Ptaki czarownicy - Baśnie fińskie.pdf

(6721 KB) Pobierz
BAŚNIE FIŃSKIE
PTAKI
CZAROWNICY
 
Tłumaczyli: Cecylia Lewandowska,
Romuald Wawrzyniak
 
 
O BABIE, KTÓRA ZAWSZE SIĘ SPRZECIWIAŁA
 
ewien wieśniak ożenił się kiedyś, ale szybko
okazało się, że kobieta bez przerwy mu się sprzeciwia; robi
wszystko, czego się jej zabrania, nie robi zaś niczego co jej się
każe.
Zbliżały się święta i wieśniak, który był z natury łagodny i
nienawidził kłótni, chciał chociaż gwiazdkę spędzić w spokoju,
jak to na święta przystało. Myślał więc nad sposobem, jak by tu
zarządzić godne święta, tak od strony jadła, jak i napitku.
Wpadł w końcu na pewien pomysł i tak rzekł do żony:
— Nadchodzi Boże Narodzenie, ale nie piecz placków, bo to
dla nas biedaków za drogo.  
Ledwo to usłyszała gospodyni, a już wrzeszczy:  
— A właśnie, że zrobię, i to jeszcze ile! A mąż dalej udaje:  
— No, skoro już placków napieczesz. to nie rób przynajmniej
pierogów.  
Żona natychmiast się sprzeciwia: 
— A właśnie, że zrobię, i to jeszcze ile!  
— Jeśli już i pierogi zrobisz — stwierdził mężczyzna — to
wódki sobie na pewno już nie kupimy.  
— A właśnie, że kupimy! — burknęła gospodyni.  
— No tak — ciągnął mężczyzna nie zbity z tropu — jeśli i
wódkę kupimy, to na kawę ani grosza już nam nie zostanie.  
— A właśnie, że zostanie! — wykrzyknęła kłótliwa baba.  
— Skoro już i trochę kawy kupisz, to w każdym razie nie
możemy zaprosić gości — ciągnął mąż.  
— A właśnie, że zaproszę, i to jeszcze ilu!— oburzyła się
gospodyni.
 
 
— Ha, jeżeli i gości zaprosisz, i do stołu usiądą, to nie sadzaj
mnie na honorowym miejscu.
— A właśnie, że posadzę!
— Jeżeli już tak zrobisz, to przynajmniej nie dawaj mi
butelki z wódką do ręki — niby to prosił mężczyzna.
— A właśnie, że dam! — wrzasnęła baba.
— Jeśli i to zrobisz, to nie każ mi chociaż pić — poprosił na
koniec gospodarz.
— A właśnie, że będę ci kazała — odparła baba, tak jak i
poprzednio.
W taki oto sposób udało się mężczyźnie spędzić miłe święta.
Na przyjęciu były placki, pierogi, była wódka i kawa tak długo,
jak trwały święta, a i gości zjechało wielu. Ale świąteczna
radość trwała krótko. Zaraz po gwiazdce żona stała się jeszcze
kłótliwsza i jeszcze bardziej złośliwa. W końcu mąż, który już
nawet chwili spokoju nie mógł zaznać, pomyślał: „Dość już tego,
muszę się pozbyć tej głupiej baby!”
Kiedy nadeszło lato i pora sianokosów, poszedł gospodarz na
łąkę, przez którą przepływała bystra rzeka, a nad nią leżała
drewniana kładka. Naciął mostek siekierą tak, że ledwo mógł
utrzymać dorosłego mężczyznę. Wrócił do domu i rzekł do
żony:
— Mamy wspaniałą pogodę, pójdziemy na łąkę kosić.
Ruszyli, a kiedy dotarli do rzeki, mężczyzna pierwszy wszedł na
kładkę i ostrożnie przeszedł na drugą stronę. Lecz z drugiego
brzegu ostrzegł żonę:
— Przechodź ostrożnie i powoli, nie skacz, bo wydaje mi się,
że kładka jest już słaba i mocno nadgniła.
— A właśnie, że będę skakać! — krzyknęła baba i z całej siły
tupnęła nogą.
W tej samej chwili kładka złamała się, a kłótliwa baba
wpadła do rzeki, która uniosła ją ze sobą.
Rzucił się zaraz mężczyzna w pogoń wzdłuż brzegu, ale pod
prąd rzeki, żeby to niby szukać żony. Zauważyli go wtedy inni
kosiarze, którzy akurat pracowali na łące i zapytali:
— Czego szukasz?
— Swojej żony jedynej, mojej kochanej — odparł mężczyzna.
— Kładka się pod nią zarwała i żonka wpadła do rzeki — dodał
jeszcze.
— Czego więc, głuptasie, tutaj szukasz? — zapytali kosiarze.
— Jeżeli wpadła do rzeki, to przecież z prądem płynie!
— Tak wam się tylko wydaje — odparł mężczyzna. — Moja
żona całe życie się sprzeciwiała, to i pewnie po śmierci pod
prąd płynie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin