Małgorzata Warda - Najpiękniejsza na niebie.pdf

(1308 KB) Pobierz
Małgorzata Warda
Najpiękniejsza na niebie
1
Podziękowania
Dziękuję mojemu fantastycznemu redaktorowi Konradowi Nowackiemu oraz
wszystkim osobom z Black Publishing za ich intensywną pracę i entuzjazm.
Dziękuję Rodzicom, Siostrze Oli i Agnieszce Gil za czytanie książki w trakcie jej
kończenia i ustawienie mnie do pionu, kiedy wpadłam w czarną rozpacz.
Dziękuję Mamie za podsunięcie tytułu do książki.
Dziękuję Grzesiowi Marciniakowi za poświęcony mi czas i informacje o anemii
aplastycznej.
Ilonie Poćwierz-Marciniak dziękuję, ponieważ jak zawsze doskonale się spisała
pomagając mi zrozumieć, jakie powinny być moje bohaterki.
Dziękuję pracownikom Pogotowia Opiekuńczego w Gdyni im. Karola Olgierda
Borchardta za informacje o działaniu placówki.
Dziękuję Internautom, którzy podzielili się ze mną doświadczeniami adopcji i
poszukiwaniami bliskich.
Dziękuję Dorocie Keller za niekonwencjonalne rozwiązania dla książkowej akcji i
wysłuchanie moich długich przemyśleń. Dziękuję Agnieszce Sikorskiej-Celejewskiej za
rozmowy, które otworzyły mi oczy na powieść.
Dziękuję także przyjaciółkom, które bardzo mi pomagają i wykazują entuzjazm dla
moich działań i służą radą: Manuli Kalickiej, Ani Fryczkowskiej, Hani Cygler, Annie
Łacinie, Lucynie Olejniczak, Rysi Marii Ulatowskiej, Marioli Zaczyńskiej, Magdzie
Zimniak, Agnieszce Lingas-Łoniewskiej, Marcie Pilarskiej, Magdzie Pioruńskiej, Ani
Staszczak, Anecie Bednarskiej.
Dziękuję rodzicom męża za pomoc przy Sylwii, dzięki czemu miałam czas skończyć
książkę.
Na koniec, jak zawsze dziękuję mojemu mężowi, Maćkowi, za jego nieustającą wiarę
we mnie, pomoc przy pisaniu, pierwszą redakcję tekstu, szczerość, dzięki której staram
się pisać lepiej i umiejętne rozładowywanie żartami moich smutków i lęków.
W dowód uznania za cały jego wkład, to właśnie jemu i naszej córeczce Sylwii,
dedykuję tę książkę.
2
Winien jestem ci wszystko, ponieważ cię kocham.
Antoine de Saint-Exupéry
3
1
Współcześnie
Większość ciem zniknęła już w połowie jesieni, ale kiedy wychodzę wieczorem na
werandę, zauważam jedną krążącą wokół lampy, tak blisko, że za chwilę rozbłyśnie w
ogniu.
– Pani Pola Michalak?! – woła kobieta stojąca przy furtce. – Czy możemy
porozmawiać?!
Drewniane schody trzeszczą pod moimi stopami, gdy schodzę na trawnik pokryty
dziewiczą cienką warstwą śniegu. W ciemności nie widzę dobrze twarzy kobiety,
głównie rozpoznaję zarys jej drobnej figury, ciemnej kurtki i wełnianej czapki. Ostatni
dzienny autobus właśnie zawraca na pętli wąskiej drogi, rozświetlając reflektorami
sztachety ogrodzenia i żywopłot.
– Nazywam się Sylwia Kalińska. Potrzebuję pani pomocy.
– Nie zajmuję się tym. Jak mnie pani znalazła?
– Przejechałam taki kawał drogi z dzieckiem… Proszę chociaż posłuchać, z czym
przychodzę.
Dopiero teraz zauważam paroletnią dziewczynkę, która jej towarzyszy. Jest tak niska,
że ledwie wystaje zza żywopłotu. Wełniany beret spada małej na oczy, tylko niebieski
płaszczyk odznacza się w śnieżnej bieli. To ze względu na dziewczynkę przekręcam
klucz w zamku.
– Wejdźcie. Ale ostrzegam: niczego nie obiecuję.
W przedpokoju Sylwia pomaga dziewczynce odpiąć zamki w śniegowcach, a jej
spojrzenie trochę nerwowo obiega stylową komodę na giętych nogach, stojącą tuż przy
wejściu. W ramkach, które zauważa na blacie, powinny się znajdować fotografie mojej
rodziny: brata policjanta i mamy, z chustką na głowie, w okularach
à la
Jacqueline
Kennedy, z uszminkowanymi ustami. Dawniej były tu także zdjęcia taty, wysokiego
bruneta przypominającego Beara Gryllsa w ubraniach w stylu safari, z nieodłącznym
aparatem fotograficznym na szyi i takim wyrazem twarzy, jakby właśnie rozpoczynała
się przygoda jego życia. Dzisiaj zamiast zdjęć w ramkach stoją tylko szare kartki.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin