Lenie Sanfridsson, Barbro von Schönberg
i Inger Sjöholm–Larsson z gorącym i serdecznym
podziękowaniem za niezapomniany wkład
w powstanie niniejszej książki!
Szampan zaraz po napadzie na bank nieco przytępia intelekt.
Märtha, lat 79
PROLOG
Chwila, w której poszukiwana listem gończym siedemdziesięciodziewięcioletnia emerytka Märtha włożyła do swojej dużej materiałowej torby w kwiaty żółty ser, argentyńską kiełbasę i wykwintny pasztet z owoców morza, była początkiem nowego życia.
Szumiała klimatyzacja, brzdękały koszyki, męczył ją sklepowy gwar. Najwyższa pora wrócić do apartamentu w Hotelu Orleans, w którym mieszkała razem ze swoimi przyjaciółmi. Drink i małe co nieco będzie jak znalazł przed wieczorną rundką po kasynach. Przecież są w Las Vegas. Märtha z zadowoleniem zanuciła pod nosem. Tutaj łatwiej przemycić odrobinę nalewki z moroszek pod kamizelką.
– Kochani, czas wrócić do hotelu na odpoczynek – zarządziła i ułożyła swoje krótko obcięte białe włosy pod przeciwsłonecznym kapeluszem z szerokim rondem. Jej zadbane dłonie mocno ścisnęły torbę, a czarne buty Ecco zastukały na chodniku.
Emerytowani przyjaciele Märthy: Geniusz, Grabi, Anna–Greta i Stina, przytaknęli, grzecznie zapłacili przy kasie za swoje sprawunki, a potem ruszyli za nią. Minęło ponad pół roku, odkąd opuścili Szwecję po ostatnim skoku à la Robin Hood i od tamtego czasu starali się nie zwracać na siebie uwagi. Ale mieli już dość. Nuda zabija. Najwyższy czas coś zrobić.
Pod sklepem czekał na nich pies, a obok niego stały chodziki. Cocker spaniel zaszczekał radośnie i skoczył na smakowicie pachnącą torbę Märthy. Tych pięcioro emerytów lub Emerycka Szajka, jak czasem nazywali samych siebie, wychodziło na spacery z psem hotelowego portiera. Teraz, pogłaskawszy suczkę, Märtha przyjaźnie, ale stanowczo odsunęła ją od torby. Następnie odwróciła głowę i zobaczywszy, że wszyscy są gotowi, ruszyła przed siebie. Pozostali pospieszyli za nią.
Ponad ich głowami wyrastały białe hotelowe budynki, wokół lśnił asfalt. Migotały neonowe szyldy, upał dawał się we znaki. Jakiś policyjny radiowóz minął ich z zawrotną prędkością. Po zaledwie kilku krokach Märtha była już zlana potem. Sapiąc, skręciła w Hayes Street, wyjęła swój wachlarz i zaczęła nucić Wędrujemy po górach pachnących...
renfri73