Żeleński Tadeusz - Piosenki i fraszki ''Zielonego balonika'' (1908).txt

(63 KB) Pobierz
Tadeusz Boy-ĹťeleĹski
Piosenki i fraszki "Zielonego Balonika"
     
     "Sokrates, warum treibst du keine Musik?"
     (Nietzsche: Geburt der TragĂśdie)
PRZEDMOWA
KILKA SĹĂW O PIOSENCE.
     ByĹo to w ParyĹźu; ktĂłregoĹ wieczora waĹÄsaĹem siÄ wzdĹuĹź bulwarĂłw, gdy nagle zbudziĹ mnie z zamyĹlenia gĹos przeraĹşliwie donoĹny a zachrypĹy, ktĂłry ĹpiewaĹ, a raczej mĂłwiÄc ĹciĹlej, wyĹ co nastÄpuje:
      
     Moi j'aime
     La femme
     A la folie...
      
     Zdumiony tem niespodziewanem publicznem wyznaniem zwrĂłciĹem gĹowÄ i ujrzaĹem nastÄpujÄcy obraz: MaĹy sklepik o Ĺcianach pokrytych od podĹogi do sufitu edycyami piosenek, zaĹ na Ĺrodku olbrzymi gramofon, z ktĂłrego mosiÄĹźnej gardzieli wychodziĹy chrypliwe, a bezprzykĹadnie namiÄtne dĹşwiÄki sĹyszane przed chwilÄ. NaokoĹo tĹum ludzi, mÄĹźczyzn i kobiet, przewaĹźnie ubogo lub skromnie odzianych i powtarzajÄcych pĂłĹgĹosem za tym idealnie cierpliwym i niezmÄczonym nauczycielem kuplet piosenki. Za chwilÄ fala ludzka wydobyĹa siÄ na ulicÄ, nucÄc juĹź pĹynnie:
      
     Moi j'aime
     La femme
     A la folie...
      
     a wraz nowy tĹum przechodniĂłw opanowaĹ sklepik. W ten sposĂłb "piosenka dnia" znajduje siÄ w przeciÄgu kilku godzin na ustach wszystkich, aby nazajutrz ustÄpiÄ miejsca innej i zginÄÄ w niepamiÄci.
     I nigdy tak wyraĹşnie jak wĂłwczas nie odczuĹem, czem jest we Francyi piosenka: jednÄ z elementarnych potrzeb egzystencyi, - artykuĹem spoĹźywczym tak waĹźnym i niezbÄdnym jak wino i mÄka. To tĹo trzeba czuÄ, aby zrozumieÄ Ăłw genre literacki, ktĂłry wykwitĹ z wrodzonej potrzeby odczuwania nietylko gwaĹtownych wzruszeĹ, nietylko wielkich smutkĂłw i radoĹci, ale wprost najpowszedniejszych zjawisk Ĺźycia codziennego w rytm piosenki.
     Stworzenie temu kultowi piosenki trwaĹej ĹwiÄtyni, a zarazem rynku zbytu jest dzieĹem sĹynnego Salis'a, twĂłrcy Chat noir'u. Salis przy caĹej bohemie obdarzony wielkÄ praktycznoĹciÄ i niepospolitym talentem organizacyjnym przeczuĹ kopalniÄ zĹota w tych fajerwerkach dowcipu i szalonych pomysĹĂłw, spalanych codziennie z wielkopaĹskÄ rozrzutnoĹciÄ wĹrĂłd koleĹźeĹskich zebraĹ malarskich pracowni i knajp literackich. Rezultat przeszedĹ najĹwietniejsze oczekiwania - i dla niego samego i dla nowego genreu literatury. Z otwarciem tego krateru z ĹźywioĹowÄ siĹÄ wybuchnÄĹy talenty zdumiewajÄco silne i róşnorodne. Sentymentalna, urocza piosenka Delmet'a, szerokie, dramatyczne akcenta "Tyrteusza Montmartre'u" Marcela Legay - obok krwawych strof Bruanta, w ktĂłrych migota bĹysk noĹźa apasza, obok niezmordowanego wabienia samiczki u Gabryela Montoyi, werwy satyrycznej Ferny'ego i tylu, tylu innych. KaĹźdy z tych twĂłrcĂłw-ĹpiewakĂłw stwarza swĂłj wĹasny, odrÄbny rodzaj i kaĹźdy jest w nim do dziĹ dnia nieprzeĹcignionym mistrzem. Z czasem wybuch ten uspokaja siÄ nieco i piosenka pĹynie spokojniejszem, uregulowanem ĹoĹźyskiem. Szalone improwizacye ustÄpujÄ miejsca doskonaĹej literackiej fakturze; - znika coraz bardziej rodzaj macabre (Jehan Rictus), a dominuje natomiast chanson d' actualitĂŠ, bÄdÄca najczÄĹciej chanson rosse (Fursy, Bonnaud, Numa Bies i inni). Jest to Ĺpiewana migawkowa kronika bieĹźÄcego Ĺźycia od najdrobniejszych wydarzeĹ miejscowych aĹź do najwiÄkszych faktĂłw politycznych, traktowanych conajmniej rĂłwnie lekko. Ot, bierze siÄ trochÄ Ĺźycia na sĹomkÄ i wydmuchuje baĹki okrÄgĹe, bĹyszczÄce i niknÄce w chwilÄ po urodzeniu.
     Rozumie siÄ samo przez siÄ, Ĺźe staĹym, niejako oficyal-nym przedmiotem nieskoĹczonych konceptĂłw i zabawy jest przedewszystkiem pomazaniec narodu, prezydent Republiki. MoĹźnaby mieÄ wraĹźenie, Ĺźe kaĹźdorazowy prezydent tak dĹugo zasiada na swojem quasi krĂłlewskiem krzeĹle, dopĂłki piosenka nie wyciĹnie z jego osoby i sytuacyi caĹej moĹźebnej sumy humoru i komizmu: - poczem siĹÄ rzeczy narĂłd musi przystÄpiÄ do wyboru nowej gĹowy. Wraz ze swoim naczelnikiem dzieli los ten kaĹźdorazowy rzÄd, jakikolwiekby on byĹ. I zaprawdÄ, niebezpiecznym jest objawem dla osobistoĹci politycznej, jeĹźeli nazwisko jej nie defiluje stale w szarĹźach paryskich KabaretĂłw. Nie z byle kogo ParyĹź ĹmiaÄ siÄ raczy - i nie lada znaczenia i popularnoĹci trzeba, aby na to wyróşnienie zasĹuĹźyÄ. I nie jest to bynajmniej satyra polityczna, wynikĹa z bĂłlu, z siĹy przekonania; - jest to raczej owa blague w najlepszem paryskiem znaczeniu: obracanie w Ĺwietle dowcipu wszystkiemi powierzchniami danego przedmiotu, aby zamigotaĹ caĹym snopem iskierek wesoĹoĹci.
     A zresztÄ zdaje siÄ, Ĺźe te zakĹady, w ktĂłrych co wieczora oĹmiesza siÄ dobrodusznie a dotkliwie oficyalnych reprezentantĂłw narodu, zdobyĹy sobie juĹź stanowisko wprost jako instytucye uĹźytecznoĹci publicznej. Jako dowĂłd moĹźe ĹwiadczyÄ, Ĺźe jeĹźeli jakiĹ utalentowany piosenkarz engueule le gouvernement przez szereg lat i czyni to ze znacznem powodzeniem, to zostaje nagrodzonym przez ten sam gouvernement palmami akademickiemi (maĹo zresztÄ szanowanemi na estradzie kabaretowej); - jeĹźeli zaĹ ataki jego odznaczajÄ siÄ szczegĂłlniejszÄ werwÄ i dowcipem, to moĹźe marzyÄ i o czerwonej wstÄĹźeczce legii honorowej. ByÄ moĹźe, Ĺźe jest w tem traktowaniu rzeczy i gĹÄbszy podkĹad; Ĺźe piosenka jest tÄ klapÄ bezpieczeĹstwa, ktĂłrÄ niewinnie wyĹadowuje siÄ stale wszelkie niezadowolenie, nie groĹźÄc niebezpiecznem nagromadzeniem. Kto siÄ Ĺmieje, ten nie jest groĹşny; podejrzani sÄ tylko ci ludzie, ktĂłrzy siÄ nigdy nie ĹmiejÄ.
     BÄdÄc przed laty po raz pierwszy w ParyĹźu, zakochaĹem siÄ od pierwszej chwili w paryskiej piosence, szukaĹem jej wszÄdzie, refreny jej dĹşwiÄczaĹy mi bezustanku w uszach. Kiedy po latach kilku znowu danem mi byĹo usĹyszeÄ starÄ, a tak nieskoĹczenie wesoĹÄ, klasycznÄ nutÄ Chat noir'u:
     Un jeune homm' venait de se pendre
     Dans la foret de Saint Germain
      
czuĹem, Ĺźe jak Sienkiewiczowskiemu Latarnikowi (jeĹźeli wolno siÄ tak wyraziÄ) Ĺzy napĹywajÄ mi do oczu. MiĹoĹÄ ta byĹaby najpewniej zeszĹa ze mnÄ do grobu bez konsekwencyi, gdyby nie powstanie "Zielonego Balonika", ktĂłre wydobyĹo z kaĹźdego z nas jakieĹ ziarenko wesoĹoĹci, drzemiÄce przewaĹźnie doĹÄ gĹÄboko wobec nie wesoĹo usposabiajÄcych warunkĂłw naszego Ĺźycia. W wesoĹoĹci i pustocie, bez cienia zĹoĹliwej intencyi pisane byĹy te piosenki. SÄ one tylko wyrazem kultu i uwielbienia dla paryskiej chanson, tak lekkiej i musujÄcej jak piana szampaĹskiego wina i tak jak to wino upajajÄcej.
Boy.
      
 
ZAMIAST WSTÄPU
CO MĂWILI W KOĹCIELE U KAPUCYNĂW...
     (PieĹĹ dziadowska).
          Bardzo powolne tempo mazurka
     
     PosĹuchajcie ludkowie,
     Co wam dziadek opowie:
     Niech nastawi kaĹźdy ucha,
     Bo to mÄdra jest psiajucha
     Z niejednej flaszki pijaĹ.
      
     Wiecie wy, chamskie gnaty
     Z kiem ja jezdem Ĺźeniaty?
     W koĹciele moja babina
     Baczy by kaĹźda hrabina
     MiaĹa do mszy stoĹeczek.
      
     Przy tej duchownej pieczy
     SĹyszy teĹź róşne rzeczy,
     Co tam sobie parle franse
     WygadujÄ za romanse
     Okrutne wszeteczeĹstwa.
      
     W przedostatniÄ niedzielÄ
     W kapuceĹskim koĹciele,
     MĂłwiĹa mi moja starka,
     StraĹna byĹa tam pogwarka
      
     O jakimsiĹ baloniku.
     Rzecze pani nieftĂłra
     To Sodoma, Gomora;
     Niewidziane rzeczy w Ĺwiecie,
     Co oni w tym taburecie
     Tfu! nikiej zwykĹe Ĺwinie.
      
     Schodzom sie do piwnice -
     Zapalone trzy Ĺwice,
     Drzwi nie wprzĂłdzi siÄ otwiera,
     AĹź fto imie Lucypera
     Po trzy razy zawoĹa.
      
     Kompanija wesoĹa
     Ozbira siÄ do goĹa,
     Potem jakieĹ Ĺtuczne taĹce
     WyprawiajÄ te pohaĹce,
     Wstyd wymĂłwiÄ: jakieĹ macice.
      
     Wszystko se tak uĹźywa
     ChoÄ niejedna juĹź siwa -
     Niejedna - boskie skaranie -
     W odmienionym chodzi stanie,
     A i tak se folguje.
      
     Z harakiem stoi balia -
     Pije caĹa kanalia
     Od rzeĹşbiarza do maljarza
     KaĹźdy pysk do balii wraĹźa
     I bez pamiÄci chĹepce.
      
     BeĹ tam mĹody chĹopczyna,
     ZwÄ go jakoĹ... Stasina
     Jak nie weĹşmie pĹakaÄ, prosiÄ,
     Ĺťe piÄ nie fce, Ĺźe ma dosiÄ:
     PrzemocÄ w gardĹo lejÄ.
      
     Jensza bestya - tak gruba -
     StraĹnie sproĹna choroba -
     Do syÄkiego ten ci pirszy,
     Wszeteczne im skĹada wirsze
     Na to rajskie wesele.
      
     W wielkiej on ci tam chwale
     Gra na klawicymbale,
     Wszystkie gĹosem mu wtĂłrujÄ,
     Po brzuchu go przyklepujÄ
     Niby Ĺźe pirsza Ĺwinia.
      
     Jenszy na Ĺbie ma kĹaki
     Jak u jakiej pokraki -
     PonoĹ jaĹźe jest ze Ĺťmudzi;
     Co ten gÄbÄ napaskudzi,
     To ratuj Chryste Panie!
      
     MĂłwiÄ o nim dochtory,
     Ĺťe na rozum jest chory -
     Bo do kobit tak siÄ bierze,
     Zamiast uĹźyÄ jak naleĹźy
     Ino gada plugastwa.
      
     Jenszy znĂłw do krotofil -
     WoĹajom go Teofil;
     ŝóĹtÄ brodÄ se fryzuje,
     Szpetne figle pokazuje,
     Baby skrzeczÄ z radoĹci.
      
     Ĺťe jest chĹop jak siÄ patrzy,
     Niejedna siÄ zapatrzy -
     Potem dziwiÄ siÄ ludziska
     ChoÄ nie krewny, zasie z pyska
     Wykapany Teofil.
      
     Jak siÄ syto napijÄ,
     DoĹÄ se gÄbĂłw pobijÄ,
     Potem liga wszystko spoĹem -
     Fto na stole, fto pod stoĹem,
     Gorzej niĹli zwirzÄta.
      
     TakÄ majÄ zabawe
     Te odmieĹce plugawe,
     Co siÄ same - Panie ĹwiÄty -
     PrzezywajÄ dekadenty,
     Po polsku: takie syny!
      
     Tak gadali w niedzielÄ
     W kapuceĹ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin