Lynne Farrow - Jod leczy.odt

(171 KB) Pobierz

 

Lynne Farrow

Jod leczy

 

Podziękowania


Badając złożony temat, autor napotyka wielu ludzi, którzy udzielają mu wskazówek oraz informacji. Człowiek nigdy nie wie, gdzie wyląduje albo kto mu pomoże. Nigdy nie wie, jakie palące pytania zrodzi praca detektywistyczna, kiedy zagadka będzie się pogłębiać. Niejednokrotnie zadawałam sobie pytanie, w jaki sposób się tu znalazłam. Dlaczego czytam o jodzie i syfilisie w XIX wieku? Po co kupiłam w Internecie manierkę na jodynę z czasów wojny secesyjnej? Jak te informacje mogą pomóc współczesnym ludziom? A tak w ogóle, to kogo obchodzi jod? Na szczęście globalna wioska, to znaczy internetowa społeczność jodowa, przejmuje się tym wszystkim i stworzyła skarbnicę zasobów, która wciąż się wzbogaca. Jest wiele osób, którym muszę podziękować.

Projekt Jodowy, który zapoczątkowali swoją pionierską pracą doktorzy Guy E. Abraham, David Brownstein i Jorge Flechas, stał się podstawą późniejszych badań nad jodem. Wraz z innymi wyrażam tym lekarzom głęboką wdzięczność, nie tylko za rewolucyjne myślenie, ale także za to, że odmienili życie tak wielu ludzi. Ta spuścizna żyje. Mam nadzieję, że ta książka będzie jedną z licznych prac zgłębiających znaczenie Projektu Jodowego dla historii medycyny.

Na moje szczęście całe mnóstwo innych osób, niebędących lekarzami, podzielało mój entuzjazm do wyszukiwania odpowiedzi na pytania: Skąd pochodzi jod? Dlaczego zniknął? Jak możemy ożywić informacje o „złotej epoce jodu”? Nazywamy tę obsesję „efektem Abrahama”, bo to właśnie dr Guy Abraham, ojciec Ruchu Jodowego, zaraził nas nieuleczalną ciekawością wszystkiego, co jest związane z jodem.

Jestem dłużniczką wielu osób, które inspirowały mnie i wspierały moje wysiłki przy pisaniu książki Jod leczy. Nie mogłaby ona zaistnieć bez ciekawości i badawczej biegłości internetowych grup jodowych: ­Curezone Iodine Forum, moderowanego przez Steve’a „Trappera” ­Wilsona, Laurę Olsson i Chrisa C. Vulcanela, oraz Yahoo Iodine Group, założonej przez Zoe Alexander, jodową pionierkę. Fredzie Van, dziękuję Ci za pomoc w rozpowszechnianiu informacji o jodzie, zbieraniu zasobów i opracowywaniu jodowych opowieści.

Janie Bowthorpe, Sandra Anderson i Deb Anderson Eastman, ekspertki w wymianie informacji między pacjentami, dostarczyły mi wzorcowy zbiór pism, z którego uczę się każdego dnia.

Chciałabym wyrazić wdzięczność naszemu zespołowi ekspertów Breast Cancer Think Tank, internetowej grupie dyskusyjnej Breast Cancer Choices, która przez tyle lat badań nad jodem otaczała mnie życzliwością i dostarczała tak wielu informacji oraz opisów eksperymentów. Sally Gould, dziękuję Ci za pomoc przy stronie internetowej www.BreastCancerChoices.org oraz przy gromadzeniu informacji.

Ogromne podziękowania dla tych spośród Was, którzy przeczytali ­rękopis i przedstawili swoje natchnione uwagi oraz sugestie – to dr ­David Brownstein, Kathleen Blake, Victoria Baker, Laura Olsson, Steve „Trapper” Wilson oraz Robin Stamm. Mam nadzieję, że zdołałam zawrzeć w tekście Wasze cenne wskazówki. Jeżeli nie, to cała wina leży po mojej stronie.

Lynn Razaitis, moja przyjaciółko i odwieczna entuzjastko jodu, dziękuję za Twoje mądre wytyczne od początku do końca pracy nad książką. Z niecierpliwością czekam na naszą wspólną pracę
w www.IodineResearch.com. Pomogłaś mi zadbać o to, żeby dziedzictwo jodu nigdy więcej nie zostało utracone.

Earl Foley i Ginny Kubler otrzymują podziękowania za mądre rady i cierpliwość. Sami wiecie, ile Waszej pracy znalazło się na tych stronach. Doktorze Gerry Simons, dziękuję za Twoje zaangażowanie jako naszego lekarza, znającego tematykę jodu. Twoja błyskotliwość i życzliwość sprawiała, że najtrudniejsze chwile zamieniały się w uśmiech losu.

Dziękuję organizacjom, takim jak Fundacja Westona A. Price’a, Amerykańskie Kolegium do spraw Postępu w Medycynie, Towarzystwo Kontroli Raka i Amerykańska Akademia Medycyny Anti-Aging za wczesne przyjęcie jodowego przesłania. Specjalne wyrazy wdzięczności za Annie Appleseed Project, który od początku przekazywał informacje o jodzie, otrzymuje Ann Fonfa, ostoja wymiany danych między pacjentami chorymi na raka. Mary Mucci z programu Long Island Naturally powinna otrzymać nagrodę od mieszkańców okolic Nowego Jorku za mówienie o jodowym kryzysie i za inne historie przedstawiane w jej programie. Do moich przyjaciół z biblioteki Amagansett – jestem Waszą dłużniczką.

I wreszcie to, co najważniejsze. Jestem zaszczycona tym, że tak wiele osób zgodziło się podzielić swoimi doświadczeniami na temat jodowego sukcesu na potrzeby tej książki. Zmieniliście moje życie. Zmienicie życie tych, którzy przeczytają Wasze płynące z serca słowa. Wasze słowa będą żyć nadal.

 

Słowo wstępne

Jod leczy. Skuteczny program terapii to bardzo potrzebna książka. Lynne Farrow napisała rzecz łatwą w czytaniu, która pomoże wielu osobom cierpiącym z powodu powszechnych dolegliwości, takich jak zmęczenie, przymglenie umysłu, dolegliwości tarczycowe i choroby piersi. Opis korzyści płynących z terapii jodem, przedstawiony przez panią Farrow, sprawia, że jest to frapująca lektura. Co więcej, książka opowiada długą historię stosowania jodu w leczeniu i wyjaśnia, dlaczego ten pierwiastek wypadł z łask konwencjonalnej medycyny.

Lynne opisuje własną drogę od choroby do dobrego zdrowia. Cierpiała z powodu niezliczonych dolegliwości. W końcu zdiagnozowano u niej raka piersi. Autorka przedstawia swoje własne doświadczenia z onkologami i innymi lekarzami. Nie była usatysfakcjonowana informacjami, których jej dostarczano. Lekarze nie potrafili odpowiedzieć na jej pytania o to, dlaczego zalecana kuracja ma być dla niej najlepszą spośród możliwości postępowania. Jako dziennikarka Lynne przeprowadziła swoje własne badania nad rakiem piersi i stwierdziła, że niedobór jodu może być brakującym ogniwem, wyjaśniającym, dlaczego u tak wielu kobiet stwierdza się raka piersi. Ta książka opisuje jej dociekania, podając zrozumiałe dla każdego informacje na temat jodu i raka piersi.

Istnieje mnóstwo badań kojarzących niedobór jodu z chorobami piersi (łącznie z rakiem). Prawdę mówiąc, sięgają one ponad 70 lat wstecz. A jednak medycyna konwencjonalna tkwi w swoim modelu operacji chirurgicznych, chemoterapii, radioterapii oraz terapii hormonalnej, choć wszystkie te kuracje prawie wcale nie zmieniają biegu choroby. Właściwie jedyną rzeczą, która uległa zmianie w ciągu ostatnich 70 lat, jest to, że u coraz większej liczby kobiet – nieomal u jednej na siedem – diagnozuje się raka piersi. Po znalezieniu badań kojarzących niedobór jodu z rakiem piersi Lynne wzięła sprawy we własne ręce i zaczęła uzupełniać jod. Natychmiast poczuła się lepiej. Zaobserwowała wiele pożytków zdrowotnych, które opisuje w książce. Po tym doświadczeniu uczyniła swoją misją informowanie ludzi o jodzie. To doprowadziło ją do organizacji Breast Cancer Choices, Inc., do której kieruję wiele swoich pacjentek.

Najbardziej uderzającą częścią książki są liczne opisy przypadków. Ludzie cierpiący na różne dolegliwości, od zmęczenia aż po łuszczycę, bóle głowy i nowotwory, przesyłali Lynne swoje historie o tym, jak terapia jodem poprawiła ich zdrowie. Wiele spośród nich wydaje się niewiarygodnych. Lecz dla mnie takie nie są. Przepisuję jod od ponad dziesięciu lat. Prawie każdego dnia wysłuchuję podobnych historii od moich pacjentów.

Na nieszczęście dla większości chorych, ich lekarze nie mają wiedzy o terapii jodem. Prawdę mówiąc, lwia część medyków uważa jod za substancję niebezpieczną, której należy unikać. Nie powinno mnie to dziwić. Od lat piszę i prowadzę wykłady dla lekarzy na temat pozytywnego oddziaływania jodu. Mogę was zapewnić, że zainteresowanie lekarza terapią jodem jest trudne. Odnoszę wrażenie, że oni nie dopuszczają do siebie myśli, iż jod jest niezbędny – że bez jego wystarczającego poziomu życie nie jest możliwe.

Przez ostatnie 40 lat poziom jodu w naszych organizmach spadł o ponad 50 procent. Konsekwencje tego faktu są poważne, łącznie z masowym wzrostem zapadalności na choroby piersi, tarczycy, jajników, macicy i prostaty. Jeżeli medycyna konwencjonalna nie poświęci ogromnych środków na poszukiwanie ukrytych przyczyn tych chorób, nadal będziemy oglądać niezadowalające wyniki jej starań. Główny nurt medycyny naprawdę zawiódł nas wszystkich swoim brakiem troski o wyjaśnienie właściwej przyczyny lawinowego wzrostu chorób. Nadal tkwi w starym trybie diagnozowania i leczenia. Nie dokonamy spójnego i definitywnego postępu w walce z tymi chorobami, jeżeli nie poznamy ich przyczyn. Przeczuwam, że ogromny wzrost występowania chorób przewlekłych można wyjaśnić niedoborami niezbędnych składników odżywczych, zaburzeniami równowagi hormonalnej i zwiększoną ekspozycją na toksyczne pierwiastki.

Ta część książki, która jest poświęcona zasobom, wyjaśnia, w jaki sposób sprawdzać niedobór jodu i jak unikać problemów związanych z jego zażywaniem. Od niektórych kolegów słyszę narzekania, że jod wywołuje skutki uboczne. Mają rację – wszystko, łącznie z terapią jodem, może oddziaływać niekorzystnie. Ale właściwe stosowanie jodu nie powoduje zbyt wielu takich konsekwencji. Informacje umieszczone przez Lynne w książce Jod leczy nauczą was, w jaki sposób minimalizować skutki uboczne przyjmowania jodu. Te same kroki zalecam moim pacjentom.

Uważam, że ta książka powinna znaleźć się w każdym domu. Zawarte w niej informacje mogą pomóc wam i waszym rodzinom uniknąć problemów zdrowotnych, którym można zapobiec. Gorąco polecam ją każdemu, kto jest zainteresowany poprawą stanu swojego zdrowia.

– dr n.med. David Brownstein

www.DrBrownstein.com

Autor 11 książek, w tym:

Iodine: Why You Need It, Why You Can’t Live Without It
(Jod – dlaczego jest ci potrzebny i dlaczego nie możesz bez niego żyć)

Overcoming Thyroid Disorders (Przezwyciężanie zaburzeń tarczycy)

Salt Your Way to Health (Posyp solą swoją drogę do zdrowia)

 

Wprowadzenie

Wszyscy myślą, że wiedzą, czym jest jod. Wszyscy się mylą.

– Earl Foley

Niedobór jodu zrujnował moje życie. Całymi latami cierpiałam na bóle głowy i tak poważne przymglenie umysłu, że utraciłam prawo jazdy za przejeżdżanie na znakach STOP. Sypiałam tak długo, że rodzina nazywała mnie „śpiącą królewną” i nie mogłam już pracować na pełen etat, nawet jeśli ratowałam się kofeiną i środkami przeciwbólowymi. Dorobiłam się nadwagi z powodu niezdiagnozowanych zaburzeń tarczycy. I wreszcie, kiedy sądziłam, że już gorzej być nie może, stwierdzono u mnie chorobę grożącą śmiercią.

Zrządzeniem losu jod wkroczył w moje życie w najwłaściwszym momencie. Dr Sherri Tenpenny, lekarka, którą poznałam przez przypadek na pewnej konferencji medycznej, wspomniała o stosowaniu jodu na mastopatię. Byłam zaintrygowana, ale sceptyczna. No bo w końcu – jod? Z pewnością nie chodziło jej o tę brązową buteleczkę z antyseptykiem, którą mam w apteczce. A tak w ogóle, to czym jest jod? Czy nie spożywamy go w wystarczającej ilości z solą jodowaną?

I tu zaczyna się detektywistyczna historia medyczna. Postanowiłam zbadać jod w najbardziej staroświecki sposób – zaczęłam od prześledzenia wyników mnóstwa badań medycznych, zagrzebanych w Narodowej Bibliotece Medycznej. Potem przeniosłam swoje dociekania o szczebel wyżej i zaczęłam tropić stare, niewznawiane książki medyczne. Kupowałam na eBayu dawne produkty jodowe, czasami nieużywane, z nietkniętymi instrukcjami zastosowania. Kiedy na aukcję wystawiono księgę rachunkową pewnej apteki z 1901 roku, natychmiast ją wylicytowałam. Jak łatwo się domyślić, była pełna jodowych recept. Zapisy na temat jodowej medycyny obejmowały cały świat, sięgały sto pięćdziesiąt lat wstecz, gdy jod nazywano „uniwersalnym lekiem”, i znacznie dalej – 15 000 lat wstecz – gdy stosowano go w postaci wodorostów. Znaleziska archeologiczne dowodziły, że prehistoryczni ludzie gromadzili pewne wodorosty. W nadziei na rozwikłanie tej zagadki zaczęłam opracowywać oś czasu, bo chciałam odtworzyć szereg wydarzeń prowadzących do momentu, w którym zaprzestano powszechnego stosowania jodu. Miałam zamiar wykryć wydarzenia, które doprowadziły do zniknięcia tego pierwiastka.

Dlaczego nikt się nie odezwał, kiedy w medycznym arsenale zabrakło nagle jodu? Akcja zaczęła się komplikować, kiedy odkryłam, że w 1948 roku pewien badawczy duet określił jod jako „niebezpieczny”. Ich opinii przeczyły wszystkie poprzednie lata, w których jod był szeroko stosowany na wszystko, od syfilisu po raka piersi. Nieważne. W jakiś sposób historyczne znaczenie stosowania jodu zostały wyrwane z podręczników medycznych i wykluczone z badań na ludziach. Dlaczego? Kto ukradł jod?

Dlaczego chleb wzbogacany jodem zniknął w latach 70. XX wieku? Czy jakiś czynnik w naszym środowisku mógł wypierać ten pierwiastek? Dlaczego dziś ludzie wydalają z moczem o połowę mniej jodu niż 40 lat temu? Czy chodzi tu o jakiś spisek, czy tylko o głupie zaniedbanie? Próbując rozwikłać zagadkę kradzieży jodu, doszłam do wniosku, że dowiedziałam się wystarczająco wiele, by uznać, że jod można bezpiecznie przyjmować w dawkach większych niż oficjalnie
zalecane.

Pewnego ranka rozpoczęłam dzień od połknięcia 50 mg jodu w postaci tabletek. Bingo! Mój mózg ożył. Przymglenie umysłu zniknęło. W następnych miesiącach ustąpiły wszystkie inne nękające mnie dolegliwości. Miałam więcej energii, a moja waga wróciła do normy. Nie było mi już zimno i nie musiałam nosić dwóch par skarpet. Poprawie uległy nawet drobiazgi. Kiedyś musiałam przez całą dobę smarować dłonie emulsją. Teraz trudno uwierzyć, że moje dłonie kiedykolwiek potrzebowały nawilżania. Jodowe doświadczenie wydawało się zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Skoro jod jest taki świetny, to dlaczego nie wszyscy o tym wiedzą?

W jaki sposób jedna tania substancja odżywcza może leczyć tak wiele chorób? No i w jaki sposób dorobiłam się niedoboru jodu? Zawsze jadałam owoce morza i sól jodowaną. Co się stało z jodem w moim pożywieniu? Gdzie się podział?

Potem odkryłam nowo powstały Projekt Jodowy, utworzony przez pionierskich doktorów Abrahama, Brownsteina i Flechasa. Dzięki ich „pracy detektywistycznej” to była prawdziwa kopalnia wiedzy na temat jodu! Ci lekarze już zajmowali się sprawą niedoboru jodu i bez rozgłosu, starannie gromadzili dokumentację. W Internecie zaczęły pojawiać się relacje z pierwszych jodowych eksperymentów. Kolejni lekarze zaznajamiali się z jodem i zaczynali go stosować. Pojawiały się grupy internetowe omawiające i badające zażywanie jodu.

Tak wiele osób donosiło o korzyściach i wymieniało się informacjami, że spróbowaliśmy opublikować „Często zadawane pytania”, aby rozpowszechniać te wiadomości. Stworzyliśmy zasoby internetowe, aby pomóc tym, dla których temat jodu był nowy.

Jak można się było spodziewać, sceptycyzm wystawił swój paskudny łeb w postaci krzykaczy zapowiadających, że wszyscy wkrótce poumieramy, bo przecież jod to „trucizna”. Niektórzy donosili o przejściowych skutkach ubocznych, ale nikt nie mógł zaprzeczać historiom sukcesu i ustępowaniu poważnych problemów zdrowotnych. Ilu osobom pomogła suplementacja jodu? W miarę jak kolejne strony internetowe (oraz lekarze) donosili o pożytkach z jodu, zaczęliśmy sobie uświadamiać, że pojawił się ruch obywatelski, rzucający wyzwanie panującej teorii na temat toksyczności jodu.

Moja praca detektywistyczna ujawniła dowody na to, że jod jest używany w tej bądź innej formie od 15 000 lat. Tak długa historia medyczna potwierdza jego skuteczność. Jod nie okazał się alternatywnym lekiem, lecz tradycyjnym lekiem, który został utracony.

Znowu zrobiło się ciekawie, kiedy odkryłam, że brom, „antyjodowy” pierwiastek, zaczął być dodawany do mąki w tym samym czasie, gdy usunięto z niej jod – w latach 70. XX wieku. Jod zniknął akurat wtedy, gdy brom zaatakował. Związki bromu stały się zagrożeniem środowiskowym, gdyż zaczęto je stosować (oprócz tego, że w pieczywie i mące) w materacach, żywności i innych produktach konsumenckich, wypierając znaczną część spożywczego jodu.

I co dzięki temu mamy? Idealny zbieg okoliczności dla kryzysu w postaci niedoboru jodu. Jak objawia się taki scenariusz? Zacznijmy od tego, że pomiędzy 1970 a 2000 rokiem wskaźniki chorób tarczycy i piersi wzrastały w zawrotnym tempie. Niższe poziomy jodu oznaczają spadki IQ i wzrost otyłości. Jodowy kryzys sprawił, że jesteśmy chorzy, grubi i głupi. Uważacie, że to czysto teoretyczny wniosek? Zapytajcie inne osoby, poza mną, które też były chore, grube i głupie. Wiele takich historii znajdziecie w tej książce.

Te opowieści ukazują, jakie dokładnie korzyści przyniósł ludziom jod, stosowany zarówno w małych, jak i dużych ilościach. Historia uczy nas, że kiedy pozwala się ludziom mówić to, co czują, rozpoczyna się rewolucja. Dlatego wiele jodowych raportów z pierwszej ręki niesie przesłanie lepiej, niż mogłaby to zrobić wtórna relacja. Przeczytajcie te historie. Poruszą wasze serca.

Jako dyrektorka organizacji non profit, zajmującej się stosowaniem jodu w celach zdrowotnych, dostaję z całego świata e-maile z takimi relacjami. Wendy Farrow (niespokrewniona ze mną) z Kanady, która w latach 80. XX wieku była pacjentką zmarłego już badacza jodu doktora W.R. Ghenta, odkryła naszą stronę i pomogła nam zebrać zaginione historie. Pewien imigrant z Rosji skontaktował się ze mną, żeby opowiedzieć, jak w jego kraju wdycha się jod, aby podczas podróży chronić układ oddechowy przed zarazkami. Ludzie przesyłają mi fotografie typu „przed i po”, termo­gramy i mammogramy. Historii sukcesów jest coraz więcej.

Nie możemy pozwolić, aby historie ruchu jodowego i jego założycieli rozpłynęły się we mgle przeszłości. Ktoś musiał napisać o tym, jak rozpoczął się ten ruch i w jaki sposób zmienił nasze zdanie o nadrzędnej teorii medycznej. Kiedy doktor Guy Abraham zainicjował Ruch Jodowy, nie zdawał sobie sprawy ze swego wyczynu. Wielu z nas, beneficjentów jego rewolucyjnych idei, uważa, że Nagroda Nobla to dla niego za mało. Ale możemy się na nią zgodzić.

I wreszcie, ta książka została napisana dlatego, że ludzie zainteresowani jodem potrzebują miejsca, w którym mogliby znaleźć często zadawane pytania i odpowiedzi, które opracowywaliśmy przez lata. Jod leczy. Skuteczny program terapii służy jako zawierający ważne lekcje przewodnik dla pacjentów. Zawarte tu informacje nie mają rangi porad medycznych. Proszę, podchodźcie do tej książki w duchu dziennikarskim, w jakim została pomyślana. Opowiadajcie o niej. Pożyczcie ją swojemu lekarzowi. Uczmy się nadal od siebie nawzajem.

 

Odnalezienie jodowego
rozwiązania – moja podróż


Rozdział trzeci

Badania nad rakiem piersi prowadzą do jodu

Uzdrawianie jest kwestią czasu, ale bywa także kwestią sposobności.

– Hipokrates

Większość lekarzy zgadza się z oficjalnymi wytycznymi, ponieważ sądzą, że ci, którzy je opracowali, musieli się starać i wiedzieć, co robią – w końcu należeli do Komitetu Wytycznych. Tak jak my wszyscy, lekarze mają tendencję do wiary w te pięć strasznych słów związanych ze służbą zdrowia:

– Przecież muszą wiedzieć, co robią.

Na lokalnej konferencji zadałam pytanie lekarzowi, który pełnił rolę dyrektora Oddziału Raka Piersi w jednym z głównych szpitali onkologicznych w kraju.

 

– Czy radioterapia zwiększa ogólną przeżywalność u pacjentek z rakiem piersi?

Zadałam to pytanie, bo przejrzałam literaturę medyczną i znałam już odpowiedź, która brzmiała: „Nie”. Testowałam go, żeby sprawdzić, czy jego informacje są wiarygodne.

Jego odpowiedź:

– Radioterapia musi zwiększać przeżywalność, ponieważ stosujemy ją w naszym szpitalu.

Miałam ochotę wrzasnąć:

– Czy nie dostrzega pan błędu logicznego w swoich słowach? Cokolwiek pan robi, musi być słuszne, bo pan to robi?

Ale stałam milcząca z tyłu widowni, wiedząc, że właśnie jestem świadkiem jednego z najcudaczniejszych, najbardziej aroganckich momentów w historii medycyny. Nikt nie wrzasnął, nawet ja. Byliśmy zbyt oszołomieni.

Tak rozpoczęła się moja misja aktywistki walczącej o informacje na temat raka. Nie zamierzałam pozwolić, żeby prawdziwe dowody pozostawały tajemnicą. Te dowody są dostępne dla każdego w Internecie, na stronie Narodowej Biblioteki Medycyny. Informacja medyczna nie jest już zamknięta w srebrnej szkatule, do której mają dostęp tylko uprzywilejowani. Czy przeglądanie badań jest praktyką alternatywną? Tylko wtedy, gdy ich weryfikację uznaje się za działalność wywrotową!

Nauczono mnie, żeby nigdy nie dzielić się swoimi głębszymi przemyśleniami z pacjentem. A kiedy złożyłem Przysięgę Hipokratesa w 1989 roku, zobowiązałem się do utrzymywania mojej wiedzy medycznej w tajemnicy. Zatem do niedawna po prostu nie wolno było zostać wnikliwym, zaangażowanym i kompetentnym pod względem medycznym uczestnikiem opieki medycznej nad kimkolwiek. A wśród lekarzy trwa solidny opór, niechęć i odmowa uznania nieodpartego faktu, że dzięki Internetowi pacjenci są lepiej poinformowani, bardziej odpowiedzialni i kompetentni pod względem medycznym.

– prof. dr Alan Greene, pediatra ze Stanford, E-patients White Paper

Możliwości w wypadku raka piersi

Znalazłam organizację non profit o nazwie Breast Cancer Choices, Inc. (Możliwości w Wypadku Raka Piersi). Na naszej stronie internetowej, www.BreastCancerChoices.org, możecie sprawdzić, że specjalizujemy się w analizowaniu dostępnych informacji na temat tego nowotworu. Nasza misja obejmuje trzy cele: ujawnianie, ujawnianie, ujawnianie. Aktywistką walczącą o informacje na temat raka piersi zostałam nie dlatego, że miałam za dużo wolnego czasu. Nie miałam innego wyboru. Prowadzenie własnej pracy detektywistycznej stało się dla mnie jedyną alternatywą, kiedy strategia kapitulacji nie zdała egzaminu.

Nauczyłam się analizować badania na temat leczenia i terapii raka piersi, ponieważ nie znalazłam żadnego innego sposobu zdobywania informacji. Wyglądało na to, że moi lekarze nie czytali podstawowej literatury. Kiedy zapytałam swoją onkolożkę o badania naukowe, powiedziała, że musi kogoś zapytać, gdzie można znaleźć ich wyniki.

 

Gdyby przeczytała podstawowe prace, wiedziałaby, że dowody nie są zgodne z oficjalnymi wytycznymi.

Onkolodzy i chirurdzy byli zbyt zajęci przestrzeganiem wytycznych opracowanych przez komitet, żeby sprawdzać, czy są one oparte na dowodach naukowych, czy nie. A wystarczy zajrzeć do literatury, żeby się przekonać, że w wypadku raka piersi to, co nazywa się medycyną opartą na dowodach, wcale nią nie jest. Jest oparte na konsensusie. To duża różnica. Różnica zmieniająca życie. O medycynie opartej na dowodach można mówić, kiedy w badanej grupie pacjentów wzrasta przeżywalność. Medycyna oparta na konsensusie oznacza, że grono lekarzy uważa, iż jakaś metoda leczenia to dobry pomysł. Poważnie. Zresztą śmiało, sami to sprawdźcie.

Po raz kolejny dolegliwości fizyczne wyszły mi na dobre. Tym razem nie chodziło o złamanie palca stopy, które uratowało mnie na konferencji prasowej, tylko o raka piersi, który zmusił mnie do głębszych poszukiwań i nieuznawania status quo. Dreszczyk, jaki daje odkrywanie ukrytych informacji, jest emocją równie potężną jak euforia po narkotyku. Byłam uzależniona i nie mogłam zawrócić.

Grzebanie w badaniach na temat raka piersi doprowadziło mnie do jodu. Nie sądziłam, że kiedykolwiek coś będzie pasjonować mnie bardziej niż podejrzany świat leczenia nowotworów, ale potem, pewnego jesiennego dnia, przypadkowe spotkanie zmieniło ten stan.

Opowiem wam, w jaki sposób to zdarzenie nie tylko odnowiło moją fascynację morzem, ale również sprawiło, że pragnę opowiadać o wodorostach i jodzie każdemu, kto chce słuchać.

W 2005 roku na konferencji stowarzyszenia American College for the Advancement of Medicine (ACAM) podeszła do mnie Sherri Tenpenny, doktor kręgarstwa. Zapytała, czy słyszałam coś o stosowaniu jodu na piersi. Odparłam, że wiadomo mi tylko o pracy Ghenta i Eskina na temat korzystnego działania jodu w przypadku mastopatii, łagodnej choroby sutka.

No ale w końcu łagodna choroba to coś całkiem innego niż nowotwór złośliwy, prawda?

 

Walczyłam o informacje na temat raka piersi już od wielu lat. Jeździłam na wszystkie konferencje, kontaktowałam się z najbardziej postępowymi lekarzami. Gdyby jod był dobry na raka piersi, z pewnością bym o tym usłyszała. Prawda?

Nieprawda!

Tylko dlatego, że bardzo szanowałam dr Tenpenny jako słynną przeciwniczkę szczepionek, skorzystałam z jej sugestii, żeby dowiedzieć się więcej o jodzie. Po powrocie do domu wpisałam do Google’a „jod, piersi” i wyskoczyło mi bardzo niewiele linków. Przeszukałam więc bazę danych Narodowej Biblioteki Medycyny, znaną jako Pubmed. Stwierdziłam, że naukowcy z co najmniej pięciu krajów dopatrzyli się silnych związków pomiędzy guzami piersi i niedoborem jodu. Te badania rozpoczęły się prawie 50 lat temu. Czułam się upokorzona i zdezorientowana, a mimo to w mojej głowie wciąż odzywało się to samo aroganckie zdanie. Studiowałam raka piersi i wszelkie możliwe podejścia do jego leczenia od ponad dziesięciu lat. Gdyby jod miał cokolwiek wspólnego z rakiem piersi, słyszałabym o tym.

Dałam sobie dwa tygodnie na przeczytanie pełnych wersji artykułów, żeby sprawdzić, co zdołam odkryć. Potem musiałam zajrzeć do niektórych pism i książek przywołanych w bibliografiach, więc wygospodarowałam na swoje badania jeszcze miesiąc. Potem kolejny miesiąc. Nie mogłam zrozumieć, w jaki sposób opis związku pomiędzy jodem a chorobami piersi mógł tkwić w Narodowej Bibliotece Medycyny przez 50 lat i nigdy nie trafić do źródeł, które bym znała.

Dlaczego autorzy tych badań nie prezentowali swoich odkryć na konferencjach medycznych? Wyobraźnia podsuwała mi interpretację psychologiczną – może ci naukowcy byli bardziej nieśmiali niż reszta albo nie chcieli być oskarżani przez kolegów o to, że wyolbrzymiają znaczenie swoich badań?

Potrzebowałam więcej intelektualnej pewności siebie. Wtedy jeszcze nie słyszałam o doktorze Guyu Abrahamie… ani o tym, że przez ostatnie 50 lat obowiązuje faktyczne moratorium na badania nad jodem. Wciąż rozumowałam jak przeciętny człowiek i nie ogarniałam tego, co dr ­David Brownstein nazywa częścią współczesnej medycyny, przypominającą Alicję w krainie czarów.

 

Jako niezależna badaczka zajmuję się sprawdzaniem informacji, a nie medycyną.

Od tamtej pory odkryłam, że nie wszystkie badania są dostępne w Internecie. Trzeba wejść do prawdziwego świata. Zaczęłam odgrzebywać stare księgi apteczne. Kupowałam na aukcjach jodowe „śmieci” – znalazłam liczące sobie 100 lat weterynaryjne broszury o uzupełnianiu jodem karmy dla żywego inwentarza, wyszukałam broszurę z lat 50. XX wieku na temat leczenia nimfomanii preparatem przeciw-jodowym.

Dziś półki w moim gabinecie są zapchane starymi książkami medycznymi na temat jodu. Opisy badań wypełniają segregatory. Moje jodowe śledztwo wyszło daleko poza oficjalną literaturę medyczną, wkraczając w takie dziedziny, jak geologia, antropologia i archeologia. Może to niekonwencjonalna metoda badań, ale nie musiałam się liczyć z ograniczeniami narzucanymi przez komitet recenzentów i nie mogłam stracić prawa wykonywania zawodu lekarza, bo go nie miałam. Jako niezależna badaczka zajmuję się sprawdzaniem informacji, a nie medycyną, więc mogę podążać za jodem wszędzie tam, dokąd zaprowadzi mnie moje śledztwo i przedstawiać prawdę.

Przekonałam się, że poza badaniem medycznej i niemedycznej nauki, mogę rekonstruować dzieje jodu w XIX i XX wieku, wyszukując związane z nim przedmioty u kolekcjonerów handlujących medycznymi antykami. W ramach swych nieprofesjonalnych działań dochodzeniowych organizacja Breast Cancer Choices zdołała zebrać: manierkę na jodynę z czasów wojny secesyjnej, urządzenia do jodowych inhalacji, różnorakie mieszanki do leczenia kiły, jodowy medalion Brytyjskiego Czerwonego Krzyża sprzed 50 lat oraz maści na torbiele piersi – żeby wymienić tylko kilka zabytków. Zlokalizowaliśmy nawet puszkę jodowego proszku pochodzącą z czasów, kiedy Van Gogh z zachwyt...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin