerny blef.
I tak oto wygląda początek dnia, zwykła ponura codzienność.
3
Kup książkę
Poleć książkę
— Status?
Znów to okropne pytanie, przez które dostaję dreszczy.
— Twój status, dziewczyno!
Strażnik pochylił się w moją stronę, jakby oczekiwał,
że
skłoni mnie
tym do odpowiedzi. Nerwowo bębnił czerwonym długopisem w grana-
tową podkładkę, opartą na wielgachnej białej dłoni. Denerwowało go
moje codzienne kretyńskie zwlekanie. Każdy odpowiadał jak najszyb-
ciej, a ja wolałam siedzieć cicho jak najdłużej. Nie z buty czy czegoś
innego, tylko dlatego, aby sprawdzić jego cierpliwość. Może dawało mi
to troszeczkę satysfakcji: móc patrzeć na ich niezwykle blade twarze,
które stopniowo różowieją od wzrastającego zniecierpliwienia.
— Mężatka — warknęłam, a reszta ustawionych w szeregu Ziemian
zesztywniała.
— Jego Klan?
Westchnęłam ciężko.
— A jak myślisz? — Popatrzyłam na masywną sylwetkę strażnika. —
Od wczoraj raczej to się nie zmieniło.
Fascynowało mnie,
że
każdy, kto słyszy taką odpowiedź z ust „zdo-
byczy” jednego z nich, robi się dziwnie czerwony na twarzy. Nawet
białka oczu w jednej chwili zmieniają kolor na czerwony. A czerwony
oznacza furię.
W tym momencie powinnam zmienić swoje zachowanie. Nikt z Zie-
mian nie ma prawa doprowadzać do białej gorączki takich jak on. Tym
bardziej,
że
czeka za to kara.
— Jego Klan?! — krzyknął mi prosto w twarz.
— Wojownik. — Założyłam ręce na piersi i zatrzepotałam rzęsami. —
Numer miseczki stanika również mam podać?
Zignorował moje niecodzienne pytanie, zadając kolejne (doprawdy
nie mam pojęcia, skąd u mnie tyle odwagi, brakło mi jej podczas spo-
tkania z Nim), lecz nagle w pogrążonym w ciemności kącie dostrze-
głam postać. Poznałam ją od razu przez dumną postawę i nonszalancję,
z jaką opierała się o
ścianę,
oraz złożone na twardej klatce piersiowej
ręce. Kątem oka zauważyłam uniesioną do ciosu pięść, ale patrzyłam
tylko na niego, moją zmorę, istnego Księcia Ciemności.
Wolałabym zostać spoliczkowana, naprawdę! Lecz
świat
najwyraź-
niej sprzymierzył się przeciwko mnie. Tytus, mój mąż, którego „dosta-
łam”,
gdy zostałam porwana z Ziemi, pojawił się niczym bohater. Dość
4
Kup książkę
Poleć książkę
niechciany, bo wiedziałam, co może teraz zrobić. Wiedziałam też,
że
wykorzysta tę okazję,
żeby
stać się bohaterem ratującym swoją
żonę.
— Chciałeś uderzyć moją małżonkę? — zapytał cicho i groźnie, trzy-
mając rękę zielonowłosego strażnika w mocnym uścisku. Naprawdę nie
sądziłam,
że
do tego jest potrzebne naprężenie bicepsów. — Czy zdajesz
sobie sprawę, jakie to wykroczenie?
Wstrzymałam oddech, bo doskonale wiedziałam,
że
mu nie daruje,
bo ten
śmiał
pomyśleć,
że
może tknąć własność Tytusa Woodroka. Ta
myśl zasmuciła mnie, choć przecież właśnie tym jestem — własnością.
Złość wyparowała, ponownie w jej miejsce pojawiła się obojętność.
Aż do momentu, kiedy czarne jak smoła oczy Tytusa wbiły się w moje,
jakby potrafił czytać w moich myślach. Po jego opalonej, idealnej twa-
rzy przemknął cień.
— Ona wymierzy ci karę wedle prawa.
Moje oczy zrobiły się okrągłe niczym spodki. Jeszcze tego mi
trzeba! Nie dość,
że
męczy mnie samą swoją bytnością, to do tego musi
mnie dręczyć psychicznie?
— Ale ona nie należy do Klanu Wojowników! — zaprotestował strwo-
żony
strażnik.
— Jest moją
żoną
— powiedział, jakby to miało zakończyć sprawę
i wyjaśnić wszystko. Gówno prawda! To jedynie mnie zestresowało,
choć widząc po twarzach nielicznych Ziemian (zaduma, zawiść czy za-
zdrość widniała na nich niczym zadymiona chmura),
że
mogłoby się
wydawać zaszczytem. — No dalej, nie wstydź się, wymyśl, jak ukażesz
tego fajtłapę! — Niemal czule wyszeptał mi te słowa do ucha.
Przeleciało mi przed oczami tyle podobnych, ciągle powtarzających
się sytuacji, gdyż Tytus cały czas starał się zrobić ze mnie jedną z Wo-
jowniczek jego Klanu. One, w przeciwieństwie do mnie, z lubością
urwałyby głowę biedakowi o zielonych włosach albo skosztowałyby
jego krwi. Nawet by przy tym nie zwymiotowały ani się jakoś szczegól-
nie nie pobrudziły. One są wyzbyte współczucia i odrazy do samych
siebie, kiedy robią coś równie paskudnego.
Wzdrygnęłam się, przypominając sobie, jak ostatnio zostałam zmu-
szona do oglądania egzekucji na poślubionej przez Nondara Zie-
miance, która urodziła dziecko, owoc jej romansu z Ziemianinem. Gra-
tulowałam jej odwagi,
że
sama się przyznała, ale współczułam głupoty,
bo sama od początku doskonale zdawałam sobie strawę,
że
zdrada nigdy
5
Kup książkę
Poleć książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin