Erickson Lynn - Mąż i kochanek.doc

(1387 KB) Pobierz

Lynn Erickson MĄŻ I KOCHANEK

Rozdział 1

Morderstwo w Aspen to rzadkość.

Ale kiedy już się zdarzy, ofiarą jest ktoś sławny albo bogaty, albo przy­najmniej ktoś, na kogo spłynęło trochę blasku wielkiego kurortu. Tak było w przypadku Samanthy Innes, pięknej żony wziętego chirurga ortopedy. Zo­stała zamordowana dwanaście lat temu przez swojego kochanka, którego osądzono i skazano w wiktoriańskim gmachu sądu hrabstwa Pitkin. Media wałkowały tę sprawę bez końca.

Mąż ofiary, doktor Thomas Innes, znajdował się oczywiście w centrum zainteresowania. Jego ściągnięta bólem twarz codziennie pojawiała się na pierwszych stronach gazet i w telewizji. Zresztą twarze wszystkich, którzy grali główne role w tym ponurym dramacie - Samanthy, Thomasa i ich có­reczki Olivii - pokazywano w wieczornych wiadomościach równie często jak twarz oskarżonego.

Proces wzbudzał ogromne zainteresowanie właśnie dlatego, że to się stało w Aspen. Nie chodziło w końcu o jakieś zwykłe morderstwo nikomu niezna­nego człowieka - nie, w tej tragedii brali udział ludzie opromienieni blas­kiem sukcesu.

Blask ten nie padał jednak na Breta McSwaina, który był wtedy jednym z szeregowych pracowników biura prokuratora okręgowego i nie miał z tą sprawą nic wspólnego. Ale teraz Bret był prokuratorem okręgowym. On też osiągnął sukces.

Siedział właśnie obok detektywa Jeba Fellera, który prowadził samochód w wiosennej zadymce, i uśmiechał się do siebie. Wycieraczki zgarniały ryt­micznie wilgotny śnieg zbierający się na przedniej szybie. Ulice tonęły w bło­cie, ołowianoszare chmury wisiały nisko nad ziemią.

Jechali do domu doktora Innesa, który nie był już młodym, zdolnym leka­rzem i mężem zamordowanej kobiety, ale najlepszym chirurgiem ortopedą w hrabstwie, zajmującym się kolanami, kostkami i łokciami gwiazd sportu. A że potrafił nie tylko leczyć, ale i oczarować swoich pacjentów, równie często nastawiał im kolana i grywał z nimi w golfa.

Bret z przyjemnością wspominał dzień, w którym postanowił aresztować Thomasa Innesa. Było to przed kilkoma miesiącami, wkrótce po tym, jak zgło­siła się do niego Leann Cornish, pielęgniarka. Wysłuchał jej, sprawdził ją do­kładnie, przejrzał stenogramy z pierwszego procesu. Znalazł też świadka, któ­ry potwierdził zeznania pielęgniarki. Przeanalizował cały materiał - na tym polegała jego praca - i doszedł do wniosku, że zabójca Samanthy Innes nadal chodzi po ulicach Aspen, a w więzieniu siedzi niewinny człowiek.

Pomyłki sądowe zdarzają się rzadko, więc Bret długo rozważał wszelkie za i przeciw. Konsultował się ze współpracownikami, profesorami prawa i prokuratorem stanowym z Denver. W końcu uznał nowe dowody za nie­podważalne i podjął decyzję.

Najpierw musiał wystąpić o zwolnienie uwięzionego kochanka Samanthy Innes, Matta Holmana. Jeśli Samanthę zabił Thomas, Matt był niewinny.

Jeb Feller pochylił się do przodu, usiłując dojrzeć coś przez sypiący z nie­ba śnieg.

- Beznadziejna pogoda - mruknął.

- Wiosna w górach - odparł Bret. - Może jutro będzie lepiej.

Pogawędka, która ani trochę nie rozładowała napięcia panującego w sa­mochodzie.

Był piętnasty kwietnia, ostatni dzień sezonu narciarskiego. Niedziela. Bret McSwain poklepał kieszonkę na piersi; w której schował nakaz aresztowa­nia. Uznał, że niedzielny poranek to najlepsza pora. Gdyby nawet Innes za­mierzał wybrać się na narty czy gdziekolwiek indziej, raczej nie wyjdzie z domu przed dziesiątą.

Dopadnę go, pomyślał.

To aresztowanie będzie prawdziwą sensacją. Zainteresują się nim wszyst­kie gazety, wszystkie stacje telewizyjne i radiowe. McSwain nie mógł się już doczekać, kiedy zobaczy swoją twarz na ekranie. Na pewno będzie świetnie wyglądać - czterdziestodwuletni wysoki blondyn w modnych okularach, wprawdzie lekko łysiejący, ale ciągle bardzo interesujący. Tak, chętnie skupi na sobie uwagę mediów. W końcu to Aspen, ulubiony kurort sławnych i bo­gatych. A on właśnie jedzie aresztować znaną lokalną osobistość, sprytnego mordercę, któremu dwanaście lat temu udało się wywinąć.

- To już za tym zakrętem, prawda? - spytał Feller.

- Tak, to ten żółty dom - potwierdził Bret.

Od aresztowania Innesa dzieliły go zaledwie minuty. Czuł, że ta sprawa nada właściwy kierunek jego karierze. Oczyma wyobraźni widział się już w biurze prokuratora stanowego. A potem... kto wie?

Niepokoiło go tylko jedno - obecna żona Thomasa Innesa, Julia, była je na z jego podwładnych. Pracowała w biurze w Aspen od siedmiu lat. By bardzo inteligentna, dociekliwa i pełna empatii. A przy tym atrakcyjna.

Cóż, nie powinien się nad nią roztkliwiać. Przecież aresztowanie jej męża to jego święty obowiązek jako prokuratora okręgowego. Sprawiedliwość musi stać się zadość. Ukrywał nowe dowody przed Julią. Nie miała pojęci że przedstawił je sędziemu i uzyskał nakaz aresztowania.

Biedna Julia.

Aresztowanie Thomasa wywoła burzę. McSwain wiedział, że miejscom staną po stronie swojego bohatera, przystojnego, czarującego lekarza, kto nastawiał ich połamane kończyny. Tak, staną po jego stronie, przynajmniej na początku. Ale kiedy wyjdą na jaw nowe, niepodważalne dowody, będą musieli zmienić zdanie.

Czy Julia nie powinna była się domyślać, że jej mąż jest winny? Czy nie powinna tego wyczuć? McSwain nigdy nie był żonaty, ale uważał, że kobiety wyczuwają takie rzeczy. Czy nie na tym właśnie polega słynna kobieca intuicja?

Dwanaście lat temu Bret McSwain był jednym z pracowników biura prokuratora okręgowego, tak jak obecnie Julia. Nie zajmował się tą sprawą, a pamiętał ją doskonale. Thomas Innes nie należał nawet do podejrzanych. Kozłem ofiarnym został ktoś inny.

Ale teraz Innes się nie wywinie.

Feller zatrzymał samochód przy krawężniku i wyłączył silnik.

- Jesteśmy na miejscu - oznajmił bez entuzjazmu.

Bret wiedział, że Feller nie miał ochoty aresztować Innesa, niechętnie przyj nawet do wiadomości nowe zeznania. Ale to nie Feller podejmował decyzje - jego zadaniem, jako policjanta, było aresztowanie ludzi, których prokur tor i sędzia kazali mu aresztować.

McSwain wziął głęboki oddech, odruchowo przygładził przerzedzoną czuprynę i wysiadł z samochodu. Feller dołączył do niego i razem ruszyli w stroi domu, zostawiając za sobą ślady w śniegu pokrywającym chodnik.

Bret zastanawiał się, czy Innes nie zareaguje agresywnie, czy nie będzie im groził albo próbował uciekać. Widział już nagłówki w gazetach: Prokurator okręgowy hrabstwa Pitkin wznawia śledztwo w sprawie morderstwa w Aspen. Aresztowanie doktora Thomasa Innesa.

Wszedł po schodach na ganek wiktoriańskiego domu, spojrzał na lśniące czarne drzwi z małym witrażowym okienkiem, podniósł mosiężną kołatkę i zastukał.

Kto otworzy? Julia czy Thomas?

Zastanawiał się, ile powinien odczekać, nim zastuka ponownie. Dziesięć, piętnaście sekund?

Minęło ledwie pięć, gdy usłyszał szczekanie psa i zbliżające się kroki. Nie ciężkie, męskie, ale kobiece. Julia? Przygotował się wewnętrznie.

Będzie przerażona, zszokowana. Ale z czasem zapomni o Thomasie. Może nawet pewnego dnia podziękuje McSwainowi, że zamknął jej męża morder­cę i w ten sposób uratował jej życie.

 

To na pewno Barb, pomyślała Julia. Przyszła wcześniej.

Wybierały się na narty. Był ostatni dzień sezonu. Czasem ten ostatni dzień był ciepły i słoneczny, a czasem taki jak dziś - mokry, zimny i wietrzny. Ale czy zła pogoda powstrzyma prawdziwego narciarza?

Julia uciszyła psa i podeszła do drzwi. Miała na sobie spodnie od piżamy i sweter, a na nogach skarpetki. Nie była jeszcze gotowa. Trudno, Barb może poczekać.

Otworzyła drzwi z uśmiechem na ustach. Ale na progu nie stała Barb, tyl­ko Bret McSwain i Jeb Feller.

- Bret? Jeb?

- Witaj, Julio. Czy Thomas jest w domu? - spytał McSwain.

- Nie, został wezwany do szpitala. Jakiś nagły przypadek... - Czego, na Boga, oni mogą chcieć od Thomasa?

- Muszę z nim porozmawiać.

- Powinien wrócić za kilka godzin. Powiedział, że spróbuje spotkać się ze mną na lunchu w Bonnie’s. Ale może ja mogłabym wam pomóc?

- Nie, Julio, muszę porozmawiać z Thomasem.

Coś tu było nie tak. Coś w głosie Breta, w jego zachowaniu. Znała go dobrze, znała jego mimikę i gesty.

- Może jednak powiecie mi, o co chodzi?

McSwain wziął głęboki oddech.

- Wolałbym porozmawiać z twoim mężem.

Julia poczuła, że coś ściskają w żołądku.

- Ale dlaczego? Przecież i tak o wszystkim się dowiem.

McSwain patrzył na nią przez chwilę, a potem spuścił wzrok.

- Bret?

- Sam nie wiem, Julio... - Znów na nią spojrzał. - No dobrze, powiem ci. Chodzi o to, że... Mam nakaz aresztowania Thomasa.

Julia poczuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Wyciągnęła przed siebie rękę, jakby chciała go powstrzymać.

- Kto...? - wyjąkała wreszcie. Jakiś pacjent pozwał Thomasa. Tak, na pewno o to chodzi... Ale przecież z tego powodu nikogo się nie aresztuje...

Bret potrząsnął głową. Jeb odwrócił się i patrzył na zasypany śniegiem trawnik.

- Ale... Bret, na litość boską, mógłbyś przynajmniej... - Usiłowała zapanować nad głosem, ale słowa więzły jej w gardle.

- Aresztujemy twojego męża za zamordowanie Samanthy Innes.

- Samanthy?

- Tak, Julio. Jego pierwszej żony.

Rozdział 2

Julia rozpaczliwie próbowała zebrać myśli.

- Człowiek, który zabił Samanthę, siedzi w więzieniu. To jakieś szaleństwo, Bret.

- Pojawiły się nowe dowody.

- Nowe dowody? - Nagle ogarnął ją gniew. - Jakie nowe dowody?

- Wiesz, że nie mogę ci powiedzieć.

- Cóż, cokolwiek to jest - machnęła ręką - to jakieś bzdury i ty dóbr o tym wiesz. Thomas na pewno wszystko wyjaśni, jak tylko wróci do dom Boże, Bret, nie mogę uwierzyć, że robisz coś takiego.

- Chyba nie będziemy czekać, aż Thomas wróci do domu.

- Ty... nie chcesz chyba powiedzieć, że...

- Idziemy, Jeb - powiedział McSwain i odwrócił się do drzwi.

- Bret, nie możesz pojechać do szpitala. Thomas jest na sali operacyjne Bret...

- Julio, wiesz, że bardzo cię lubię i ufam ci, ale Thomas jest twoim mi żem, więc jestem pewny, że zadzwonisz do niego i powiesz mu, że do niej jedziemy. - Rozłożył ręce. - Chcę to załatwić jak najszybciej.

- Myślisz, że jeśli poczekasz, ja ostrzegę Thomasa i... i on ucieknie? - spytała z niedowierzaniem.

- Powiedzmy, że wolę nie ryzykować.

Wyszli. Julia stała w otwartych drzwiach i patrzyła na ślady pozostawione przez nich w mokrym śniegu. Wciąż nie docierało do niej to, co właśnie usłyszała. Thomas aresztowany za zabicie Samanthy? Dziwne... niewiary­godne. Niemożliwe.

I Bret... Prokurator okręgowy pojawił się osobiście, by dokonać areszto­wania. Niesłychane. Ale wiedziała, dlaczego to zrobił. Jeśli dojdzie do pro­cesu, to będzie głośna sprawa, a Bret pragnie rozgłosu. Drań.

Wzięła się w garść. Musi ostrzec Thomasa. Nie pozwoli, żeby Bret go zaskoczył. Rozejrzała się gorączkowo dookoła, szukając telefonu bezprze­wodowego. Gdzie go położyła po rozmowie z Barb?

O Boże, Barb... Będzie musiała ją zawiadomić...

Znalazła telefon, który leżał pod niedzielnym wydaniem gazety, i wystuka­ła numer komórki męża. Po trzecim sygnale odezwała się poczta głosowa. Oczywiście, zostawił go razem z ubraniem, kiedy przebierał się w chirur­giczny uniform. Nigdy nie zabierał komórki na salę operacyjną.

Wybrała numer dyżurki pielęgniarek i czekała, niespokojnie chodząc po pokoju.

- Dyżurka, Megan Simonson przy telefonie.

- Megan! Dzięki Bogu. Mówi Julia Innes. Możesz przekazać wiadomość mojemu mężowi?

- Mogę, oczywiście, ale operacja jeszcze trwa...

- To bardzo pilne. Musisz mu powiedzieć jak najszybciej. Ja już tam jadę, ale on musi się o tym dowiedzieć natychmiast.

- Cóż...

- Słuchaj, prokurator okręgowy i policja jadą do szpitala... żeby areszto­wać Thomasa.

- Co?

- Nie ma czasu na wyjaśnienia. Zaraz tam będę.

- Ale... doktor Innes? Aresztowany?

- Megan, po prostu powiedz mu o tym. Ja już wyjeżdżam. Powiedz mu.

Julia pobiegła na górę do sypialni, włożyła buty, wskoczyła w dżinsy i chwy­ciła torebkę. Jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Ale nadal nie była w stanie w to uwierzyć.

Barb, o Boże, Barb... Nie, nie ma na to czasu. Napisała kilka słów do przyja­ciółki na odwrocie koperty, która leżała na stoliku w przedpokoju, zdjęła kurtkę z wieszaka i wyszła, wtykając kopertę pod kołatkę. Pobiegła do garażu i nacisnęła guzik otwierający drzwi. Kluczyki... W torebce. Włożyła kluczyk do stacyjki zdecydowanie za szybko wyjechała tyłem z garażu i znalazła się na ulicy.

Dojazd do szpitala Aspen Valley trwał zaledwie kilka minut, nawet w czas zadymki. Jadąc, usiłowała zebrać myśli. Powinna być opanowana i spokojni Thomas będzie jej potrzebował. Nowe dowody. Co, do diabła, Bret mógł mię na myśli? Wiedziała wszystko o morderstwie pierwszej żony Thomasa, wiedziała, że Thomas i Samantha mieli problemy i zastanawiali się nad separacji. Wiedziała - wszyscy wiedzieli - że Samantha miała kochanka, który przyzna że był z nią tuż przed tym, jak została zabita. Przyznał, że uprawiał z nią sęk Prosty przypadek, zbrodnia z namiętności, jasne jak słońce. Oczywiście Matt Holman utrzymywał, że jest niewinny, ale też można się było tego spodziewał

Nie miał alibi; miał natomiast motyw i sposobność. Został uznany za winnego i skazany na dożywocie. Thomas, młody wdowiec z dzieckiem, zaczął wszystko od nowa.

Julia wzięła głęboki oddech i skręciła w Main Street. Niedzielny poranek u schyłku sezonu, na ulicach było niewiele samochodów. Dzięki Bogu.

Powinna była zażądać, żeby Bret powiedział jej, na jakich nowych dowodach opiera to aresztowanie. Ale wiedziała, że miał rację - jej nie musiał tego mówił Będzie jednak musiał powiedzieć to Thomasowi. Wcześniej czy później. Przeje chała przez rondo i skręciła w Castle Creek Road. Czy Megan już przekazała Thomasowi wiadomość? Będzie zdenerwowany; będzie wściekły, ale wszystko wyją śni i wkrótce cała ta sytuacja stanie się tylko nieprzyjemnym wspomnieniem. Bret McSwain będzie musiał wszystko odszczekać i przeprosić. Publicznie.

Co, na Boga, myślał sędzia Scott, wydając nakaz aresztowania? Wszyscy wiedzieli, że Thomas miał niepodważalne alibi. W czasie kiedy Samantha została zamordowana, był na sali i operował staw biodrowy. Fakt ten zosta potwierdzony podczas procesu Holmana, gdy jego adwokat próbował rzuci podejrzenia na Thomasa.

Bret McSwain chyba postradał rozum. Albo jest najbardziej przepełnień, nienawiścią istotą ludzką, z jaką Julia miała kiedykolwiek do czynienia. A di tego jest jej szefem. Jak będzie mogła w takiej sytuacji wrócić do pracy?

Na szczęście Bret pracował w biurze w Glenwood Springs, sześćdziesiąt kilometrów od Aspen, a bezpośrednim przełożonym Julii był jego zastępca Lawson Fine. Zresztą teraz to wszystko i tak nie miało znaczenia. Pomyśl o tym później.

Wjechała na szpitalny parking, zostawiła samochód i wbiegła do budynku Minęła izbę przyjęć i ruszyła w stronę dyżurki pielęgniarek.

Głosy. Podniesione głosy. Kłótnia. Słyszała Breta i jakąś pielęgniarkę, ale nie Thomasa.

Kilka innych pielęgniarek stało za dyżurką, patrząc w głąb korytarza.

- Julio, co się dzieje? - spytała jedna z nich.

- Czy Thomas dostał wiadomość ode mnie?

- Megan poszła mu powiedzieć. Był właśnie w połowie operacji. A zaraz potem pojawili się ci ludzie. Jeden z nich to chyba prokurator okręgowy, wiesz? Przypadkiem usłyszałyśmy coś o pierwszej żonie doktora... że pro­kurator przyjechał tu, żeby...

- Tak, tak. Nie mam teraz czasu, żeby wam to tłumaczyć. Zaszło straszne nieporozumienie. Ale nie przejmujcie się, Thomas wszystko wyjaśni.

- Znałam Samanthę - wyszeptała pielęgniarka, najwyraźniej przerażona. - Znałam ją.

Samantha. To wszystko jej wina. Gdyby nie zdradzała Thomasa, nigdy nie doszłoby do tej tragedii. Byłaby rozwiedziona, ale by żyła, a Livie miałaby matkę.

Julia ruszyła spiesznie korytarzem, na którego końcu Megan Simonson broniła Bretowi wstępu na blok operacyjny.

- Nie możecie tam wejść - mówiła stanowczo. - To obszar sterylny. Gdy­byście weszli, moglibyście narazić na niebezpieczeństwo pacjenta.

- Nie może go pani wywołać? - spytał Bret. - Na litość boską, to śmieszne.

- Doktor Innes kończy operację - odparła Megan. - Składa złamany nad­garstek. Zaraz sam wyjdzie.

Julia podeszła bliżej, żeby zerknąć przez małą szybę w drzwiach. Megan ją przepuściła. Thomas ściągał właśnie maskę chirurgiczną i rękawiczki. Był blady i poważny, ale wydawał się całkowicie opanowany. Przystojny w tro­chę chłopięcy sposób, mimo czterdziestu pięciu lat. Dobrze zbudowany, z czarną czupryną i mocno zarysowanymi ciemnymi brwiami.

Koło jego pacjentki, która ciągle jeszcze leżała na stole, krzątali się aneste­zjolog i pielęgniarka. Thomas nigdy nie naraziłby pacjenta, nawet w obliczu aresztowania.

Niespiesznie podszedł do drzwi, pchnął je ramieniem, zatrzymał się przed Bretem McSwainem i spojrzał na niego spod zmarszczonych brwi.

- Chciał się pan ze mną widzieć, panie McSwain? - zapytał, po czym od­wrócił się do pielęgniarki: - Dziękuję, Megan.

Julia stała obok, zagryzając wargi, z mocno bijącym sercem. Kochała go i była taka dumna z jego opanowania.

- Thomas... - zaczęta.

Ale on tylko kiwnął głową - rozumie jej niepokój, zaraz się wszystkim zajmie. Julia poczuła pod powiekami piekące łzy.

Atmosfera była bardzo napięta; wszyscy lekarze i pielęgniarki w szpitalu wiedzieli, co się dzieje, i czekali na rozwój wypadków.

- Tak, chciałem się z panem zobaczyć - powiedział Bret.

- Może przejdziemy do pokoju lekarzy? - zaproponował Thomas.

- To nie będzie konieczne. Bret wyjął nakaz aresztowania z kieszeni ma­rynarki. - Doktorze Thomasie Leonie Innes, jest pan aresztowany pod zarzu­tem zamordowania Samanthy Jane Innes.

Julię nagle ogarnęła wściekłość. Bret czerpał z tej sytuacji zdecydowanie za dużo satysfakcji. Po prostu uwielbiał być w centrum zainteresowania. Niech go diabli.

Podeszła bliżej i dotknęła ramienia Thomasa.

- Nie martw się, kochanie, to jakieś nieporozumienie. Poradzimy sobie.

- Oczywiście, to nieporozumienie. Ani trochę się nie martwię, Julio.

- Kajdanki, Jeb - powiedział Bret.

- Do diabła, to chyba nie jest konieczne - rzuciła Julia. - Bret...

- Uspokój się, Julio - powiedział Thomas. - Ci ludzie muszą wypełnić swoje obowiązki.

Jeb założył mu kajdanki. Julia skrzywiła się odruchowo.

- Tędy, doktorze - odezwał się Jeb, chwytając Thomasa za łokieć.

- Julio, weźmiesz mój płaszcz? - spytał Innes łagodnie.

- Przyniosę go - zaoferowała Megan.

Julia ruszyła za Thomasem i Jebem w stronę wyjścia. Pielęgniarki siedzące w recepcji patrzyły na nich, zdumione i zażenowane. Megan podbiegła i za­rzuciła Thomasowi płaszcz na ramiona. Wyglądała, jakby miała się rozpłakać.

Na zewnątrz wciąż padał śnieg. Jeb Feller poprowadził Thomasa w stronę policyjnego samochodu. Julia szła tuż za nimi.

Jeszcze ten przepojony hipokryzją gest przytrzymania głowy aresztowane­go przy wsiadaniu do auta. Straszne, jej mąż, niewinny człowiek, traktowany w taki sposób.

A potem ten młody mężczyzna z aparatem fotograficznym. Dźwięk mi­gawki. Julia rzuciła się do przodu, zasłaniając dłonią obiektyw.

- Co pan wyprawia?

- Jestem reporterem z „Aspen Times”. Zaraz, zaraz, czy pani nie jest przy­padkiem jego żoną? Mogę zadać pani kilka pytań?

- Nie.

- Zrobić zdjęcie?

- Nie. Proszę się trzymać od nas z daleka.

Skąd, u diabła, ten człowiek wiedział o aresztowaniu? Nagle zrozumiała i znowu ogarnęła ją wściekłość. To Bret zawiadomił gazety, zanim tu przyje­chał. Co za sukinsyn.

Przy drzwiach stała grupka pracowników szpitala; gapili się, szeptali mię­dzy sobą. Fotograf zrobił im kilka zdjęć. Okropne. Wszyscy się dowiedzą... Aspen to małe miasto. Cała historia rozejdzie się okamgnieniu, jutro będą o tym pisać wszystkie gazety. Julia wiedziała, że nic na to nie może poradzić.

Podeszła do otwartych jeszcze drzwi samochodu, pochyliła się i objęła męża.

- Wszystko będzie dobrze - powiedziała z mocą.

- Wiem, Julio.

Pocałowała go w policzek. Jeb Feller stał w milczeniu z ręką na drzwiach. Zaraz je zamknie i zabierze Thomasa.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin