Jurga Paulina - My pleasure.pdf

(1538 KB) Pobierz
CHOMIKO_WARNIA
Copyright © by Paulina Jurga
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Otwarte 2023
Opieka redakcyjna: Arletta Kacprzak
Redakcja tekstu: Robert Chojnacki | Poprawni S.A
Adiustacja i korekta: CHAT BLANC Anna Poinc-Chrabąszcz
Projekt okładki: Monika Drobnik-Słocińska
Fotografia na okładce: Dari Ya / Shutterstock
ISBN 978-83-8135-743-222
www.otwarte.eu
Wydawnictwo Otwarte sp. z o.o.,
ul. Smolki 5/302, 30-513 Kraków
Wydanie I, 2023
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Anna Jakubowska
Odcinek 1
Michał
Subtelne piknięcie po mojej lewej sprawia,że zastygam w połowie wiązania windsora.
Zerkam na ekran telefonu i widząc wiadomość z Instagrama w skrzynce mailowej, pospiesznie
włączam komputer. Mam mało czasu, a chwilę trwa, zanim mój stary poczciwy laptop się
uruchomi. Szybko wystukuję adres portalu społecznościowego. Od miesiąca intensywnie
rozkręcam swój profil. Pod moim ostatnim zdjęciem pojawiło się mnóstwo polubień, głównie
lasek ze szkoły, oraz kilkadziesiąt pozytywnych komentarzy. To miłe i przyjemnie łechcze moje
ego. Ostatnio dużo czasu poświęcam na rzeźbienie ciała. Od roku regularnie chodzę z kumplami
na siłkę, dlatego większość moich samojebek to zdjęcia bez koszulki. Tak, jestem pod tym
względem strasznie próżny. Ale coraz częściej się przekonuję, że wygląd to jedyna rzecz, która
się liczy w obecnych czasach. Chyba że ma się dzianych starych...
Klikam ikonkę wiadomości i wyskakuje mi nazwa profilu: Farma Ciastek. Nie mam
pojęcia co to i w pierwszej chwili biorę to za spam. Jednak z jakiegoś powodu, zamiast ją od razu
usunąć, zaciekawiony otwieram.
Drogi Michale,
jesteśmy agencją, która zajmuje się poszukiwaniem modeli do sesji zdjęciowych do
Kalendarza dla Pań.
Gwarantujemy pełną dyskrecję i wysokie wynagrodzenie.
Zainteresowany?
Farma Ciastek
Parskam śmiechem.
Kalendarz dla Pań?
Nie jestem jakimś pieprzonym żigolakiem!
Wrzucam wiadomość do kosza i zamykam laptop, a telefon ciskam na komodę. Cichutkie
stuknięcie urządzenia o drewniany mebel przerywa chwilową ciszę, jaka nastała w pokoju.
Staję przed lustrem i kończę wiązać czerwony krawat. Dokładnie pamiętam, jak ostatnio
Natalia rzuciła mimochodem, że ten kolor idealnie pasowałby do moich orzechowych oczu
i ciemnej karnacji. Czasem, żeby rozluźnić atmosferę, rozpoczynała lekcje rozmowami zupełnie
nie na temat. Tydzień temu zeszło na studniówkowe kreacje. Nie muszę dodawać, że jeszcze tego
samego dnia pobiegłem do sklepu? Uśmiecham się do siebie na to wspomnienie i czuję, jak
przyjemny dreszcz podniecenia leniwie rozlewa się po moim ciele. Jak zawsze, kiedy o niej
myślę.
Zaciągam węzeł pod szyją.
Za ciasno!
Poluźniam go odrobinę. Nadal mnie dusi. Tak jak ten pieprzony garnitur. Nie przepadam
za formalnymi strojami, ale dzisiejsza okazja jest naprawdę wyjątkowa. Studniówka. Poza tym…
Cóż, zależy mi na tym, żeby się dobrze prezentować. Robię to dla niej. Dla Natalii… pani
profesor Natalii Redlińskiej.
Pamiętam dzień, kiedy niespodziewanie pojawiła się w naszej klasie, wywracając moje
życie do góry nogami, ratując mi dupę i sprawiając, że na zajęciach z matmy wiecznie byłem
skupiony.
Tylko nie na tym, na czym powinienem być.
Natalia dostała pracę na zastępstwo za tę starą raszplę, przez którą rok w rok zaliczałem
poprawki z matmy. Do tamtego wrześniowego dnia rozważałem nawet rzucenie szkoły.
W zasadzie chodzę do liceum tylko na prośbę mamy, która nadal żyje w przeświadczeniu, że
wyższe wykształcenie równa się wyższy status społeczny.
Gówno prawda.
O statusie społecznym
świadczy obecnie tylko grubość portfela.
Zza uchylonego okna dobiega mnie hałas rozpędzonych samochodów i stukot kół
przejeżdżającego w zawrotnym tempie InterCity. Słyszę, jak stos nieumytych szklanek drży na
moim biurku. Działa mi to na nerwy. Małe mieszkanie, które wynajmujemy, usytuowane jest na
trzecim piętrze starej kamienicy tuż przy dworcu PKP. Nienawidzę tego miejsca.
– Mamo, biorę auto – oznajmiam, wiążąc buty w przedpokoju.
Cisną mnie. Należało posłuchać rady mamy i je rozchodzić, ale jak zwykle postawiłem na
swoim.
– Tylko jedź ostrożnie! – Podchodzi do mnie i wygładza materiał krawata, uśmiechając
się z rozmarzeniem. – Jesteś tak samo przystojny jak twój ojciec. –
Który był gnojem i zostawił
cię, kiedy byłaś ze mną w ciąży. Ale to szczegół.
Patrzę na jej zmęczoną twarz i proste włosy w nijakim kolorze. Czasem się zastanawiam,
czy nie żałuje swojej decyzji. Zmarnowała dla mnie młodość.
– Kim jest ta wybranka, dla której się tak wypiękniłeś? – Jej pytanie wyrywa mnie
z ponurych myśli.
– „Wypiękniłeś”? Mamo, nikt już tak nie mówi! – Śmieję się szczerze.
– Przyprowadź ją kiedyś. Chciałabym ją poznać.
Wzdycham. Jedną z dłoni wciskam do kieszeni, a drugą drapię się z zakłopotaniem po
głowie.
Zrobiłbym to, ale jest poza moim zasięgiem.
– Nie ubrałem się dla kogoś, tylko żeby wyglądać, jak należy, na balu maturalnym. Tak
jak mnie uczyłaś, trzeba się ubierać stosownie do okoliczności. I tyle. – Wzruszam ramionami
i uciekam spojrzeniem w bok, żeby nie dostrzegła, że kłamię. Co mam jej powiedzieć? Że
podkochuję się w nauczycielce?!
– Jasne. – Uśmiecha się, jakby dobrze znała prawdę. – Baw się dobrze, kochanie.
– Będę. To na razie.
Zerkam jeszcze pospiesznie w lustro w przedpokoju. Oczy mi błyszczą
z podekscytowania. Sam przyznaję w duchu, że wyglądam zajebiście. Wizyty na siłce zrobiły
swoje. Mam świetną sylwetkę, dzięki czemu garnitur idealnie na mnie leży. Dłonią przejeżdżam
po włosach, robiąc zwyczajowy bałagan, i wybiegam na klatkę schodową. Już jestem spóźniony.
Gdy pędzę bocznymi drogami, moje ciało poddaje się nerwowemu pobudzeniu.
Pamiętam, jak wręczałem jej zaproszenie. Jak jej smukłe palce musnęły moje, a na ustach pojawił
się szeroki uśmiech. Miałem ochotę złapać jej dłoń i pocałować opuszki palców. I inne części
ciała… Ten dotyk rozprzestrzenił się niczym tornado po całym moim ciele. I skumulował
w kroczu.
Od dłuższego czasu to, co przy niej odczuwam, wykracza poza zwykłą relację
nauczyciel–uczeń. Chociaż chyba nigdy nie nazwałbym tego, co do niej czuję, sympatią. Ja po
prostu pragnę mojej profesor od matematyki od pierwszego pieprzonego dnia, kiedy tylko
przestąpiła próg pracowni matematycznej. Zresztą. Jest niespełnioną fantazją każdego zdrowego
faceta w naszej budzie. Na pierwszym roku magisterki, z figurą, jakiej z pewnością zazdroszczą
jej te wszystkie stare dupy, których szczytem ambicji jest udowodnić nam, jakimi jesteśmy
idiotami.
Wracam myślami do pamiętnego pierwszego tygodnia września, kiedy to Natalia… pani
Zgłoś jeśli naruszono regulamin