Maja Kotarska - Ostrożnie z marzeniami.pdf

(990 KB) Pobierz
Maja Kotarska
OSTROŻNIE Z MARZENIAMI
Wydawnictwo Estymator
Warszawa 2021
ISBN: 978-83-66719-41-5
Copyright © Maja Kotarska
Projekt okładki: Olga Bołdok
Na pogrzebie zięcia Sabina Boszko zachowywała się godnie i dystyngowanie. Stała
wyprostowana, błądząc spojrzeniem gdzieś ponad głowami niewielkiej grupki
żałobników. Na jej twarzy malowała się zaduma przyprawiona odrobiną smutku. Poza
jak najbardziej stosowna do okoliczności. Odprowadzała w ostatnią drogę człowieka,
który nigdy nie był jej bliski, a po śmierci jedynej córki stał się kimś więcej niż
obcym – stał się wrogiem. I kiedy tak spoglądała z góry na zamkniętą już trumnę, była
skłonna wybaczyć nieboszczykowi wiele, ale nie wszystko. Trudno jej było pogodzić
się z faktem, że trwająca od lat wojna domowa wygasła tak niespodzianie. Kilka
spraw pozostało niedokończonych, kilka sporów nierozstrzygniętych. Na otarcie łez
pozostała jej tylko satysfakcja, że nie dała się draniowi wpędzić do grobu. To nie jej
grano „Marsza żałobnego”, nie jej...
*
Sabina Boszko stała w oknie i zza niedokładnie zaciągniętej firanki obserwowała
poczynania wroga. No, proszę, co za maniery, pomyślała. Ledwo wstało słoneczko, a
ta wstrętna dziewucha już tu jest i węszy. Pewnie się nie mogła doczekać, żeby
zobaczyć na własne oczy, co też ukochany wujaszek zostawił jej w spadku.
Kompletny brak manier i zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Taka to wyrwie
nieboszczykowi poduszkę spod głowy, zanim zwłoki zdążą ostygnąć. Ale czego
można się spodziewać po krewnej Tadeusza?
– Jedna krew, jedna zaraza, tfu! – prychnęła gniewnie. – Ty też jesteś na tej liście
– poinformowała szarą kotkę kręcącą się po kuchni. – Jesteś jedyną rzeczą, którą ta
Agnieszka jakaś tam dostała w całości. Teraz ma pół domu, pół sadu, pół trawnika i
całą kotkę. Ale nic się nie martw, kochana, pani nie pozwoli cię skrzywdzić. Nie z
takimi dawałyśmy sobie radę, co, Matylda? – Sabina wzięła kotkę na ręce i
powędrowała do kolejnego okna, bo obserwowany obiekt na moment zniknął jej z
oczu.
Dziewczyna najwyraźniej gdzieś się spieszyła, bo jej wizyta na Sławińskiej trwała
najwyżej dziesięć minut. Pokręciła się jeszcze trochę po sadzie, ponownie zadzwoniła
do drzwi wejściowych i nie doczekawszy się odzewu, wsiadła do samochodu i
odjechała.
Sabina nie miała wątpliwości, że wróci, może nawet dzisiaj, dlatego bez zwłoki
zabrała się do realizacji swojego najnowszego pomysłu. Postanowiła obrzydzić tej
przybłędzie pierwsze chwile w nowym domu. Kolejne oczywiście też, ale nic na siłę.
Najpierw należało rozpracować wroga, poznać jego słabe strony i wszelkimi
dostępnymi środkami zmusić do odwrotu.
Wyjęła z puszki po herbacie pęk kluczy, które znalazły się w jej posiadaniu już
dawno i nie całkiem legalnie, i zeszła na parter.
W dawno nie wietrzonym wnętrzu panowały upał i zaduch, co niezwykle ją
ucieszyło. Do pełni szczęścia brakowało jej jeszcze rozkładających się zwłok, ale tym
deficytowym towarem niestety nie dysponowała. Postawiła więc na cuchnące
naftaliną kulki na mole i stare szmaty przesycone stęchlizną. Na dzień dobry powinno
wystarczyć, a potem się pomyśli, zdecydowała, kierując się prosto do piwnicy będącej
prawdziwą kopalnią rzeczy, które już dawno powinny skończyć swój żywot w
śmietniku, ale z jakichś powodów ktoś się nad nimi ulitował.
Starsza pani starannie przeczesała wszystkie pomieszczenia, szczególnie te
użytkowane przez zięcia, i po niespełna godzinie mogła ogłosić koniec poszukiwań.
Sporo czasu zajęło jej przetransportowanie tego wszystkiego na górę i
wkomponowanie w wystrój mieszkania, ale z efektu końcowego była bardzo
zadowolona.
Na pierwszy rzut oka w pomieszczeniu niewiele się zmieniło. Stary dywan z
nowym zamieniły się miejscami, wróciła lampa z płóciennym abażurem, a w szafie
zawisło wyliniałe futro i kilka od dawna już niemodnych sztuk odzieży. Ale
najbardziej śmierdziała stara spleśniała kołdra, dla niepoznaki przebrana w czyściutką
powłoczkę.
Sabina była już gotowa do wyjścia, kiedy przyszła jej do głowy jeszcze jedna
świetna myśl. Z wnęki przy schodach zabrała używaną kocią kuwetę i umieściła pod
kuchennym stołem.
– Kuweta zostaje, ale jeszcze dzisiaj kupię ci nową – powiedziała do Matyldy
nieśmiało obwąchującej swoją własność. – Ale nie krępuj się, kochana, jeszcze raz
możesz skorzystać – zachęciła. – Bardzo ładnie – pochwaliła kotkę. – Pamiętaj, że
walczymy o większą przestrzeń życiową i jeśli każda z nas stanie na wysokości
zadania, ten dom będzie nasz i tylko nasz!
*
Michał zadzwonił tuż przed północą. Przeprosił za późną porę, ale nie mógł wcześniej
ze względu na obowiązki służbowe. Agnieszka westchnęła. Tak właśnie wyglądały
ich kontakty przez ostatnie miesiące. Czułe słówka szeptane do słuchawki i najwyżej
jeden wspólnie spędzony weekend w miesiącu. Powinna się już do tego przyzwyczaić,
ale ostatnio złapała się na myśli, że coraz trudniej jej znieść samotność. Szczególnie
teraz, kiedy zwaliło się jej na głowę tyle spraw. Pocieszenie, że dziewczyny
marynarzy widują swoich chłopców jeszcze rzadziej, nie na wiele się zdało. Pozostało
jej tylko zacisnąć zęby i jakoś wytrzymać tych kilka ostatnich miesięcy rozłąki.
– Oho! Ktoś jest dzisiaj w kiepskim humorze! – Michał doskonale wyczuł nastrój
Agnieszki. – Powiesz mi, co się stało, czy mam zgadywać?
– Byłam obejrzeć ten dom...
– I co, jak to wygląda? – Michał nie potrafił powstrzymać ciekawości. Wizja
lokalna miała zdecydować, czy w ogóle warto zawracać sobie głowę tym całym
spadkiem. Testament testamentem, ale rzeczywistość mogła wyglądać całkiem
inaczej. Jeśli ten niesympatyczny wujek podarował Agnieszce jakąś ruderę na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin